33

236 15 0
                                    

Ich lot wydawał się być spokojny. Ładunki były zabezpieczone w ładowni, wszystkie systemy dawały doskonały odczyty, więc nikt nie przejmował się czymkolwiek. Każda jedna osoba zajmowała się swoimi zajęciami, rozmawiając i śmiejąc się cicho.

Harry siedział na swoim miejscu, niemalże przysypiając, kiedy wszystko szło tak gładko. Był to raptem jego pierwszy dzień od momentu, kiedy Louis zakończył swoją ruję. Czuł przez pierwsze kilka minut spojrzenia innych, które wodziły to od kapitana do niego, i na odwrót. Oczywiście chciał coś powiedzieć, ale w końcu było to normalne, że inni bywali ciekawscy, więc w końcu to zbył, wiedząc, że właśnie w taki sposób szybciej wszystkich uciszy.

Większość szukała wzrokiem znaku na jego szyi, szczególnie, że strój bruneta nie zasłaniał akurat tej części ciała. Jednak jego skóra prócz kilku czerwonych plam nie była w żaden sposób przebita.

— Będę wdzięczny, jeżeli przestanie gapić się bezpodstawnie w szyję naszego pilota, a zabierzecie się do poważnej pracy, na pokładzie zawsze jest coś do roboty, a jak nie, to ja chętnie coś znajdę — zagrzmiał Louis ze swojego miejsca, chociaż nawet nie podniósł głowę znad panelu, na którym coś czytał.

Harry uśmiechnął się pod nosem. Mogli nie być połączeni, ale ich dopasowanie wystarczyło, aby wyczuł zazdrość i złość, która targała Louisem. Było to dla niego zaskoczeniem, że mógł odczuwać coś takiego, ale nie narzekał. Nie musiał się odwracać, aby upewnić się w emocjach alfy.

Nie oderwał się jednak od steru. Nie miał zamiaru powodować żadnych nowych plotek, chociaż ich relacja była wszystkim doskonale znana. Może jedynie nie wiedzieli o tym, że omega powoli przygotowywała wszystkie swoje rzeczy, które miały znaleźć się w kwaterach kapitana. Uznali, że mogą zrobić to od razu, zanim męczyć się przez kilka dni, szczególnie, że Styles nie miał za wiele rzeczy.

Ale mieli poczekać do wieczora, aż będą mieli na wszystko czas. A na to było potrzeba kilku godzin. Oczywiście czekał jeszcze na nich posiłek, ale wystarczyło jedno spojrzenie, które sobie posłali, aby zdecydować, że nie zaszyją się w kwaterach, a zostaną z innymi. Nie mogli przecież wiecznie chować się przed wszystkimi, ale była to miła odmiana. Szczególnie, kiedy nagle obok nich znalazł się i Horan, który przytargał za sobą również Malika, a i jakimś cudem również pojawił się i Liam, mówiąc coś o badaniach, które Louis miał do wykonania. Tomlinson oczywiście zaczął narzekać, że po co go sprawdzać, skoro był zdrowy i w pełni sił, jednak Payne wyglądał na bardziej niż tylko na nieprzekonanego.

Koniec końców jednak zjedli razem, rozmawiając i śmiejąc się. Dla większości wyglądało to jak jakieś ważne zebranie, bo nie było co mówić, w końcu przy jednym stole siedziały najważniejsze osoby z każdego z działów, a na dodatek jeszcze i sam kapitan.

— Louis, musisz jeść więcej warzyw. Twoje wyniki na to wskazują.

— Liam, zamknij się, jesteś poza pracą — powiedział szatyn, przewracając oczami i rozejrzał się, zanim nie przerzucił części warzyw na talerz omegi.

— Nigdy nie jestem poza pracą, ratuję i dbam o życia — oburzył się Payne i spojrzał na omegę, która wzruszyła jedynie ramionami, nagle szturchając alfę i oddając część warzyw na jego talerz. Uśmiechnął się do bety i wrócił do swojego jedzenia.

— Nic nie widzę, Harry — mruknął Louis, marszcząc brwi.

— Może się zagapiłem i coś mi się wydawało. Tylko godzin gapienia się i czasami czuję się taki dziwny.

— Musisz się położyć? Źle się czujesz?

— Nie, Lou, czuję się dobrze — odpowiedziała omega, klepiąc lekko alfę po dłoni. — Ale będę czuł się najlepiej, jeśli zjesz ładnie warzywa.

— Nie mów do mnie jak do dziecka, proszę cię.

— Będę, bo o siebie nie dbasz.

Louis spojrzał na niego z lekką irytacją, ale zaczął zjadać to, co było na jego talerzu. Harry uśmiechnął się zwycięsko, wpatrując się w Liama z uniesioną brwią, jakby chciał pokazać, że odkrył najlepszy sposób na szatyna. Widać było, że medyk wcale się nie gniewał, dopóki miało to działać.

Po skończonym posiłku drogi ich piątki się rozeszły w akompaniamencie Nialla, rzucającego złośliwie, że kapitan stał się obrzydliwym pantoflem. Oczywiście Tomlinson obiecał, że wrzuci Horana do jakiejś maszyny, a omega spojrzała na niego niemalże pogardliwie, rzucając jedynie, że gdyby chciał, to wystarczyłyby mu dwie godziny, a przejąłby na własność każdy system na statku. Co gorsza jednak, kapitan wiedział, że była to prawda.

W końcu jednak Styles powiedział swojemu przyjacielowi, że oni muszą iść, a główny mechanik machnął jedynie ręką, mówiąc coś o tym, że był taki biedny i zapomniany, i znowu musiał wypłakiwać się w mechaniczne ramiona swoich dzieci. Każdy jednak wiedział, że ten tylko udawał, bo sekundę później zniknął jako pierwszy, mówiąc, że posiedzi jeszcze trochę przy obliczeniach, których wydawało się przybywać. Zayn poszedł za nim jako wsparcie moralne, a Louis wyglądał, jakby podziwiał pierwszego oficera na swoim statku za to, że ten wytrzymywał z Horanem.

Kiedy ich dwójka nareszcie pojawiła się w kwaterach Harry'ego, obydwaj ucieszyli się z ciszy i spokoju, który mieli jedynie na tym jednym pokładzie statku. Zaczęli powoli zbierać rzeczy omegi, nie szczędząc sobie jednak przelotnych dotyków czy miękkich pocałunków, których odmawiali sobie na mostku.

Może w jakiś sposób odrabiali te godziny, które musieli spędzić tak blisko siebie, a zarazem tak daleko.

— Nie masz za wiele rzeczy. Mówiłeś, że nie, ale spodziewałem się więcej.

— Wszystko zostało na Ziemi — powiedział brunet, wzdychając lekko. Wiedział, że wszystkie jego szpargały już nigdy nie miały zostać odzyskane. — Co miałem zrobić? Śpieszyłem się, żeby zwiać i nie wiedziałem, że właśnie tak potoczy się moje życie.

— Kupimy nowe.

Harry spojrzał na alfę i pokręcił głową. Wiedział, że część rzeczy mógł spokojnie odnaleźć i kupić na nowo, ale nie miałyby już tylu wspomnień.

— Nie chcę ich. Znaczy, chcę, ale nie będę walczył ostatkiem sił. Pewnie stworzymy razem nowe wspomnienia.

Głos bruneta jednak wcale nie brzmiał przekonywająco, a już na pewno nie dla Tomlinsona. Ten zaraz wstał z krzesła, na którym do tej pory siedział, układając wszystko, co podawał mu Styles i wziął go w swoje ramiona.

— Boli mnie to, że nie mogę zwrócić ci przeszłości. Mogę zaoferować jedynie przyszłość.

— Wiem, po prostu w jakiś sposób mi przykro. Czasami myślę, że pogodziłem się z tym wszystkim, ale są momenty, kiedy to we mnie uderza.

— Przejdziemy przez wszystko razem, hm? — mruknął cicho Louis, muskając ciemne włosy, i przytulając nieco mocniej Harry'ego. Wiedział, że to właśnie on był teraz jego najbliższą osobą.

— Nie mogę pojąć, że na początku uważałem cię za najgorszą alfę, a teraz jesteś najlepszym, co mogło mnie spotkać.

I może coś głęboko, bardzo głęboko w środku niego próbowało wyklarować wszystkie emocje. Jednak na ich ujawnienie się było jeszcze trochę za wcześnie.

— Może dokończymy twoje pakowanie i później będziesz mógł opowiadać mi do snu jak doskonały jestem? — zapytał z lekkim rozbawianiem Louis, aby zaraz oberwać lekko w ramię.

— Co za arogancki dupek — rzucił Harry, który zdawał się połknąć haczyk, który miał wyciągnąć go z tego smutnego stanu.

Bo Louis byłby w stanie zrobił wiele, żeby widzieć omegę całą, zdrową i szczęśliwą.

Nie wiedział jeszcze jednak, jak wiele.

Ale o tym miał się dopiero przekonać.


✓ | Somewhere between the starsWhere stories live. Discover now