17

214 17 0
                                    

Obudzenie się wydawało się być dla niego niemożliwe. Miał wrażenie, jakby cały czas dryfował gdzieś daleko, dalej niż sięgała ludzka czy jakąkolwiek inną wiedza. Jakby unosił się na jakimś pyle, podróżując samotnie przez bezkres ciemności.

Czasami słyszał jakieś głosy, jednak nie wydawało mu się to być aż takie częste. Jeden jednak naprawdę lubił. Kojarzył mi się z czymś stałym. Ciepłym, pośród tego dziwnego, aczkolwiek nie nieprzyjemnego chłodu.

To uczucie kojarzyło mu się z opowieściami innych osób, które znał. Jakby to ciepło promieniowało i było niczym pulsar. Było tym, co przykładowo mogło stać się po wybuchu masywnej gwiazdy, która rotowała wokół siebie z niesamowitymi prędkościami. Masywnej gwiazdy, która w końcowym etapie swojego życia przemieniała się w supernową. Za każdym razem, kiedy o tym myślał, coś sprawiało mu ból. Nie pojmował tego powiązania. Co znaczyła dla niego supernowa? Tego niestety nie wiedział, ale również kojarzyła mu się z tym ciepłem.

Ale właśnie to, co określał jako swój własny pulsar było dla niego jak latarnia morska, o której czytał za dziecka, gdy był zafascynowany morzami i żeglugą. Teraz było to niczym więcej jak reliktem przeszłości. Za to te fascynujące gwiezdne obiekty. Och, one istniały nadal i istnieć będą. Emitujący wiązki promieniowanie elektromagnetycznego pulsar działał podobnie jak latarnia, kiedy jej światło kierowało się w stronę żeglarza. I za każdym razem, kiedy ten promień docierał do Harry'ego, to słyszał wtedy jeden, ten sam głos. I to samo, przyjemne ciepło, pod którym sam chciał zapaść się jak gwiazda, tworząc z siebie czarną dziurę i pochłaniając je całe.

Jedyną różnicą między tym, co znał jako pulsar, a to, czym określał to dziwne zjawisko, które nazywał swoim było to, że okresowość, kiedy czuł swoje ciepło nie było tak częste i pojawiało się w zupełnie dalekich od precyzyjnych interwałach.

I właśnie dlatego ta pustka była taka... dziwna. Nieprzyjemna w tej całej samotności. Chociaż próbował się w niej odnaleźć i uciec, nie potrafił.

Aż nagle pojawił się ten jeden dziwny moment, kiedy poczuł, że znajduje się bliżej ciepła, które wcześniej wydawało mu się tylko być czymś wymyślonym.

Kiedy pierwszy raz otworzył oczy, nie wiedział, co się działo. Uderzyły w niego nieprzyjemne, ostre światła. Zaraz skrzywił się, chcąc przed nimi uciec jak najszybciej i najgłębiej. Wrócić do swojej pustki. Smutnej, zimnej, ale w jakiś sposób bezpiecznej.

Ale wtedy poczuł znajomy zapach. Nie umiał go do niczego porównać. Na pewno nie do niczego co znał i z czym stykał się na co dzień. Ale mówiono, że taka woń przypomniała las, miejsca, które już w zasadzie prawie nie istniały, a ludzkość wspomagała się we wszystkim maszynerią.

— Harry... Harry, słyszysz mnie?

Dobiegł do niego głos. Ten sam, który słyszał w pustce. Jego pulsar. Jego przewodnik, który tak dziwnie przyciągał go do siebie. Kiwnął głową na zgodę, chociaż wydawało się, że była to najtrudniejsza rzecz, jaką miał w życiu zrobić.

Otworzył oczy, kiedy światła przygasły. Świat przez moment wydawał się być jedną, wielką plamą, ale z każdą chwilą widział go coraz wyraźniej. Teraz dochodziło do niego również szumienie i pikanie. Jęknął, czując, jak wszystko go boli, jakby było odrętwiałe.

Równie mocno czuł jednak, jak coś trzymało go za prawą dłoń. Nie był to mocny uścisk, raczej delikatny i przyjemny ciepły. Taki sam jak ten, który czuł w swojej pustce.

Chwilę później mógł się napić i opadł na swoją poduszkę.

— Co się dzieje? Gdzie ja jestem? — wyrzucił z siebie, ale głos brzmiał mu obco, ale zarazem i znajomo. Wszystko było dziwne.

✓ | Somewhere between the starsWhere stories live. Discover now