29

221 19 0
                                    

Obudzenie się przy drugiej osobie było... Miłe. Takie zdanie na ten temat miał nikt inny, jak sam Louis Tomlinson, który kiedy tylko otworzył leniwie oczy, zaraz zobaczył plecy omegi, która spała kawałek od niego. Harry był owinięty ciemnym materiałem, zwinięty w kłębek. Uśmiechnął się lekko, przecierając oczy i sprawdzając czas. Mieli jednak go całkiem sporo, zanim omega nie zasiądzie za sterami, a on nie zajmie się pilnowaniem, aby to wszystko nie wyleciało w powietrze.

Szybko przysunął się bliżej drugiego ciała i otoczył je ramionami. Jak przez mgłę pamiętał pojawienie się bruneta w jego sypialni, ale na początku był pewien, że po prostu mu się to śni. Teraz jednak wiedział, że to wcale nie był wytwór jego wyobraźni i w sumie to cieszył się z takiego obrotu rzeczy. Przytulił się do pleców zakrytych ciemnym materiałem piżamy i westchnął. Mógłby zaczynać tak swój dzień już zawsze.

Nie chciał budzić bruneta. Ten wyglądał jeszcze piękniej, kiedy spał. I to głównie dlatego, że Louis miał wtedy okazję przyglądać się jego twarzy w spokoju, nie martwiąc się o żadne złośliwe, acz urocze, komentarze czy wzrok załogi.

Nie mógł uwierzyć w to, jak bardzo zdawał się przepaść dla Harry'ego, któremu jeszcze niedawno groził wyrzuceniem ze statku. Teraz wydawało się, że sam byłby w stanie skoczyć bez żadnego skafandra w próżnię, aby tylko uratować swojego przeznaczonego. Czuł się jak szaleniec, kiedy tylko o tym pomyślał. Przecież fakt, że dali sobie szansę na spróbowanie nie czyniło ich oficjalnym związkiem, a uczucia między nimi może zbliżały się do miłości, ale Louis miał wrażenie, że więcej było w tym dziwnego przywiązania. Może się nie znał, w końcu nigdy nie był w tak poważnej relacji z kimkolwiek. Bo w końcu to mogła równie dobrze być ich własna miłość, którą okazywali sobie inaczej niż większość.

— Przestaniesz się tak na mnie gapić?

Nagle wyrwał się ze swoich myśli, kiedy usłyszał zaspany głos omegi. Zaraz spojrzał na Harry'ego, który wpatrywał się w niego ze zmrużonymi oczami, jakby chciał jedynie wrócić do swojej sennej krainy.

— Czy to zakazane wpatrywać się w tak piękną osobę jak ty?

— Tak, bo nie mogę spać — odpowiedział Harry, a jego ciało w końcu obróciło się całe, zaraz wtulając się w alfę. — Powiedz mi lepiej, że możemy jeszcze chwilę poleżeć. Za nic nie wstanę teraz.

— Mhm, nie przejmuj się tym. Jest jeszcze wcześnie.

Uniósł rękę i ułożył ją na plecach omegi, gładząc delikatnie osłoniętą skórę. Może jeden czy dwa pocałunki wylądowały gdzieś w ciemnych włosach, gdy Harry próbował zasnąć ponownie. Jednak nie chciał tego robić, aby móc nadal czuć ten przyjemny dotyk na swoim ciele. Był w końcu w stanie wybaczyć nawet tą niezapowiedzianą pobudkę.

— Przyniosłeś własną kołdrę — mruknął cicho Louis, poprawiając okrycie omegi, aby tej na pewno nie było zimno.

— Bo wiedziałem, że znowu będziesz mi ją zabierał , zdążyłem już cie poznać na tym polu — mruknął w odpowiedzi Styles, wyginając się nieco mocniej, aby tylko palce znalazły się w miejscu między łopatkami, gdzie akurat swędziała go skóra.

— Musimy zdobyć większe okrycie, żeby spać pod jednym.

— Podoba mi się spanie pod osobnym. Mam pewność, że nic mi nie ukradniesz.

— Mało to romantyczne — żachnął Louis, rozumiejąc, o co chodziło Harry'emu i jego głaskanie zamieniło się w lekkie drapanie.

— Tak jakbyśmy kiedykolwiek byli definicją romantyczności — rzucił Styles, ale uśmiechnął się lekko.

— To, że nie jesteśmy najbardziej wylewni, nie oznacza od razu, że jesteśmy w czymś gorsi.

— Wiem, a czy ja narzekam? Lubię to, jacy jesteśmy. Stwierdziłem jedynie fakt, którego nie możemy podważyć.

— Masz rację, gwiazdko — zgodził się Tomlinson, mając nadzieję, że taki leniwy dzień w łóżku mógłby trwać wiecznie.

— Chciałbym to skomentować, ale gwiazdka brzmi całkiem słodko niż jakbyś miał mnie nazywać dokładnym rodzajem tego ciała niebieskiego. Niebieski nadolbrzym brzmi źle, o albo czerwony karzeł .

Louis zaśmiał się, wtulając się samemu w bruneta nieco mocniej. Jego omega była dla niego idealna pod każdym względem i to dosłownie. Mógł może usłyszeć coś w stylu, że był najbardziej niemożliwą omegą w całej galaktyce.

Nie tulili się jednak długo, głównie dlatego, że Harry zaczął narzekać nagle, że musiał iść do łazienki. Louis go nie zatrzymywał, mogąc ułożyć głowę na poduszce zajmowanej wcześniej przez omegę i otulić się delikatnym zapachem, który pozostał na materiale.

— Jesteś nieco przerażający, kiedy tak robisz — rzucił Styles, kiedy wrócił chwilę później do pomieszczenia.

Louis spojrzał na Harry'ego, bardziej jednak skupiając się na szczupłej sylwetce i długich nogach niż na jego słowach.

— Gdyby nie to, że całkiem cię lubię, już dawno zwiałbym gdziekolwiek — powiedziała omega, kiwając głową. Alfy jednak były alfami.

— Jak tak mnie lubisz, to możesz wrócić do łóżka i jeszcze chwilę się poprzytulać. Wiesz, że jestem przed rują i będę bardziej przylepny i nieznośny.

I, cóż, brunet nie zamierzał sobie odmawiać tej drobnej przyjemności. Kilkoma szybkimi krokami znów znalazł się przy szatynie, okrywając się na nową kołdrą.

— Co do rui, to myślałem o niej... — zaczął Harry, wzdychając ciężko. — Chciałbym z tobą zostać, ale problem polega na tym że nigdy wcześniej z nikim nie byłem, nie w ten sposób. Dziwnym trafem wolałem naukę od imprez i przygodnego seksu. I trochę się mimo wszystko obawiam, to wciąż będzie ruja.

— Wiesz, że możesz powiedzieć nie i będę tak samo szanował twój wybór?

— Wiem. Jedynie chcę się upewnić.

— Panuję nad sobą w tym czasie. Nie wiem, jak będzie teraz, kiedy zostaniesz tutaj razem ze mną, ale jestem w dobrej myśli. Natura będzie wiedziała, co robić. Skoro dobrała właśnie nas razem.

— A co z połączeniem? To za wcześnie.

— Też tak uważam, z tym jeszcze poczekamy. Zresztą to bywa bolesne dla omeg, gorączka byłaby dla ciebie lepsza.

— Wcale nie nastawiasz mnie pozytywnie — burknął Harry, zakopując się mocniej w kołdrach. Może przez moment przeszedł mu przez głowę plan, że mogliby spróbować wcześniej.

— Przepraszam, sam wiesz, jak jest.

— No właśnie nie wiem! — jęknął brunet, szturchając alfę. — I mam warunek.

— Jaki warunek?

— Nie chcę być tylko twoją sympatią, kochankiem czy kimkolwiek. Chcę oficjalnie być twoim partnerem.

— Harry, jest tylko jeden, mały problem. W sumie to dwa.

Omega uniosła się, opierając na swoim łokciu i wpatrując w mężczyzny. Co ten też znowy wymyślił.

— Jakie?

— Po pierwsze, może zabrzmię jak najgorsza i najbardziej typowa alfa i możesz wyzywać mnie w ten sposób przez cały dzień, ale naprawdę myślę o tobie właśnie w taki sposób już od jakiegoś czasu. A drugim problemem jest to, że chociażbym chciał, to miejsce, do którego zmierzamy nie jest szczególnie piękne, więc nie zapytałbym cię o coś tak ważnego na tak paskudnej planecie.

I nawet jeśli Harry spodziewał się kompletnie innych słów, może wymijających albo najprostszego zaprzeczenia, to musiał przyznać, że poczuł lekki uścisk w żołądku i rumieniec na policzkach.

Bo co miał poradzić na to, że i on również uważał Louisa za swojego i tylko swojego?


✓ | Somewhere between the starsDonde viven las historias. Descúbrelo ahora