11

204 18 0
                                    

Podróżowanie wydawało się być łatwe. Tak przynajmniej mówiono, szczególnie przez osoby z zewnątrz. Wystarczyły przecież jedynie odpowiednie obliczenia, w których i tak pomagały odpowiednie algorytmy i programy, które je później przetwarzały, dając systemowi pokładowemu informacje, w którą część galaktyki mieli zmierzać i jaka prędkość będzie najbardziej optymalna.

Oczywiście ta sama większość zapominała, że było tak tylko i wyłącznie w spokojnych momentach, kiedy podróże przebiegały gładko. To nie oznaczało, że każdy lot oznaczał bitwy albo unikanie zderzenia z ogromnym kawałek czegoś, co pędziło w próżni.

Dla nich na szczęście na razie zapowiadało się właśnie na spokojną podróż. Prognozy nawigatorów wskazywały, że kolejne dwa tygodnie będą dla nich jak opłacone wakacje. Jednak Harry doskonale pamiętał nauki z Akademii.

Nigdy nie ufaj nawigatorom.

I Styles nieco w to wierzył. Znał całkiem nieźle nawigację, w końcu był pilotem i tego od niego wymagano. Dlatego w porównaniu do osób, które zajmowały się obliczaniem tras w teorii, on wiedział, że w praktyce wychodziło zawsze coś kompletnie innego. Kosmos nie miał kresu, a przynajmniej oni go nie znali, a odległości między kolejnymi układami były ogromne. Wszystko, dosłownie wszystko mogło się wydarzyć i to w przeciągu milisekundy. Harry siedział na swoim miejscu, pocierając dłonie. Na statku było nieco zimno, był przyzwyczajony, że wszędzie panowała nieco wyższa temperatura, ale wiedział, że za jakiś czas sam się do tego przyzwyczai.

Może po prostu potrzebować trochę dobrej adrenaliny? Uznał, że to musiało być to, ponieważ jeszcze nie ruszyli. Nadal byli w pobliżu Saturna i chociaż Harry naprawdę podziwiał te widoki, to nie chciał siedzieć dłużej bezczynnie.

— Kapitan na mostku!

Omega zacisnęła szczękę, kiedy usłyszała ten komunikat. Nikt, kto siedział obok niego nie uniósł głowy i nie spojrzał na Louisa, więc on sam również nie zamierzał. Słyszał kroki mężczyzny, jednak ten nie podchodził do nikogo, siadając od razu na swoim miejscu. To uspokoiło Harry'ego, bo nie sądził, że był gotowy na jakąkolwiek konfrontację z mężczyzną. Tym bardziej nie pośród innych.

Miał ledwie dwadzieścia dwa lata. Dopiero wchodził w dorosłe życie, a miał wrażenie, że wydarzyło się w nim już więcej niż u niektórych. Trochę go to niepokoiło, jednak nie wiedział jeszcze, czy chodziło o to, co jeszcze mogło na niego czekać, czy może na to, jak drastycznie mogło skrócić się jego życie.

A przecież mógł mieć jeszcze przed sobą całe życie, karierę zawodową i przyszłość. A teraz wydawało mu się, że wszystko nie miało już sensu, nawet jeśli robił właśnie to, co chciał, nie przejmując się swoją naturą i gdzie nie musiał skakać po niesprawiedliwej drabinie awansu.

Ale mimo to nie poznawał się. To wszystko zdawało się wpłynąć na niego mocniej niż mógł przypuszczać. Nie pamiętał, gdzie podział się ten sam spokojny Harry, który niemal nigdy nie reagował emocjonalnie. A teraz był w stanie wybuchnąć niemal od drobnostki. Westchnął, czując, że wszystko było winą tego, że odstawił implant, który do tej pory w siebie wstrzykiwał. Był pewien, że gdyby poszedł na poziom medyczny, to na pewno znaleźli by coś dla niego. Nialla nie miał co pytać, pamiętając, z jaką niechęcią ten pałał do wszelkich sztucznych blokowań swojej natury.

Ale wiedział, że ich dwójka była kompletnie różnymi omegami. Horan wydawał się nosić z ogromną dumą i być w stanie dosłownie zniszczyć każdego, kto tylko rzuciłby w jego stronę nieprzychylny komentarz. Harry z drugiej strony... Może jeszcze nie dojrzał do tego, aby pogodzić się ze swoją naturą. A może przyzwyczaił się do bycia betą.

✓ | Somewhere between the starsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz