12

192 17 0
                                    

Ich podróż jak na razie przebiegała spokojnie. Co prawda kurs był na znanej im trasie i Louis wiedział, że kłopoty nie powinny ich dopaść w trakcie lotu.

Jednak go samego dopadły. Nie miały, na szczęście, związku ani ze statkiem. ani z ładunkiem, ani z załogą. Cóż, może to ostatnie nie było aż tak do końca prawdziwe, ponieważ Harry był teraz jego załogantem. I dodatkowo przeznaczoną omegę, co wydawało się jeszcze mocniej komplikować to wszystko.

Siedział na mostku. Styles zniknął chwilę wcześniej i chociaż Louis chciał zignorować jego odejście, to to wcale nie było dla alfy takie łatwe. Na szczęście nie byli połączeni, ponieważ w innym wypadku już kroczyłby za nim jak cień.

Dotknął palcami swoich ust, przeglądając panele połączone z fotelem kapitana. Nie potrafił skupić się na odczytach, które pojawiały się na hologramach przed nim, kiedy nadal czuł te gwałtowne pocałunki z Harrym.

Wiedział, że nie powinien łączyć ich ust. Że miał pohamować się lepiej. Ale to wcale nie było takie łatwe. Nie kiedy natura tak mocno na niego naciskała. Gdyby to była jakakolwiek inna we Wszechświecie, zignorowałby ją. Nie mrugnąłby nawet okiem. W końcu często rozmawiał z Horanem, który był głównym inżynierem, a jego Alfa była spokojna, prędzej traktując go jak młodszego brata.

Nagle jednak dostał wezwanie od Payne'a. Zdziwił się, czego pokładowy lekarz mógł od niego chcieć, ale wiedział, że zdrowie było poważnym problemem, kiedy ilość osób, miejsc i leków była ograniczona. Dlatego bez słowa wstał i spojrzał po osobach zebranych na mostku, chociaż większość nie zwróciła na niego uwagi.

— Malik, dowodzisz.

— Tak jest, kapitanie.

I szatyn wyszedł. Wystarczyła chwila, aby znalazł się na pokładzie w głównej mierze przeznaczonym dla medyków. Spojrzał na sygnatury i zaraz wszedł do odpowiedniego pomieszczenia, gdzie znalazł Liama. Beta siedziała za biurkiem, wpisując coś w swoich raportach.

— Wzywałeś mnie. To coś pilnego?

— Chciałem porozmawiać o naszym nowym nabytku na statku. Pilot i omega jednocześnie, niespotykane połączenie, chociaż u nas to nie powinno być nic dziwnego.

— Co z nim? Roznosi w sobie jakieś mutujące gówno?

— Nie, ale prosił mnie o uśpienie swojej omegi. Coś mówił o tym, że robi się przez to za nerwowy.

— A co ja mam z tym wszystkim wspólnego? — zapytał Louis, ale ta druga natura w nim już warczała niebezpiecznie, nie chcąc, aby jego omega w jakikolwiek sposób zniknęła.

— Wiesz, nie dałem mu ich, ponieważ ma mieć gorączkę. Horan jakoś dziwnie się ukrywa, ale on zna statek lepiej jak własne ciało, więc jeśli nie będzie chciał być znaleziony, to nic go nie wyszuka. Dlatego pomyślałam, że skoro jest nowy, a ty jesteś kapitanem...

— To co, może mam pomóc mu w jej przejściu?

— Rozmawiam z tobą na poważnie, wiesz? Myślałem, że albo dowiesz się, kto jest jego alfą, albo znajdziesz mu odpowiednie miejsce na te kilka dni.

— Rozmawiasz z tą alfą.

Payne zmarszczył brwi. Wyglądało tak, jakby sądził, że kapitan sobie z niego żartował, jednak poważna mina Tomlinsona szybko zmieniła jego pogląd.

Mężczyzna mówił poważnie.

— I co z tym zrobisz? — zapytał po chwili Liam. Wiedział, że Louis chciał odnaleźć swoją omegę, a jednak teraz wydawał się być podminowany z tego powodu.

✓ | Somewhere between the starsWhere stories live. Discover now