09

228 17 0
                                    

Odpoczynek wydawał się być tym, czego potrzebował.

Nie wiedział, ile spał, jednak kiedy otworzył oczy i wstał, zobaczył, że przez okna w kabinie roztaczał się widok na Saturna. Gazowy olbrzym z mnóstwem pierścieni robił jeszcze większe wrażenie w rzeczywistości. Wydawało się, że nic nie było w stanie oddać tego, jak wyglądało to wszystko z bliska. Harry miał świadomość ogromu i piękna tego wszystkiego, ale w tym momencie zdawało się go to uderzyć podwójnie. Oderwał jednak wzrok od okna i rozejrzał się po pomieszczeniu.

Niedaleko stał jego plecak, który zabrał ze sobą z domu, ale również i kupka ubrań. Ucieszył się z tego, bo on sam nie miał aż tak wiele rzeczy z tej kategorii. Szczerze mówiąc wątpił, że uda mu się dostać do jakiekolwiek załogi, więc nie brał aż tak wiele strojów. Głównie dlatego, że transportery miało okropne łazienki, nie wspominając o samych możliwościach odświeżenia się.

Harry, ani nie myśląc, szybko odnalazł niewielką łazienkę, która była połączona z jego kwaterami i zaszył się w niej na chwilę. Kiedy rozebrał się i wszedł pod wodę, wydawało się, jakby doznał oczyszczenia po tym wszystkim. Czuł, że zaczyna właśnie nowe życie. Życie, w którym to on miał być panem swojego losu. Już nie było rodziców, nie było jednak również i Dyrektyw.

Nie znaczyło to jednak, że nie chciał odnaleźć swojej rodziny. Nie wiedział jeszcze tylko, jak miał zabrać się za to, aby dostać się na miejsce, gdzie schroniła się ta dwójka. Wiedział, że odnalezienie koordynatów nie będzie trudne. Jednak jeżeli okaże się, że będzie to dalsza część Drogi Mlecznej, to dostanie się tam może sprawić mu sporo problemów.

Kiedy wrócił do pomieszczenia, gdzie spędził ostatnich kilka godzin, poczuł się nieco lepiej. Ubrał się i zaczął zastanawiać się, gdzie powinien iść. Nie wiedział, czy znalazłby Louisa na tym pokładzie, czy może jednak ten siedział na mostku, wykonując swoje zadania. Równie dobrze mężczyzna mógł spać, bo omega wątpiła, że minęło mniej niż przynajmniej cztery godziny. Znał się dobrze i wiedział, że musiał pospać nieco dłużej.

W końcu jednak wyszedł na cichy korytarz. Czuł się nieco jak w horrorach, które kiedyś widział i które wcale mu i się nie podobały. Światło nie było aż takie mocne i rażące jak wcześniej. Miało delikatnie mleczną barwę i było przygaszone. Rozejrzał się, ale prócz zakrętów obłych korytarzy nie widział nic więcej.

Jego nos wyczuwał jednak zapach alfy. To oznaczało, że kapitan musiał kręcić się po tym miejscu i to jeszcze całkiem niedawno.

Chociaż nienawidził tego robić, to zdał się na swoim intuicję i poszedł za śladem, który trącał co chwila jego nos, póki nie stanął przed zamkniętymi drzwiami. Przypuszczał, że prowadziły one do prywatnych sypialni kapitana.

Zatrzymał się, nie mając pojęcia, co powinien zrobić. Zawrócić do siebie i poczekać? A może jednak obudzić alfę, która najwyraźniej spała?

Nienawidził takich momentów. Kiedy nie wiedział co zrobić.

W końcu jednak uznał, że marnowanie czasu nie wchodziło w grę. Pozwolił sobie zaanonsować swoją obecność i poczekał, licząc na to, że uda mu się zyskać uwagę Tomlinsona.

Ten w końcu pojawił się przed nim. Harry jednak nie spodziewał się zobaczyć alfy rozebranego od pasa w górę. Przełknął ślinę i spojrzał na niego z tym samym wyzwaniem, które zwykle było wymalowane na jego twarzy. Louis jednak wyglądał, jakby naprawdę dopiero co wstał.

— Coś się stało, że tak nagle mnie budzisz? — zapytał Tomlinson i pomimo swojego stanu wyglądał na nieco zmartwionego. No tak, w końcu ten statek wydawał się być dla niego jedynem domem i, co chyba ważniejsze, źródłem utrzymania.

✓ | Somewhere between the starsحيث تعيش القصص. اكتشف الآن