35

175 19 0
                                    

Ciepło zaczynało być coraz bardziej męczące, tak samo jak ciągłe pikanie, które dochodziło z aparatur. Systemy, które miały zapewniać im tlen i odpowiednią temperaturę działały coraz słabiej i wiedział, że w końcu i one przestaną funkcjonować. Skafandry miały im pomóc, ale i one miały swoje ograniczenia czasowe.

Spojrzał na Horana, który wciskał coś nerwowo na swoich panelach, próbując ustabilizować systemy, ale wydawało się, że był w ślepym zaułku. A Louisowi wcale się to wszystko nie podobało, bał się o życie swoje i załogi. Nigdy wcześniej nie wydarzyło się coś takiego. Stał niedaleko Nialla i wpatrywał się w to, jak szybko ten wpisywał kolejne liczby, jednak nic nie przynosiło odpowiednich rezultatów.

— Horan, czemu nic nie działa? — zapytał Louis. Nie dawał po sobie tego poznać, ale czuł, jak że stresu pojawia się pot na jego karku, a głos nieznacznie drżał.

— Nie wiem, nie powinno się wydarzyć coś takiego, rozumiem błąd przez obliczenia. Ale nic nie odpowiada na moje komendy! Spróbuję chociaż dostać się do systemu i przywrócić nam komunikację z mostkiem. Przynajmniej będą mogli uciec, gdyby cokolwiek się wydarzyło.

Tomlinson kiwnął głową i ze strachem spojrzał na ogromne reaktory. Zawsze ufał obliczeniom i zdolnościom omegi. Teraz jednak bał się jak jeszcze nigdy wcześniej w życiu. Miał wrażenie, że kiedy coś zaczynało się układać, to przychodziła kolejna rzecz, która musiała wszystko zniszczyć. Oddychał ciężko, rozglądając się po maszynowni. Współpracownicy Nialla biegali w każdą stronę, próbując również odkryć usterkę i naprawić ją. Louis wiedział, że jego wiedza niespecjalnie przyda się na cokolwiek.

Bał się o Harry'ego. Wiedział, że omega dałaby sobie radę, w końcu brunet potrafił zachować zimną krew i myślał logicznie w takich sytuacjach. Ale coś w jego sercu zdawało się nieprzyjemnie zaciskać. Kiedy jego przyszłość zaczynała mieć naprawdę sens, nagle pojawiło się to. A mogli nie zdążyć z naprawą tego wszystkiego, co chyba przerażało go najbardziej.

— Odzyskaliście łączność? — rzucił pytanie, mając nadzieję, że chociaż... Chociaż będzie mógł się pożegnać. Może powiedzieć coś więcej, nawet jeśli wiedział, że nie powinien, aby nie ranić omegi mocniej.

— Jeszcze chwila — odpowiedział Niall. W końcu zrobił to, co każdy poważny główny mechanik by wykonał – kopnął w maszynę. I, co nie było zaskakujące, ta zaczęła działać. — Już.

W końcu pojawiły się przed nimi odpowiednie ekrany, a Louis zaraz wybrał połączenie z mostkiem. Stał, opierając dłonie o kokpit, zaciskając nieco mocniej palce na chłodnym materiale.

W końcu jednak przed nim pojawiła się zmartwiona twarz bruneta. Louis odetchnął, widząc, że z omegą nic się nie stało.

— Lou, Lou, do cholery, gdzie ty jesteś? — powiedział od razu Harry, nie zwracając na uwagę na nic innego.

— W maszynowni — odpowiedział Louis, wpatrując się w ekran, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół twarzy omegi. — Naprawiamy to.

— Nie pierdol, wiemy, w którym miejscu w maszynowni pojawił się wybuch. To nie jest jedna uszczelka do wymiany i papa. Louis, proszę cię, nie okłamuj mnie.

— Naprawdę pracujemy nad tym, ale rdzenie nie odpowiadają. Harry, nie martw się, zajmij się mostkiem i resztą załogi. Ufam ci, teraz ty rządzisz.

— Jestem cholernym pilotem, dupku. Jak ja mam sobie poradzić? Jak ja mam pomóc innym, kiedy mam wrażenie, że nie mogę nawet samemu sobie?

— Wierzę w ciebie, gwiazdko. Dasz sobie ze wszystkim radę. Porozmawiamy później, pomogę na razie tutaj, ile tylko będę w stanie.

✓ | Somewhere between the starsWhere stories live. Discover now