22

208 16 0
                                    

Nie chcieli pozostać na tej planecie długo. Nie było sensu spędzać kolejnych dni, kiedy cel omegi był nie do osiągnięcia, a i wydawało się, że Styles nawet nie chciał być w tym miejscu. Kiedy Harry doprowadził się do porządku, postanowili, że zostaną na jedną noc, zanim nie wrócą na betę tego układu. Brunet nie wyglądał, jakby miał znieść jakąkolwiek kilkugodzinną podróż, a Louis to rozumiał. Obydwaj musieli odpocząć. Powiadomił jedynie Zayna, że wrócą kolejnego dnia i żeby nikt ich nie szukał. Ten przyjął wiadomość, mówiąc, że będą jutro na nich oczekiwać i oznajmił, że wszystko z zamówieniem było w porządku.

Omega wyglądała na bardziej niż tylko na zmęczoną. Zatrzymali się w jednym z miejsc, które gwarantowało anonimowość. Dla bezpieczeństwa wzięli jeden pokój z dwoma kapsułami do spania. Kiedy znaleźli się za zamkniętymi drzwiami, Harry rzucił plecak na ziemię, siadając gdziekolwiek. Louis widział, że to wstrząsnęło brunetem.

Znalazł się tuż przy nim, klękając. Spojrzał na zrozpaczoną twarz Harry'ego, który chyba próbował przyswoić sobie to wszystko do siebie.

— Nie mogę nawet powiedzieć, że to moja wina, wiesz? — powiedział smutnym tonem Styles, unosząc lekko głowę. Jego oczy błyszczały, jakby miał zaraz na nowo się rozpłakać. — Cały czas myślałem, że wyjechali przeze mnie. Przez to, że mnie nakryli. A to? To tylko i wyłącznie ich wina. Co gorsza... Mam wrażenie, że to prawda. Czasami ojciec przynosił dziwnie wysokie sumy do domu. Mówił coś o tym, że szły mu dobrze biznesy, ale żebym nie mówił nic mamie, bo chciał jej za to kupić niespodziankę. Wtedy nie widziałem w tym nic dziwnego, ale teraz?

— Domyślam się, że jest ci ciężko, Harry. Ale nie znamy prawdę. Poprosimy Zayna, żeby to sprawdził. Tak samo jak ogarnia załogę, tak samo mocno potrafi włamać się dosłownie wszędzie i do wszystkiego.

— Myślisz, że on będzie chciał mi pomóc? Mam wrażenie, że on za mną nie przepada.

— Jest chłodny w kontaktach, ale rozumie wiele spraw. Utrata rodziny nigdy nie jest prosta.

— A co ty o tym wiesz? — zapytał Harry. Jego głos nie był zły, bardziej przybity przez to wszystko.

— Statek jest moim domem i to nie tylko w przenośni — odpowiedział po chwili Louis, jakby zastanawiał się, co powiedzieć. — Nie mam innego miejsca, gdzie mógłbym wrócić. Gdzie ktokolwiek by na mnie czekał.

— A twoja rodzina?

— Nie wiem, może gdzieś jest, może nie. Wiesz, nigdy ich nie szukałem po tym, jak wyrzucili mnie z domu. Miałem iść do pracy, całe życie zmarnować za marne pieniądze. Chciałem czegoś więcej, a kiedy dostałem się do Akademii, dali mi prosty wybór. Albo im pomogę, albo mam robić co chcę, ale mam się wynieść. Próbowałem jej wytłumaczyć, że przecież na statku zarobię więcej, że to inwestycja. Nie chciała mnie słuchać, więc odszedłem. Nie chciałem się więcej kłócić.

— To... To przykre — powiedział cicho, ale szczerze, Harry. Miał wrażenie, że zaczynał patrzeć na Louisa w zupełnie innym świetle.

— Raz wróciłem w tamto miejsce, ale mojej rodziny już nie było. Sąsiedzi powiedzieli mi, że mama kogoś poznała i wyprowadzili się. Ponoć to był jej prawdziwy alfa. Ale nie szukałem jej. Tak było mi łatwiej się z tym pogodzić, tym bardziej, że wiedziała, gdzie jestem. Że mogła się ze mną skontaktować. Wiem, że gdzieś są, ale... Po tylu latach jesteśmy dla siebie obcy. To już nigdy nie będzie to samo, więc znalazłem sobie osoby, które są dla mnie nową rodziną.

Omega spojrzała na Louisa. Nie spodziewał się, że ten krył w sobie tak wiele. Spodziewał się, że szatyn będzie pochodził może z nie najbogatszej, ale szczęśliwej rodziny. A jednak było zupełnie inaczej.

Zsunął się ze swojego miejsca, lądując na podłodze, tuż obok kapitana. Poczuł się bardziej emocjonalny niż kiedykolwiek wcześniej i nie czekając ani chwili, wiedząc, że gdyby jednak to przemyślał, to mógłby się zawahać. I to właśnie dlatego owinął ramiona wokół szyi szatyna.

— Co ty robisz, Harry? — zapytał zaskoczony Tomlinson. Nie spodziewał się takiego zachowania po omedze.

— Tulę cię, nie widać? Naprawdę jesteś jak neandertalczyk — odpowiedział ten, układając głowę na ramieniu mężczyzny. — Wiesz, nie tylko ja mogę potrzebować pocieszenia.

— Ja pogodziłem się z tym wszystkim wszystkim — powiedział Louis, nie wiedząc, co wstąpiło w bruneta.

— Okej, mogłeś to zrobić, ale to nie znaczy, że nie mogę cię nie przytulić. Przez twoją reakcję, zgaduję, że nikt tego od dawna nie robił. W końcu rodzina tak robi, a skoro jesteśmy na jednym statku, to teraz również jesteśmy swoją rodziną.

I była to prawda. Louis nie pozwalał sobie na żadne bliższe kontakty z omegami. W końcu jedyną jaką miał do tej pory w swoim pobliżu był Niall i chociaż przez moment byli bliżej siebie, to w końcu uznali, że jest to bardziej niż dziwne, więc wrócili do swojej poprzedniej relacji.

Poczuł jednak miłe ciepło, takie, o którym już dawno zapomniał. Na początku jego ręce wisiały wolno, ale w końcu same oplotły węższe ciało, może nawet nieco ciaśniej niż na początku zamierzał. Jego nos znalazł się w zagłebieniu szyi omegi. I jak normalnie większość alf zareagowałaby gwałtowniej, tak Louis po prostu siedział, samemu starając się wydzielać jak najbardziej spokojną aurę.

— Powiedzieć ci coś?

— Jeśli musisz — mruknął Louis. Znał już bruneta na tyle, że czuł, że ten może powiedzieć coś głupiego.

— Ja też od dawna z nikim się nie tuliłem.

W końcu Louis odważył się i uniósł lekko jedną rąk. Ta znalazła się w końcu bliżej głowy Harry'ego i wplątała w ciemne kosmyki, gładząc je delikatnie.

— Nigdy bym nie przypuszczał, że będziesz taki emocjonalny i sentymentalny.

— Zamknij się, dopóki mogę powiedzieć, że jeszcze cię lubię — odpowiedział Harry.

— Cóż za ciepłe słowa, nieomal cię nie poznaję.

Harry zamiast powiedzieć cokolwiek, uszczypnął alfę w bok i wcale nie zrobił tego delikatnie. Louis syknął cicho, jednak finalnie nie odsunął się od omegi.

— Powinieneś się położyć — mruknął Tomlinson, chociaż z drugiej strony ciężko było mu odejść od omegi. Nie byli razem, nawet za sobą nie przepadali, ale to nie zmieniało faktu, że polubił na nowo to uczucie bliskości. — Jesteś wyczerpany po tym wszystkim.

— Za chwilę. Na razie jest mi całkiem wygodnie.

I Louis przystał na to. Jednak siedzieli tak zdecydowanie dłużej, niż którykolwiek z nich miałby odwagę, aby to później przyznać.

Bo zasnęli w tym dziwnym uścisku, opadając na miękki materiał rozłożony na ziemi.


✓ | Somewhere between the starsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz