27

219 17 0
                                    

Na samym początku swojego pobytu na statku, Harry przestał lubić ten czas w ciągu doby, kiedy nadchodziła pora na odpoczynek. W końcu spędzał je sam, nie mając się do kogo odezwać, kiedy wrócił ze stołówki. Teraz jednak było inaczej.

Siedział na fotelu w kwaterach Louisa. Biała skóra, z której był wykonany mebel podobała się Harry'emu. Było miękkie, aczkolwiek nie przepadał za dźwiękiem, który wydawał materiał, kiedy kręcił się na swoim miejscu. Jednak to nie na skórze skupiał jednak tak mocno swoją uwagę, a na alfie, który stał raptem ze trzy metry dalej, nalewając alkoholu do szklanek.

Chociaż był przekonany, że ich plany pozostaną jedynie planami, a jednak miło się zaskoczył, kiedy na jego osobistym komunikatorze pojawiło się zapytanie związane z wieczorem. Oczywiście się zgodził, bo chociaż mógł poznawać załogę, to wiedział, że miał na to również czas, kiedy pracował.

Jeżeli chodziło zaś o Louisa, jego możliwości w czasie lotu były nieco bardziej ograniczone.

— Twoje wino — mruknął Tomlinson, podając omedze naczynie z alkoholem.

Harry przyjął je z lekkim uśmiechem, widząc wzrokiem za Alfą, która zajmowała miejsce obok. Ten siedział z nieco mocniejszym alkoholem, ale brunetowi to nie przeszkadzało.

—Dobrze jest wrócić na pokład — powiedział Tomlinson, wzdychając. W końcu jego całe życie było związane z tym jednym miejscem.

— Mhm, jest miło. To dopiero mój drugi lot w życiu, ale myślę, że przez całe życie każdy start będę przeżywał tak samo mocno.

— Zobaczymy, jeszcze wiele lat podróży przed nami. W różne miejsce, z różnym ładunkiem. Człowiek się przyzwyczaja, chociaż czasami łapie mnie to samo. Że przecież mogłem być jednym z tych, którzy niemalże nigdy nie ruszą się z Ziemi — odpowiedział Louis, upijając łyk ze swojej szklaneczki.

— Myślisz, że będę latał na twoim statku do końca życia? — zapytał Harry, uśmiechając się lekko i znów mocząc usta w alkoholu. Mógł częściej spędzać takie wieczory szczególnie w doborowym towarzystwie.

— Taką mam nadzieję. Nie chciałbym oddawać cię komukolwiek.

— Jesteś bardzo zaborczy, chociaż dlaczego ja się dziwię. Zawsze uczyli nas w pierwszych latach szkoły, że takie są alfy.

— Myślę, że jest to dalekie od zaborczości, jaką wykazuje większość alf. Nie zatrzymuję cię, nie osaczam, jedynie roztaczam pewną opiekę. A zresztą, jak miałbym nie być? Niecodziennie pojawia się w świecie ktoś taki jak ty.

— Uważaj, bo się zarumienię — odpowiedział z rozbawieniem Styles, odkładając kieliszek na mały stolik, który był między nimi. To był naprawdę miły i spokojny wieczór. — Nigdy nie pomyślałbym, że mógłbym rozmawiać z tobą normalnie. Że chciałbym spędzać z tobą mój wolny czas.

— Zobacz, to uczucie zdecydowanie jest odwzajemnione. Doceniałem twoje umiejętności panowania nad sterem w sytuacji stresowej, ale rozważałem sklejenie ci ust.

— A próbowałeś mi udowodnić, że nie jesteś jak neandertalczyk — westchnął męczeńsko Harry, aby zaraz z jego ust wyszedł cichy, krótki chichot.

— Nie uprowadziłem cię, ani nie zmusiłem do niczego, już tak nie narzekaj. Poza tym, ciesz się, że nie próbuję zdobyć twojej uwagi, używając czegoś tak prostackiego jak pytanie czy moja kometa może spenetrować twój układ?

Harry zaczął się krztusić. No tego to on jeszcze nie słyszał. Louis zaraz zerwał się, aby mu pomóc, ale omega machnęła jedynie ręką, zaraz doprowadzając wszystko do porządku i alfa wróciła na swoje miejsce, chociaż wpatrywał się w bruneta podejrzliwie.

✓ | Somewhere between the starsWhere stories live. Discover now