Rozdział 35.2

132 34 11
                                    

1/4

Śnieżna noc


Zabójca był bardzo mały, nie osiągnął nawet połowy wzrostu Xiang Shu. W mgnieniu oka znalazł się za Xiang Shu. Ten natychmiast się odwrócił wymachując mieczem , aby go zablokować. Z „brzękiem" dwie metalowe bronie zderzyły się,  cienie w mgnieniu oka przetoczyły się na plecy Xiang Shu, by chwycić go za szyję!

To było tak szybkie! Chen Xing myślał, że nikt nie może rywalizować z Xiang Shu pod względem prędkości, ale nie spodziewał się, że ten czarny cień będzie wyglądał tak, jakby latał po śnieżnych polach. Xiang Shu ciagle się odwracał, ale czarny cień podążał za nim nieubłaganie. Rzucił się na jego plecy i mocno przyczepił!

Z obiema nogami owiniętymi wokół drzewa, Chen Xing zebrał w dłoniach śnieżkę i rzucił ją w dół.

Śnieżka uderzyła czarny cień prosto w twarz. Xiang Shu wydał gniewny ryk, chwycił napastnika i odrzucił go!

- To yao! – Krzyknął Chen Xing. – Poczekaj na mnie, zejdę i ci pomogę!

Xiang Shu w końcu wyraźnie zobaczył czarny cień – tylko po to, by zobaczyć cholerne stworzenie, które było pół-wilkiem, pół-człowiekiem. W paszczy wilka pojawiła się ludzka twarz, która kilka razy zawyła ochrypłym głosem do Xiang Shu, a potem spojrzała w górę na Chen Xinga. Rzucił się na drzewo, jego metalowe pazury zahaczyły o korę i w mgnieniu oka podskoczył kilka zhang[1] w górę. Xiang Shu natychmiast ruszył za nim w pościg, a Chen Xing nie odważył się zeskoczyć, aż nagle zobaczył wroga tuż przed sobą.

[1] 1 zhang to około 3,3 m.

- Jesteś... - W panice Chen Xing oświetlił otoczenie Lampionem Serca i natychmiast zobaczył tego faceta w pełni.

To nie był wilk yao, ani potwór – to był człowiek!

Dziecko!

Zostało oślepione białym światłem, jedną ręką zakryło oczy, a drugą wymachiwało metalowymi pazurami. Krawędź jego pazurów odsłoniła osobliwą runę pod światłem Lampionu Serca.

Migotały fosforyzującym światłem i miały kształt smoczych pazurów. Ale na świecie było bardzo mało broni o takim kształcie, a złoty napis na nich... z jakiegoś powodu Chen Xing niespodziewanie przypomniał sobie zapisy, które widział w starożytnych tekstach.

W czasach starożytnych Smoczy Bóg zstąpił na miejsce daleko na północ od Boskiej Krainy. Jego pazury zostały zdobyte przez Gongshu Bana i udoskonalone w świętą broń w ludzkim świecie. Nazywały się...

Cangqiong Yilie!

- Zatrzymaj się! – Zawołał Chen Xing. – Dlaczego masz...

- Czekaj!

- Ryk!

- Posłuchaj mnie! – Chen Xing wpadł w szał. – Posłuchaj, co mówię! Ty cholerny bachorze!

Dziecko ubrane było w skore wilka, na głowie nosiło kapelusz wykonany z łba wilka i zaciskało się na pniu drzewa obiema nogami. Szybko nachylił się do gardła Chen Xinga, aby je poderżnąć.

Pod drzewem Xiang Shu wypuścił kilka strzał pod rząd. Dziecko zrezygnowało z Chen Xinga i nawet nie oglądając się za siebie machnęło metalowymi pazurami. Za pomocą trzech „dingów" udało mu się zablokować strzały i odesłać je w powietrze.

- Powiedziałem! Posłuchaj mnie! – Eksplodował Chen Xing. Chwycił garść śniegu i ostro uderzył nim w twarz dziecka.

Być może dlatego, że Chen Xing wydawał się zbyt bezużyteczny, więc dziecko w ogóle się przed nim nie chroniło. Niespodziewanie straciło równowagę w jednej chwili po uderzeniu i spadło z drzewa, powodując szelest liści po drodze. Xiang Shu ruszył w pościg, dopóki nie znalazł się pod drzewem, ale dziecko rzuciło się w powietrze, zrobiło fikołka, przeskoczyło kilka zhang i wylądowało miarowo na polu śnieżnym unosząc lekko głowę.

Dinghai Fusheng Records | Tom 2: Cangqiong Yilie [PL]Where stories live. Discover now