Rozdział 39.1

120 30 7
                                    

1/2

Spalona ziemia




Wiatr i śnieg delikatnie ustąpiły, a północne ziemie uspokoiły się w ciągu nocy. Tysiącmilowa gwiaździsta rzeka tej zimowej nocy rozciągała się z północy na południe, prowadząc ich. Za nimi wisiała Gwiazda Polarna na lazurowym nocnym niebie, które stopniowo stawało się coraz bardziej odległe, gdy poruszali się naprzód.

Stado wilków kierowało się na południe. Biała Grzywa niosła Chen Xinga i Xiao Shana, który mocno spał, podczas gdy Xiang Shu jechał na innym solidnie zbudowanym szarym wilku. Przedzierali się przez góry i wąwozy, tak szybko, jak podmuch wiatru. Wilki były bardziej zaznajomione z terenem niż konie, więc nie musiały się zatrzymać i szukać właściwej ścieżki. Podróży, pierwotnie zajęła im cztery dni, teraz szybko dotarli do Longcheng.

Na widok dziesiątek tysięcy wilków pędzących do miasta, mieszkańcy Karakorum wpadli w panikę, ale kiedy zobaczyli, że osobą na czele jest Xiang Shu, zawołali imię Wielkiego Chanyu. Wszyscy uklękli i pokłonili się z czołami na rękach w uwielbieniu, jakby właśnie zobaczyli boga. Xiang Shu poinstruował ich, aby się nie martwili i zabrali wilcze stado do kamiennego pałacu.





- Zjedz trochę - Chen Xing upiekł mięso podarowane im przez lud Xiongnu. Kiedy pomyślał o tym, że król Akele, który opiekował się nim po drodze, już odszedł poczuł się jeszcze bardziej stłamszony. Z drugiej strony oczy Xiao Shana zaczerwieniły się i z upartym wyrazem twarzy odmówił zjedzenia czegokolwiek.

Xiang Shu spojrzał na Xiao Shana i powiedział:

- Ludzie, którzy nie jedzą mięsa i nie piją mleka, nie będą dużo rosnąć.

Xiao Shan po prostu go zignorował. Chen Xing był już całkowicie wyczerpany, a kiedy miał zamiar ponownie przekonać Xiao Shana, Xiang Shu dał mu znak, aby już się tym nie przejmował i po prostu poszedł spać. W środku nocy Chen Xing usłyszał, jak Xiao Shan cicho wstaje i kuca przy żarze ogniska. Słychać było ciche odgłosy żucia i dopiero wtedy Chen Xing poczuł ulgę.

Być może od bardzo dawna Xiao Shan zdawał sobie sprawę, że jego rozstanie z Lu Yingiem jest nieuniknione i był już gotów się z nim pożegnać. Chen Xing myślał, że był taki sam jak Xiao Shan, kiedy był dzieckiem. Chociaż jego Shifu nie powiedział mu, że jego rodzina została zniszczona, mógł się wszystkiego domyślić. W takich czasach nic nie trzeba było mówić. Wszystko, co musiał zrobić, to spokojnie towarzyszyć Xiao Shanowi, a z czasem to dziecko powoli zdoła przez to przejść.

Nie wiedział, dokąd poszedł Xiang Shu. Chen Xing odczekał dłuższą chwilę, zanim wstał tak cicho, jak tylko mógł. Poszedł po koc i przykrył nim Xiao Shana. Ten dzieciak był naprawdę tak chudy, że wyglądał jak fretka wrzucona w stertę błota. Serce bolało, patrząc na niego.

Po przykryciu go kocem, Chen Xing potarł małą główkę Xiao Shana, która wyjrzała zza koca. Westchnął, po czym wstał, by wyjść. Para jasnych oczu Xiao Shana była przez cały czas szeroko otwarta, ale nie powiedział ani słowa.

Przed pagodą, w najbardziej wyniesionej części Karakorum, Xiang Shu oparł się o swój ciężki miecz, stojąc twarzą w twarz z gwiazdami, które wisiały nisko. Koc leżał mu na kolanach, gdy patrzył z obojętnym wyrazem twarzy na południe.

Dinghai Fusheng Records | Tom 2: Cangqiong Yilie [PL]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant