Rozdział 45.2

111 27 11
                                    

Pęknięcie na niebie

„Gdyby nie ja, być może nie spotkałbyś się z tym wszystkim."

Cangqiong Yilie stały się czarne jak smoła. Migotały zimnym błyskiem, podobnie jak Senluo Wanxiang po tym, jak został udoskonalony przez urazę. Podobnie Xiao Shan był taki jak wtedy Feng Qianjun: jego oczy były przekrwione, a jego ciało splecione było z urazą, gdy wpatrywał się w Sima Yue stojącego wysoko w górze.

Cholera było ostatnią myślą Chen Xinga. Jakim cudem ten dzieciak nauczył się korzystać z tego magicznego artefaktu? Lu Ying nie mógł go tego nauczyć, prawda?

Sima Yue machnął lewą ręką i pojawiła się czarna jak smoła tarcza.

- Naprawdę interesujące, to, co dzierżysz, jest również...

Xiao Shan machnął pierwszym pazurem. Za jego plecami pojawił się czarny cień starożytnego Smoczego Boga, niewyraźnie słyszalny krzyk smoka.

Xiang Shu odwrócił się i przycisnął Chen Xinga do ziemi. Łańcuchy Chen Xinga zatrzęsły się, a kiedy otarły się o Qi pazurów, zostały cicho rozcięte w powietrzu. Zanim Sima Yue zdążył dokończyć zdanie, zobaczył, jak góry, ziemia, a nawet cały kawałek nieba zostały pocięte jak papier. Jego tarcza również rozleciała się na trzy zgrabne sekcje. Jego mocny czarny napierśnik źle się ustawił i stracił równowagę, całe ciało nad ramionami odpadło do tyłu.

Szczyty głęboko w górach Yin osunęły się, a następnie spadły z grzmiącym „hukiem".

- ... Boska broń – powiedział Sima Yue.

Xiao Shan zrobił krok do przodu i machnął drugim pazurem. Hełm i głowa Sima Yue zostały rozerwane na strzępy i rozrzucone na wietrze. Miejsce, w którym stał, zawaliło się, a czysto pocięte płyty z kawałków kamienia przypominającego lustro runęły!

W chwili, gdy grzbiety górskie z tyłu zamieniły się w śliskie zbocza, zostały ponownie rozcięte przez drugi pazur. Jak sztormowe fale, gwałtownie rozbiły się zarówno na północy, jak i na południu, powodując lawinę wstrząsającą ziemią!

Xiao Shan lekko uniósł lewy pazur i narysował okrąg prawym, wykonując ruch „Szary Wilk ściga Księżyc". Właśnie wtedy, gdy miał rzucić się do przodu, Chen Xing z powodzeniem zbliżył się do Xiao Shana od tyłu.

- Odejdź! – Chen Xing ryknął gniewnie przy jego uszach, po czym zebrał całą siłę, jaka mu pozostała. Zakrył oczy Xiao Shana lewą ręką, a prawą przycisnął dolną część pleców. Jasne białe światło rozbłysło, przeszywając świadomość Xiao Shana.

Cangqiong Yilie upadły na ziemię z brzękiem, a uraza zniknęła.

Xiao Shan stracił przytomność, jego głowa opadła. Chen Xing upadł na śnieg, cała jego energia wyczerpała się.

Lawina pokryła całe pole bitwy, sprawiając, że wydawało się, że nic się nie stało.

Śnieg zaczął opadać w dół. Gigantyczne połamane poroże wystawało z ziemi, wznosząc się w górę jak samotny nagrobek w tym cichym świecie.

- Xiang Shu... - Chen Xing odwrócił głowę w bok i spojrzał na Xiang Shu, który leżał na śniegu patrząc w niebo. – Czy wszystko w porządku?

Xiang Shu nic nie odpowiedział. Odwrócił głowę, by na niego spojrzeć. Ręka Chen Xinga poruszyła się, a potem z trudem się przesunął. Palce Xiang Shu drgnęły i chwyciły jego dłoń.

- Xiao Shan? – Chen Xing odwrócił się i wstał, wydychając powietrze z wyczerpania. Z niechlujnymi włosami obejrzał rany Xiao Sana. Kościste ciernie przebiły nogi i ramiona, ale na szczęście był na tyle mały, że nie zranił jego klatki piersiowej.

Dinghai Fusheng Records | Tom 2: Cangqiong Yilie [PL]Where stories live. Discover now