Trening

1.3K 50 102
                                    


*Perspektywa Shane'a*:

Wszedłem do szatni, aby przebrać się na trening. Trochę kręciło mi się w głowie, ale nie powstrzymało mnie to przed intensywnym ćwiczeniem. Zdawało mi się nawet, że jestem trochę nadpobudliwy, ale z każdym uderzeniem o worek treningowy moja siła słabła. Kurwa nie powinienem zażywać tylu różnych używek w tak krótkim czasie.

Nagle poczułem jak moje nogi całkowicie odmawiają posłuszeństwa i bezsilnie osunąłem się na ziemię. To był koszmar. Wszyscy natychmiast do mnie podbiegli zaciekawieni, co mi się stało, ale ja już nie miałem siły nawet oddychać. Tak po prostu poddałem się i pozwoliłem, aby wyciekało ze mnie życie. Dlaczego? Nie wiem. Zwyczajnie czułem, że ta walka nie ma sensu...


*Perspektywa Tony'ego*:

Za chwilę miałem jechać do szkoły. Chwyciłem torbę z towarem, ale zauważyłem coś dziwnego. Zniknęła mi kokaina, heroina, marihuana oraz tytoń. Nie wiedziałem, co się stało. Pewnie jakiś gnojek mi podpierdolił towar, kiedy nie patrzyłem. Kurwa pewnie stało się to na jednej z przerw. Bo jak nie, to co? Przecież gdyby ktoś w rezydencji choćby zobaczył, że mam ze sobą używki to zaraz siedziałbym u Vincenta na dywaniku. Powinienem być bardziej ostrożny.

Ta robota jest cięższa niż sądziłem. Może serio nie powinienem tego robić? Kurwa jak można zgubić narkotyki? Jestem zjebany. Teraz muszę za nie zapłacić, aby rozliczyć się z ziomkiem od towaru. Gdyby coś mu się nie zgadzało to wolę nie myśleć, co by mi zrobił.

Miałem się z nim spotkać przed lekcjami, ale Shane zadzwonił, że jest sprawa i musiałem mu pomóc załatwić 3 kolesi. Spotkałem się więc z nim dopiero na następnej przerwie.

-Załatwiłem nam nowy towar- było to pierwsze, co powiedział, kiedy mnie zobaczył.

-No i git. Co nowego w menu?

-Metylenodioksymetamfetamina.

-Cudnie. Mogłeś po prostu powiedzieć ecstasy.

- Metylenodioksymetamfetamina brzmi lepiej.

-Jak kto woli.

-Dobra masz i widzimy się po lekcjach.

-Spoko.

Przejąłem od niego towar i udałem się na lekcje. Znów nabrałem wątpliwości, czy ja się w ogóle do tego nadaję? Kurwa przecież za handel narkotykami mogą mnie nawet zamknąć w pierdlu. Jestem idiotą... Po co się w to wpakowałem?! Obiecałem sobie, że po lekcjach jak do niego pójdę oddam cały towar i zrezygnuję z tej fuchy.

Już zmierzałem do miejsca, w którym mieliśmy się spotkać, ale zaczepił mnie jakiś koleś. Nie mogłem sobie przypomnieć skąd go kojarzę póki nie powiedział mi o co chodzi.

-Jesteś bratem Shane'a? Cholera o co ja pytam oczywiście, że tak. Przecież nawet wyglądacie tak samo- był cały zdyszany jakby właśnie tu biegł.

-Czego chcesz?- zapytałem pospiesznie, bo jednak mi się spieszyło.

-Bo on chyba zemdlał... znaczy no nie wiem, co mu się stało, ale wyglądało to jakby zemdlał- na te słowa czas się dla mnie zatrzymał.

-Co kurwa?! Jak to?! Gdzie on jest?

-Na sali. Mieliśmy trening i on...- domyśliłem się, że to znajomy Shane'a z boksu, na który chodził.

Nie dałem mu dokończyć, bo rzuciłem się biegiem we wskazane miejsce. Miałem nadzieję, że to tylko zwykłe zasłabnięcie i mojemu bratu nic się nie stało, ale byłem w cholernym błędzie. Kiedy wszedłem na tę salę Shane leżał na ziemi jak nieżywy. Koło niego klęczał nauczyciel wf, który prowadził treningi i... przeprowadzał resuscytację.

Myślałem, że sam tam za chwilę zemdleję. Starałem się zachować zimną krew i pomyśleć, co powinienem zrobić w pierwszej kolejności. Czułem, że w oczach gromadzą mi się łzy, ale musiałem zawiadomić Vincenta.

Wydawało mi się, że składam zdania gorzej niż 5 letnie dziecko, ale chyba udało mi się jakoś przekazać mu najważniejsze informacje. Kiedy zakończyłem rozmowę na salę weszli ratownicy medyczni wezwani przez szkołę.

Zabrali Shane'a do szpitala, a ja wsiadłem w swój samochód i ruszyłem za nimi. W międzyczasie powiadomiłem o wszystkim Dylana i kazałem mu zająć się Hailie.

Teraz kiedy znajdowałem się sam z moich oczu trysnęły łzy. Kurwa czemu on mi to robi. Jeszcze niedawno siedziałem koło niego i z całych sił modliłem się, aby przeżył, a teraz miałem przechodzić przez to wszystko kolejny raz. Nie wiedziałem, czy dam radę...

-------------------------------------------

Ten rozdział miał być przedzielony na pół, ale stwierdziłam, że będzie za krótki (i tak jest krótki), więc w porównaniu do ostatnich rozdziałów dzisiaj troszkę dłuższy <3


Ocenka, krytyka i błędy -> ->

Rodzina Monet- moja wersjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz