Vincentuszka

1.5K 47 136
                                    


*Perspektywa Tony'ego*:

Shane stał w ciemności, która nagle zamieniła się na mój pokój. Podniosłem się z podłogi, ale moje ciało wciąż tam leżało. Byłem duchem? Nie... to przecież niemożliwe.

Spojrzałem zdezorientowany na mojego bliźniaka, który zaciekawił się czymś leżącym na półce. Zorientowałem się, że to kamienie, które wziąłem znad rzeki. Tylko jak one się tam znalazły? Nie pamiętam, abym je tam odkładał. Choć w sumie jak tak o tym myślę to nie wiem. Nie bardzo pamiętam, co działo się ze mną po przyjeździe do rezydencji. Tylko to, że opróżniłem kolejny woreczek ecstasy, więc może to przez to?

-Jemiołuszek?- powiedział prześmiewczo.- Serio Tony? Ponazywałeś kamienie?

-Chyba... byłem pod wpływem. Nie myślałem o tym, co robię.

-Hah, jest jeszcze Hailie- wziął do ręki kolejnego kamienia.- Niezła kolekcja... Plastuś, Pou, Boguś, Loluś, Stefcio i... Vincentuszka?- zdałem sobie sprawę, że wymienia imiona pozostałych kamieni, które nazwałem, tyle że nie pamiętałem kiedy to się stało. Jakby urwał mi się film.- Dorysowałeś Vincentuszce skrzydła? Nawet kreatywnie.

-Umarłem?- zapytałem zbaczając z tematu.

-Nie ty tylko ja.

-Co... Shane, ale jak to?! Jak to wszystko jest możliwe?! Czemu ze sobą gadamy?!

-Powinieneś już wracać.

-Ale gdzie mam wracać?! O co ci chodzi?!

-Nie umarłeś, bo można cię jeszcze uratować.

-A ciebie nie można?

-Nie wiem... Chyba nie.

-Bez ciebie nie wracam.

-Tony...

-Nie!- przerwałem mu.- Albo wracamy razem, albo wcale.

-Ale... nie możemy...

-Jak to kurwa nie możemy?! Przecież ja sobie bez ciebie nie poradzę...

-Tony to wszystko to tylko twoja wyobraźnia. Mnie tak naprawdę tu nie ma.

-To gdzie jesteś?

-Mam nadzieję, że w szpitalu, gdzie czekam na ciebie.

-Czyli nie masz pewności?

-Pewien jestem jedynie tego, że za chwilę będzie za późno, abyś mógł to sprawdzić.

Znów zrobiło mi się słabo. Zacząłem słyszeć Vincenta, który mówi, żebym wracał. Ale skąd ja mam wracać? Przecież ciągle tu jestem.

-Żegnaj Tony...- Shane zaczął znikać. Kurwa nie wiem jak, ale w pewnym momencie już go nie było. Zostałem sam. Cholera ja nie chcę być sam...

Zamknąłem oczy i... wtedy się ocknąłem. Gwałtownie nabrałem powietrza do płuc i rozejrzałem się dookoła. Koło mnie klęczał Vincent. Czy on mnie przed chwilą reanimował? Co tu się kurwa wydarzyło?!

Szybko zerwałem się na równe nogi przez co prawie się przewróciłem i podszedłem do półki, na której leżały wszystkie kamienie wcześniej wymienione przed Shane'a. Naprawdę nie wiem jak to się stało, że z 2 kamieni zrobiło się 8.

Jeden w szczególności zwrócił moją uwagę. Był to ten z dorysowanymi skrzydłami- Vincentuszka. Teraz na jego odwrocie widniało duże „S". Ja to zrobiłem?! A może Shane?! Jednego byłem pewien... nie radziłem sobie. Może ten psychiatryk nie jest wcale takim głupim pomysłem...

---------------------------------------

Kilka dni temu na moim ig zapytałam was o imię dla kamienia. Dostałam sporo odpowiedzi, z których wybrałam cztery. Wszystkie były świetne, więc bardzo dziękuję, ale niestety miałam ograniczoną liczbę, ponieważ pozostałe cztery zostały już wcześniej wymyślone przeze mnie. 

Na moim ig pojawiają się również ankiety i spojlery do rozdziałów, więc serdecznie was tam zapraszam (maccela_watt, link w bio) <33


Ocenka, krytyka i błędy -> ->

Rodzina Monet- moja wersjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz