Psychiatryk

1.6K 50 152
                                    


*Perspektywa Tony'ego*:

Wszyscy poza Willem, który został w szpitalu razem z Shane'm wróciliśmy do rezydencji. Dylan i Hailie poszli do salonu, a ja i Vince udaliśmy się do biblioteki.

Stresowałem się jak cholera. Na dodatek wiedziałem, że choćbym miał dostać jakiegoś jebanego ataku histerii to on i tak siedziałby niewzruszony i kij by go to obchodziło, bo prawda była taka, że miał mnie w dupie. Nie obchodziłem go. Dla niego byłem tylko problemem i tak się właśnie czułem.

Usiadł na jednym z foteli, a ja zasiadłem na drugim. Nie musiałem długo czekać aż zacznie mnie przesłuchiwać.

-Znów się pokłóciliście?

-Nie- patrzyłem na tą jego kamienną twarz.

-Shane zachowywał się ostatnio inaczej?

-Nie.

-Coś się między wami pozmieniało?

-Nie- a raczej nie miałem siły mu tego tłumaczyć.

-W takim razie, co się stało?

-Nie wiem.

-Jeszcze przed chwilą twierdziłeś, że to twoja wina.

-Bo to prawda. Wszystko jak zwykle przeze mnie...- wlepiłem wzrok w podłogę.

-Dlaczego tak uważasz?

-Ja tak nie uważam. Tak jest.

-Tony odpowiadaj normalnie, bo nie pozwolę ci jechać do szpitala.

-Przestań mnie szantażować- znów na niego spojrzałem, ale teraz bardziej pewny siebie. Wiem, że jestem dla niego nikim, ale nie dam sobą pomiatać.

-Zacznij mówić. Wtedy przestanę.

-Ty nigdy nie przestaniesz- prychnąłem pod nosem i ponownie odwróciłem wzrok, tym razem na ścianę z półkami zapełnionymi książkami, bo patrzenie na Vincenta to były dla mnie tortury.

-Daję ci ostatnią szansę i radzę ci ją wykorzystać.

-Kurwa tak bardzo chcesz wiedzieć, co się stało?!- gwałtownie podniosłem ton.- To były kurwa moje narkotyki! Nie wiem kiedy, ale Shane mi je ukradł, a potem przedawkował. Gdybym tylko cholera wiedział tobym go powstrzymał, ale nie miałem bladego pojęcia!- w oczach pojawiły mi się łzy.

Vincent w ogóle nie zareagował na moje słowa. Siedział jak jebany posąg i jedyne, co robił to zadawał pytania.

-Od kiedy bierzesz?

-Przecież kurwa nie ćpam. Jestem czysty. Nie wierzysz to wyślij mnie na badania.

-Więc po co ci one były?

-Zatrudniłem się u dilera i nimi handlowałem- przez chwilę niedowierzałem, że powiedziałem to na głos. Wtedy też przypomniało mi się, że miałem zrezygnować z tej pracy, a dalej tego nie zrobiłem.

-Słucham?

-To co słyszałeś.

Westchnął.

I tyle?! Jedno westchnięcie?! Nie było go stać na żadne jebane słowo?! Chociaż jedno? Kurwa to jakiś żart. Właśnie wyznaję mu moje największe przekleństwa, w które się wpakowałem, a ten zachowuje się jakbym powiedział mu, że kurwa kwiatek ma łodygę!

-Tony, po co to zrobiłeś?

-Bo kurwa sobie nie radziłem...

-Rozwiń, dlaczego sobie nie radziłeś.

-Zwyczajnie kurwa sobie nie radziłem! Czułem się fatalnie i byłem bezradny. Chciałem zająć czymś swoje myśli i było to jedyne, co przyszło mi do głowy.

-Powinieneś przyjść z tym do mnie. Handel narkotykami to nie rozwiązanie.

-Dla mnie było to rozwiązanie! Nie powiedziałem ci o moich problemach, bo się kurwa bałem twojej reakcji! Znów wysłałbyś mnie do jakiegoś psychologa, a ja tego nie chcę! Nie chcę kurwa!- po policzkach spłynęły mi łzy.

-Tony, nie wyślę cię do psychologa. Widać, że poprzednie wizyty nic nie dały, więc muszę podjąć drastyczniejsze kroki. Skoro nic ci nie pomogło zostaje szpital psychiatryczny- powiedział to z taką obojętnością, że myślałem, że nie mówi tego poważnie.

Psychiatryk to coś czego najbardziej się obawiałem. Kiedy usłyszałem, że Vincent chce mnie tam wysłać zamarłem. Nie byłem w stanie nawet się poruszyć. Kiedy pierwsza fala szoku ustała nerwowo przeczesałem włosy.

-Chcesz mnie wysłać do psychiatryka...?- wydusiłem.

-Tak.

-Vince... Kurwa proszę cię... nie rób mi tego! Wszystko tylko nie psychiatryk... Nie pójdę tam, nie pójdę słyszysz?! Nie zrobisz mi tego!

-Owszem, zrobię.

-Nie... nie... nie... tylko kurwa nie to...- wplątałem ręce we włosy i starałem się uspokoić oddech.

Czułem się jakbym się dusił. Nie mogłem zaczerpnąć powietrza. Jedną ręką złapałem się za klatkę piersiową, a drugą trzymałem się fotela, bo myślałem, że za chwilę z niego spadnę. Vincent przyglądał mi się w milczeniu, więc spojrzałem na niego wzrokiem przepełnionym łez i powiedziałem:

-Proszę! Proszę nie wysyłaj mnie tam!

-Masz atak histerii. Musisz się uspokoić i wtedy ci przejdzie.

-Wiesz co?! KURWA MAM CIĘ DOŚĆ!- gwałtownie wstałem.- Nienawidzę cię! NIENAWIDZĘ! Shane walczy teraz o życie w szpitalu, a ty chcesz wysłać mnie do psychiatryka?! PO MOIM TRUPIE! Widzę to po tobie i też czuję, że jestem ci zupełnie obojętny, więc jeśli tego naprawdę chcesz to zniknę i nic mnie przed tym nie powstrzyma!

-Nie podnoś tonu!- powiedział donośnie również wstając. Trochę mnie tym zaskoczył, bo w jego oczach po raz pierwszy od początku naszej rozmowy coś się zmieniło. W jego tęczówkach widoczny był... strach?

-PIERDOL SIĘ! Nie będziesz mnie kontrolował!

Wybiegłem z biblioteki głośno trzaskając drzwiami. Dylan i Hailie natychmiast oderwali się z miejsca i zobaczyli jak pełen rozpaczy wbiegam na górę i zamykam się w swoim pokoju. Miałem ochotę się zabić, ale co jeśli Shane jednak przeżyje? Wtedy to on się załamie...

Kurwa, co robić?! Co robić?! Pierdole to wszystko! Czemu życie musi być takie trudne?! Miałem w dupie, co stanie się dalej. Wciąż miałem przy sobie narkotyki, więc bez żadnego pohamowania wciągnąłem sporo ecstasy, a następnie wsiadłem na motor i pojechałem nad rzekę. 

-----------------------------------

Na moim ig zadecydowaliście, aby rozdział był już teraz, więc następny jutro (w czwartek) <33


Ocenka, krytyka i błędy -> ->

Rodzina Monet- moja wersjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz