W stronę szpitala

1.1K 41 29
                                    


*Perspektywa Shane'a*:

Odkąd wyszedłem ze szpitala sporo się zmieniło. Tony zaczął chodzić do psychologa... i tak szczerze ja też zastanawiałem się, czy się nie zapisać. Całymi dniami rozmyślałem nad wszystkim i niczym. Głowa pękała mi od nadmiaru myśli. Martwiłem się o Tony'ego, bo nie byłem pewien, czy sobie poradzi.

W szkole prawie w ogóle nie mogłem się skupić. Zarwana noc mocno dawała o sobie znać, a na dodatek dobijał mnie ból głowy. Wziąłem jakąś tabletkę przeciwbólową, którą znalazłem w plecaku i miałem nadzieję, że chociaż trochę mi pomoże.

Po powrocie ze szkoły nie miałem na nic siły. Chciałem się położyć, aby chociaż na chwilę zapomnieć o całym świecie i wtedy zaczął się koszmar.

Tony stał przede mną ze łzami w oczach. Zamarłem, kiedy zobaczyłem, że przy głowie trzyma pistolet. Palec miał na spuście i nagle... strzelił, a jego ciało z hukiem opadło na podłogę. Krew wytrysnęła na wszystkie strony, a następnie zaczęła brudzić podłogę...


***


Obudziłem się wraz z pukaniem do drzwi. Pot skapywał mi z czoła, a oddech nie chciał się uspokoić. Serce waliło mi jak młot w piersi. To nie zdarzyło się naprawdę... to tylko sen... Tony'emu nic nie jest.

Chwilę minęło zanim zgrzebałem się z łóżka, aby otworzyć te cholerne drzwi, w które ktoś nieustannie walił. Przeczesałem palcami mokre od potu włosy i już chwytałem za klamkę, kiedy drzwi same się otworzyły i z dużą siłą pierdolnęły mnie w twarz.

Na początku zrobiło mi się ciemno przed oczami i nie wiedziałem, co się stało. Dotarło to do mnie dopiero, kiedy zdałem sobie sprawę, że z nosa leci mi krew. Czerwona plama na mojej bluzie z każdą chwilą się powiększała. Byłem tak zdezorientowany, że nie zauważyłem nawet pochylającego się nade mną bliźniaka.

-Kurwa Shane, czemu nie otwierałeś?! Myślałem, że coś się stało, więc wszedłem... Ja pierdolę krew ci się leje! Chodź, musimy to zatamować.

Zaprowadził mnie do łazienki, gdzie krew zdążyła pobrudzić płytki zanim nachyliłem się nad umywalką. Tony podał mi chusteczkę, która skutecznie pozbyła się krwotoku. Wciąż miałem w głowie obraz, który jeszcze przed chwilą tak mnie przeraził, ale nie miałem odwagi powiedzieć mu o moim koszmarze, w którym odegrał główną rolę.

-Trzeba będzie to jeszcze opatrzeć i upewnić się, że nie złamałem ci nosa- powiedział.

-Dobra chuj z tym, przeżyję. Mów lepiej, po co przyszedłeś.

-A no tak, właśnie... Hailie dzwoniła. Jedzie właśnie z Sonny'm do szpitala. Chodź szybko, musimy się śpieszyć, aby jej pomóc, bo podobno jest w chuj źle...

Nawet nie pytałem, co się stało. Informacja, że nasza siostra nas potrzebuje wystarczyła, abym rzucił się biegiem do garażu, a następnie razem z Tony'm z piskiem opon ruszyliśmy w stronę szpitala.

------------------------------------------------

Co takiego spotkało Hailie i Sonny'ego? Odpowiedź już w następnym rozdziale :) 


Ocenka, krytyka i błędy -> ->

Rodzina Monet- moja wersjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz