Rozdział 2

4.3K 202 8
                                    


ROZDZIAŁ 2

ZANDER

Trzydzieści minut wcześniej.

Drzwi, za którymi chwilę wcześniej zniknęła Lea, zamknął mój ojciec. Dopóki nie wspomniał o mieszaniu się w jego zarządzanie i decyzje w sprawach kadrowych, miałem kilka pomysłów, co do samej wizyty dziewczyny w biurze mojego ojca. Jego wypowiedź jednak pozbawiła mnie wszelkich złudzeń w tym temacie, dlatego niemal natychmiast przeniosłem spojrzenie z mahoniowego drewna na sylwetkę jego sekretarki, Vanessy.

– Nessa – użyłem zdrobniałej formy jej imienia, mając nadzieję w ten sposób więcej zdziałać.

– Co chcesz wiedzieć? – Spojrzała na mnie spod wachlarza czarnych długich rzęs, które z pewnością nie były dziełem matki natury i przygryzła końcówkę rysiku do tabletu.

– O co chodzi z moim ojcem i panną Rhodes? – zagadnąłem, podchodząc do jej stanowiska pracy.

Wyciągnąłem do niej rękę i zgarnąłem zza ucho opadające na twarz pasemko niemal czarnych włosów. Vanessa natychmiast zarumieniła się na ten gest, ale mimo początkowego wstydu, wypięła w moim kierunku biust, jakby miało mi to w jakikolwiek sposób zaimponować.

Wybacz skarbie, nie jesteś w moim typie.

– Pan Kane był z nią umówiony w celu podpisania umowy – powiedziała nieco konspiracyjnym szeptem, jakby obawiała się, że ktoś nas usłyszy.

– Kontynuuj – poleciłem znudzonym głosem.

– Dziś miała zacząć pracę, ale chwilowo jej wizyta skończy się tylko na podpisaniu umowy w kadrach i... – Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale to już mnie nie interesowało.

– Do kogo ma iść ją podpisać?

Spuściła wzrok na tablet i przez chwile milczała, w skupieniu, szukając zapewne odpowiedzi na moje pytanie.

– Do Sutton – Uśmiechnąłem się z zadowoleniem. Łatwo pójdzie. – Na piętrze...

– Wiem, gdzie to jest – Kolejny raz jej przerwałem, a po kilkudziesięciu sekundach jechałem windą piętro niżej.

Nie zamierzałem marnować czasu na powitania i inne gówniane grzecznościowe bzdety. Miałem jeden cel, który w taki czy inny sposób uda mi się osiągnąć. Po dobroci albo cóż... Innymi mniej przyjemnymi metodami. Wszystko zależało od Sutton, a jeżeli wciąż miała trochę oleju w głowie, przystanie na moje żądania bez mrugnięcia okiem.

– Za jakieś dziesięć minut – Nie przejmując się dotychczasowym zajęciem Sutton i tym, czy w czymś jej przerwałem czy nie, wkroczyłem do gabinetu, spoglądając na tarczę zegarka. – Zjawi się u ciebie Lea Rhodes, żeby podpisać umowę. – Niechętnie uniosłem wzrok na kobietę zasiadającą za biurkiem. – Powiesz, że w kadrach doszło do pomyłki i stanowisko jest już zajęte. Ona powie, że przed chwilą rozmawiała z moim ojcem, a ty wtedy sprzedasz jej bajeczkę, jak to właśnie przed sekunda konsultowałaś sytuację z panem Kane'm i choć niezmiernie wam z tego powodu przykro, nie możecie zaoferować jej obiecanej posady. – Nawet na chwilę nie zwątpiłem w to, że dostanę czego chciałem.

– Słucham?

Miała minę, jakbym co najmniej jej powiedział, że ma mi obciągnąć.

– Panna Rhodes nie będzie tu pracować.

– Nie mogę czegoś takiego zrobić – niemal pisnęła. – Jeżeli pan Kane się o tym dowie, zwolni mnie.

– Zwolni cię również, jeżeli przypadkiem się dowie, że pendrive z pewnymi informacjami wpadł w niepowołane ręce z twojej winy – napomknąłem od niechcenia, przypominając o sytuacji sprzed kilku miesięcy.

Is everything I wantWhere stories live. Discover now