Rozdział 41

4K 269 40
                                    


ROZDZIAŁ 41

ZANDER

Zacisnąłem palce na szklance z szkocką, wyłapując co drugie słowo z rozmowy Matteo z moim i jego ojcem. W końcu nadszedł ten nieszczęsny dzień, w którym zjawiłem się w rodzinnym domu z tym, że nie na obiedzie a na kolacji. Nie zamierzałem rezygnować z pracy i przesuwać wszystkich planów, ze względu nagłą i niezrozumianą przeze mnie potrzebę zacieśniania więzi rodzinnych.

- A co tam u ciebie słychać? - zagadnął wuj Carlo, spoglądając w moim kierunku, znad szklaneczki koniaku.

- Wszystko dobrze - odpowiedziałem zdawkowo, mocząc wargi w bursztynowym alkoholu.

- Ostatnio słyszałem, że miałeś jakieś problemy z prasą - wtrącił, próbując podtrzymać rozmowę.

- Szybko sobie z tym poradziłem, ale faktycznie. - Skinąłem głową. - Wyniknęła pewna...sytuacja - odchrząknąłem, na co Matteo parsknął pod nosem.

- Chcesz coś powiedzieć? - Wuj spojrzał na niego, zapewne sądząc, że Matteo miał coś istotnego do dodania.

- Nie, tato. - Idiotycznie się uśmiechnął. - Zakrztusiłem się. - Skłamał, choć oboje doskonale wiedzieliśmy, co mu chodziło po głowie.

- Zaraz ją, kurwa, zabije - wysyczała Isa, energicznie wchodząc do salonu.

Wszyscy mężczyźni w salonie spojrzeli na nią z zaciekawieniem, ale dostrzegając furię wymalowaną na twarzy, po chwili powrócili do wcześniejszej rozmowy. Isa natomiast wyjęła mi szklankę z ręki i opróżniła ją do dna.

- Co się stało?

Dobrze wiedziałem o co a raczej o kogo chodziło, ale musiała się opanować, jeżeli nie chciała podczas tej kolacji odtwarzać scen z ojca chrzestnego.

- No zgadnij. - Prychnęła, wywracając oczami.

- Isa - westchnąłem, zabierając jej puste kryształowe naczynie, po czym sięgnąłem po stojącą na stoliku butelkę i dolałem niewielką ilość. - Wytrzymaj dwie godziny. Zwyczajnie ją ignoruj.

- Tak jak ty? - Uniosła brew, spoglądając na mnie z góry.

- Na przykład. - Spokojnie skinąłem głową, zerkając na przestronną jadalnie, w której kręciła się moja matka i bezimiennie wspomniana przed chwilą ciotka Sydney.

Nasze matki były siostrami, ale nie biologicznymi więc w ogóle nie były do siebie podobne. Jedna była blondynką, druga brunetką, jedna miała zielone oczy a druga niebieskie... Z cech charakteru również były zupełnie inne, ale nie było to dziwne, bowiem kiedy moja mama miała osiem lat, jej rodzice a moi dziadkowie adoptowali Sydney. Od tego czasu kobiety mimo różnicy wieku były nierozłączne. Przynajmniej tak właśnie słyszałem z opowieści, ale obserwując je w późniejszym życiu, byłem w stanie w to uwierzyć.

- Nie umiem - wyznała, nie kryjąc wciąż tlącej się w niej złości. - Od kiedy mi powiedziałeś, rzygać mi się chcę, kiedy na nią patrzę.

- Napij się - poleciłem, podając jej szklankę. - Skup się na tym, że za dwie godziny nie będziesz widziała jej aż do świąt.

Powoli wstałem z fotela, poprawiłem podwinięte do łokci rękawy i wyjąłem z kieszeni telefon, odczytując nowego SMS-a od Lei.

Lea: Będziesz jutro w Elysium?

Kąciki moich ust lekko drgnęły do góry, gdy odczytałem wiadomość.

Is everything I wantDonde viven las historias. Descúbrelo ahora