02

18.2K 927 53
                                    

*Isabell's Pov*

Dzień w szkole minął dziwnie zwykle. Byłam niesamowicie zmęczona, wróciłam do domu po północy, a rano musiałam wstać na zajęcia. Był poniedziałek, całe noce w weekend przepracowałam w klubie, na moje szczęście nie widziałam więcej chłopaka o czekoladowych oczach z czego bardzo się cieszyłam. Nie wspominałam Laurze, ani Cameronowi o sytuacji, która zaszła z Sallow'em, bo nie było tak naprawdę czego wspominać. W końcu nic mi takiego nie zrobił, a ja byłam już pewna, że temat jest zamknięty, bo nie widziałam go już od tamtego czwartku. Westchnęłam będąc znowu pod klubem. Kiedy weszłam do środka pięciu gości znów było na tych samych miejscach, co kilka dni temu, jednak tym razem mieli dodatkowe towarzystwo i zacięcie o czymś dyskutowali. Przełknęłam ślinę i podeszłam do baru, gdzie stała dość ładna czarno włosa dziewczyna.
-Hej jestem Camila, a ty pewnie Isabell? - uśmiechnęła się do mnie i podała mi rękę.-Też jestem kelnerką, byłam chora przez ostatni tydzień, ale wracam, a Dominic za chwile przyjdzie, poszedł zapalić. - przytaknęłam jej.
-Obsłużyłaś już ich?-spytałam.
-Tak, ale znowu wołali.-powiedziała i ruszyła w ich stronę, a po chwili wrócił Dominic.
-Hej.-uśmiechnęłam się do niego, a kiedy chciał odpowiedzieć usłyszałam głos Camili skierowany w moją stronę.
-Zbierz zamówienie.-powiedziała, a kiedy się do niej odwróciłam była cała mokra. Z przerażeniem spojrzałam na nią.
-Co się stało?-spytałam zaskoczona i podałam jej kawałek papieru.
-Najpierw mnie zwyzywali, a potem oblali wódką.-powiedziała wściekła i poszła na zaplecze. Chciałam do niej iść, ale musiałam zebrać zamówienia. Niepewnym krokiem ruszyłam do stolika.
-Co mogę podać?-spytałam.
-Ciebie.-odpowiedział Sallow, a ja mimowolnie przewróciłam oczami.
-Przykro mi, ale to niemożliwe.-odpowiedziałam próbując brzmieć normalnie, chociaż w duchu byłam znów zestresowana.
-To samo co ostatnio. - powiedział jeden z nich, a ja szybko odeszłam od stołu, po czym kiedy przekazałam zamówienie Dominicowi poszłam do Camili.
-Nic ci nie jest?-zapytałam z troską.
-Spoko. Przyzwyczaiłam się.-westchnęła, a ja podeszłam do niej.
-Dlaczego ci to zrobili?
-Byli zdenerwowani, a ja znalazłam się obok. - burknęła i wytarła twarz z wody, która chwile wcześniej płukała sobie twarz.- Co tu robisz? - zapytała po chwili nie patrząc na mnie.
-Pracuje..- przerwała mi.
-Nie. Chodzi mi o to, że wyglądasz na grzeczną dziewczynkę i nie rozumiem czemu tu trafiłaś.- powiedziała i w końcu na mnie spojrzała.
-Nie chce o tym mówić, po prostu potrzebuje pieniędzy jak każdy.-nie chciałam zdradzić jej szczegółów, bo jej nie znam. Była miła, ale o mojej sytuacji wiedzieli jedynie Laura z Cameronem i wolałam, aby tak pozostało.
-Dobrze. Wracajmy do pracy.-pokiwałam głową i wróciłyśmy do Dominic'a, a ja zaniosłam whisky.
-Nie powinnaś być teraz w domu?-spytał mężczyzna, którego wczoraj tu nie widziałam. Zignorowałam to, ale popełniłam jednak błąd, bo po chwili przycisnął mnie mocno do ściany i mocno ścisnął nadgarstki.-Pytałem o coś.-kiedy chciałam mu odpowiedzieć upadłam na podłogę, bo nagle Sallow uderzył go w szczękę. To wszystko zadziało się tak szybko, że w pierwszej chwili to do mnie nie doszło. Co się dzieje do cholery w tym klubie?
-Nie dotykaj jej.-warknął, a kiedy chłopak podniósł głowę miał rozciętą wargę. Sallow kopnął go z całej siły, a tamci nawet nie zareagowali tylko przyglądali się wszystkiemu. Jeden z nich spojrzał na mnie ze współczuciem. -A teraz ją przeproś.-zażądał, a mężczyzna wstał z podłogi na której była jego krew i wyciągnął do mnie rękę, aby pomóc mi wstać, ale znów dostał cios.- Mówiłem żebyś jej nie dotykał.-warknął przeraźliwym głosem. Chłopak, który wcześniej patrzył na mnie ze współczuciem podszedł do mnie, po czym wyciągnął do mnie swoją rękę. Niepewnie ją złapałam i skinęłam do niego głową. Chwiejnym ruchem pomógł mi wstać, a ja ledwo łapałam równowagę, dosłownie nie czułam swoich nóg. Mężczyzna leżący na ziemi, znów się podniósł i niepewnie cofnął się.
-Przepraszam.-wyjąkał, a ja pokiwałam głową i w końcu wróciło mi czucie w nogach. Zebrałam w sobie siły i natychmiast odeszłam od nich. Ta sytuacja była bardziej niż chora. To co zobaczyłam było przerażające, nie chciałam mieć nic wspólnego z nimi. Znowu doprowadził do tego, że serce waliło mi jak oszalałe, z pewnością byłam mu nieco wdzięczna, że zareagował, ale nadal trzęsłam się przez to co zobaczyłam.
-Bella? Wszystko gra?-zapytała Camila łapiąc moją rękę.
-Nie wiem.-odpowiedziałam i spojrzałam na Sallow'a, który patrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
-Nie najlepiej się czuję, wiem że to dopiero mój 5 dzień, ale czy mogę, wziąć sobie wolne? Odpracuje jutro. Naprawdę źle się czuje. - szepnęłam, a oni zgodnie skinęli głowami. Byłam im za to niezwykle wdzięczna.
-Jasne, idź.-powiedziała troskliwie Camila, a ja poszłam na zaplecze się przebrać z tych niesmacznych ubrań.
-Do zobaczenia.-powiedziałam i wyszłam. Było jeszcze jasno, postanowiłam iść na piechotę, a nie jechać autobusem. Chciałam ochłonąć, bo przez ostatni czas, stało się zdecydowanie więcej stresujących mnie sytuacji niż przez cały rok. Do uszu włożyłam słuchawki i ruszyłam do domu. Po chwili zauważyłam, że chłopak w kapturze za mną idzie przez jakiś czas. Wzdrygnęłam się i ze złością przyśpieszyłam. Jakim cudem miałam takiego pecha? On również przyspieszył przez co zaczęłam biec. Gonił mnie, a mi zaczynało już brakować sił, jak wiemy mija kondycja jest na minusie. Był coraz bliżej mnie, łzy niekontrolowanie zaczęły spływać mi po policzkach przez co jeszcze trudniej było złapać mi oddech. W końcu poczułam jak mocno mnie do siebie przyciąga, a jego ręka zakryła mi usta. Zaczęłam się szarpać, ale na marne. Znów zawartość mojego żołądka podeszła mi do gardła. Znów bałam się, tak cholernie się bałam.
-Rodzice ci nie mówili, żeby nie przychodzić w takie miejsca? - spytał szyderczo. Po chwili zaczął mnie rozbierać, a ja zaczęłam jeszcze bardziej płakać i zaczęłam krzyczeć.-Kurwa i tak cię nikt nie usłyszy!-krzyknął. Zerwał ze mnie bluzkę, przez co stałam przed nim w staniku i spodniach, ale mój umysł mówił mi, że to już koniec. Zgwałci mnie, co sprawi, że moje życie stanie się jeszcze większym koszmarem, a ta seria nieszczęśliwych wypadków trwa już jakiś czas. Mój tata nie żyje, mama jest chora, nie mam żadnej innej rodziny, bo mama jest na smierć pokłócona, a tata wychowywał się w domu dziecka. Załkałam i nie mogłam uwierzyć, że na domiar złego, jeszcze jakiś obrzydliwy koleś mnie wykorzysta. Nawet nigdy nie uprawiałam seksu, byłam dziewicą, bo nie potrafiłam zainteresować się żadnym chłopakiem, który interesował się mną. Po chwili jednak przestałam czuć na sobie te obrzydliwe dłonie, a mój płacz zagłuszył głośny strzał. Przerażona pisnęłam i natychmiast się w sobie skuliłam. Usłyszałam krzyk obleśnego faceta, spojrzałam na niego kątem oka, leżał na ziemi trzymając się za nogę, w którą został postrzelony. Postrzelony. Zamrugałam pare razy, a z innej ulicy wyszedł chłopak, chowając pistolet do kieszeni spodni. Zadrżałam widząc kim był. Zaczęłam trząść się ze strachu jeszcze bardziej, a kiedy był wystarczająco blisko. Po prostu zdjął z siebie bluzę, zakrywając moje pół nagie ciało. Przyciągnął mnie do siebie, a kątem oka zauważyłam jak 2 facetów zaczyna ciągnąć mojego napastnika, który krzyczał i błagał o litość. Oni niewzruszeni ciągnęli go za postrzeloną nogę, z której sączyła się krew. Stałam jak sparaliżowana, a on po chwili podniósł mnie bez słowa i zaczął wychodzić z tej okropnej ciasnej uliczki. Nie odezwał się do mnie, ani ja do niego. Chwilę później wsadził mnie do samochodu na miejsce pasażera i zapiął mi pas. Podciągnęłam nogi pod brodę. Byłam zbyt przerażona, żeby się na to nie zgodzić. Gdyby nie on... Łzy znów zaczęły spływać po moim policzku. Nie wiedziałam gdzie skupić swoją uwagę, to było dla mnie za wiele. On obszedł samochód i usiadł na miejscu kierowcy po czym spojrzał na mnie tymi swoimi pustymi oczami. Pewnie wyglądałam okropnie przez rozmazany makijaż i potargane włosy. Zadrżałam jeszcze bardziej czując jego wzrok na sobie. Docisnęłam swoje nogi jeszcze mocniej do siebie, tak, że prawie odpłynęła mi z nich cała krew, a po chwili poczułam mrowienie. Nie odezwał się, tylko odpalił silnik samochodu i ruszył. Nie miałam odwagi nic powiedzieć, nie do niego. Zastanawiałam się jakby to wszystko się potoczyło, gdyby nie on? Gdyby nie pojawił się tam, w dosłownie kilka minut. Znowu mnie obronił, już 2 raz tego dnia. Nie rozumiałam tego, czemu znał moje imię. Czemu mi pomógł i czemu teraz siedzę obok niego, w tym samochodzie. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy pod mój dom, odpięłam pas i niepewnie spojrzałam w jego kierunku.
-Dziękuję.-szepnęłam niepewnie. Patrzył na mnie, wywiercając dziurę w mojej głowie. Wyglądał na zmartwionego. Wyszłam z samochodu i ruszyłam w stronę drzwi. Nie odjeżdżał, dopiero kiedy weszłam do środka i zamknęłam drzwi na klucz. Po chwili osunęłam się po nich. Zaczęłam płakać, co to było?! Zaczęłam naprawdę żałować, że wyszłam wcześniej, przez sytuacje, która nie powinna mieć na mnie aż takiego wpływu. Bałam się każdej minuty, w mojej głowie był cholerny horror, którego nie mogłam opanować. Widziałam dzisiaj tak wiele. Powoli wstałam z podłogi i podeszłam do lustra. Cały makijaż był rozmazany, szybko weszłam na górę. Chciałam już rzucić się na łóżko i wmówić sobie, że to nie stało się naprawdę, ale nie umiałam. Weszłam do łazienki i zmyłam cały makijaż po czym wzięłam prysznic. Nie wiem czemu, ale znów założyłam jego bluzę i wyszłam z łazienki. Pachniała ładnie, męskimi perfumami. Dawała mi jakieś chore poczucie bezpieczeństwa, w końcu ktoś taki jak Lucas Sallow mnie uratował. Wtuliłam się do poduszki i poczułam jego zapach. Był cudowny, nie mogłam przestać go wdychać. Zamknęłam oczy i przypomniała mi się znowu cała sytuacja, która wydarzyła się zaledwie kilkanaście minut temu. Nie umiałam wyrzucić tego z głowy. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, dochodziła dopiero 6. Miałam kilka nieodczytanych wiadomości, więc zaczęłam je czytać.

Laura: WPADAJ DO NAS! Trwają przygotowania

Laura wysłała mi siebie i Camerona przedstawiających ich jak Laura się maluje, a Cam kręci jej rude włosy. Uśmiechnęłam się na ten widok. Szykowali się na zakupy, na które próbowali mnie wczoraj namówić, jednak przyznałam się im, że zaczęłam prace w klubie i po prostu najbliższe wieczory spędzę tam. Zmartwieni jedynie dopytywali mnie, czy jestem tak bezpieczna, ale postanowiłam im nic nie wspominać na temat tego kto tam przychodzi. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Szef, jęknęłam, pewnie już wiedział, że wyszłam tak szybko, jak weszłam.
-Halo?- odebrałam.
-Obudziłem cię?-spytał miłym głosem po czym przełknął ślinę jakby coś ciążyło mu na gardle.
-Nie..przepraszam, że tak szybko wyszłam ja..-nie dał mi dokończyć i od razu zaczął mówić.
-W porządku nie po to dzwonie.-zmarszczyłam brwi.
-Więc o co chodzi?- dopytałam siadając na skraju łóżka.
-Zwalniam cię.-moje oczy o mało nie wyleciały z orbity.
-Co?! Nie może mi pan tego zrobić! Potrzebuje tej pracy..obiecuję, że więcej się to nie powtórzy...- nie dał mi wytłumaczyć.
-Przykro mi..-powiedział po czym usłyszałam jego wrzask, a telefon się urwał. Momentalnie się podniosłam nie wiedząc o co chodzi. To był jakiś cholerny żart? Co mu się stało? Był zdenerwowany i jego krzyk, był przerażony. Nie wiedziałam co zrobić. Po prostu założyłam dżinsy i ruszyłam na najbliższy przystanek. Ten dzień z pewnością nie należał do normalnych. A ja głupia musiałam pojechać sprawdzić, co tam się dzieje. Nie wiem co ja sobie myślałam. Znowu.

Pay girlfriend | w trakcie edycji |Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang