5 - Doubts

1.5K 130 18
                                    

Gdy obudziłam się następnego dnia, słońce już dawno wzeszło. Niebo było idealnie bezchmurne i niebieskie, a dzień cieplejszy niż pozostałe. Najchętniej obróciłabym się na drugi bok i spała dalej na miękkim kocu, ale przeszkadzało mi w tym głośne stukanie, rozlegające się w moich uszach. Nie wiedziałam, skąd dochodzi, ale nie miałam ochoty otwierać oczu, by się przekonać.

– Dzień dobry, słonko – usłyszałam znajomy głos. Uchyliłam powieki. Caddarick klęczał na ziemi kilka metrów ode mnie. Wokół niego leżały stosy porozrzucanych gałęzi, desek podłogowych, fragmentów drewnianych mebli i kartonowych pudełek. W jego ręku widziałam młotek i plik gwoździ. Podniosłam się, zaciekawiona.

– Co robisz? – spytałam, wpatrując się w związane ze sobą grube gałęzie, ułożone w duży prostokąt.

– Wózek – odparł krótko. – Jak mi pomożesz, może uda mi się skończyć go dzisiaj.

Rozejrzałam się. No tak, spaliśmy obok schronu, do którego wczoraj wpadłam – przypominały mi o tym bolesne siniaki na plecach. Pod drzewem, gdzie rozbiliśmy nasz tymczasowy obóz, znajdowały się wszystkie zdobycze i znaleziska ze schronu, które udało nam się wczoraj wynieść.

– Widzę, że nie próżnujesz od rana – zwróciłam się do Caddaricka, wpatrując się w owoce jego pracy. – Tylko pytanie, skąd weźmiesz koła do tego wózka, co?

Uśmiechnął się tylko i wskazał głową na stos drewna obok niego. Pod spodem zobaczyłam najprawdziwsze, małe gumowe koło, a za nim następne. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam rozkręcone metalowe części i coś, co wyglądało jak kierownica od roweru.

– W tym schronie chyba musiały być jakieś dzieci, bo znalazłem rower i hulajnogę – wyjaśnił Cad, widząc moje spojrzenie. – Nie wiem, czy wytrzymają ciężar naszego towaru, ale zawsze można spróbować.

– Jak to dobrze, że jesteśmy inżynierami – westchnęłam. Dobiegł mnie jego cichy śmiech, i mimowolnie się uśmiechnęłam. W tym momencie zdecydowanie cieszyłam się, że mam go ze sobą. Jego umiejętności i siła do pracy to rzeczy praktycznie niezbędne, żebyśmy przetrwali. Poczułam się nieco głupio, że spałam dłużej, zamiast mu pomagać, i postanowiłam, że natychmiast po śniadaniu się do tego zabiorę. Przecież ja też potrafię wszystko to, co on, i nie zamierzam być tylko "dziewczyną do utrzymania".

Oddaliłam się na chwilę w stronę rzeki, żeby umyć twarz i się napić. Woda była lodowata po dość chłodnej nocy, więc nie miałam zamiaru się kąpać. Zaczęłam zastanawiać się nad podgrzewaniem wody nad ogniem w garnkach, które znaleźliśmy w schronie. Boże, kiedy ja ostatnio brałam ciepły prysznic! Byłam na Ziemi czwarty dzień, ale miałam wrażenie, jakby minęły co najmniej miesiące od czasu, kiedy nasza pechowa kabina wylądowała obok jeziora.

Ale... czy na pewno pechowa? Teraz, kiedy wpatrywałam się w soczyście zielone trawy nad rzeką i pływające po dnie małe, kolorowe rybki, a woda mieniła się w słonecznym blasku porannego słońca, jedynym, co czułam, był zachwyt. Kompletny i całkowity zachwyt miejscem, do którego trafiłam. Każdego ranka, gdy patrzyłam na otaczający mnie świat czułam dokładnie ten sam rodzaj zachwytu – ale codziennie w inny sposób. Dziś urzekł mnie widok rzeki, szum płynącej wody i delikatny powiew wietrzyku, poruszającego szuwarami. Jutro zapewne będzie to coś innego, równie prostego i zwyczajnego – ale nieskończenie pięknego dla osoby, która widzi to po raz pierwszy. Klęcząc na brzegiem, zamknęłam oczy na chwilę i po prostu chłonęłam zapachy, dźwięki i ciepło słonecznych promieni na mojej twarzy, oddychając głęboko i uśmiechając się sama do siebie.

Ziemia była planetą życia. Życie należało do niej w całości i było jej nieodłączną częścią. My, ludzie, także byliśmy tym życiem – i jako jedyny gatunek potrafiliśmy w pełni poczuć jego piękno w sobie, nazwać je, zrozumieć i adorować. Ziemia, tak pełna skrajności i różnic, była przepełniona tym pięknem w każdym centymetrze ziemi, w każdej kropli wody i drobince powietrza. Jednak podobnie jak życie, była pełna skrajności.

Survivors || the 100Where stories live. Discover now