37 - Laudnes

681 76 37
                                    

Kiedy ponownie otworzyłam oczy, otaczała mnie tylko ciemność.

Siedziałam na ziemi, oparta o lodowatą, kamienną ścianę. Wzięłam głęboki oddech i od razu skrzywiłam się na duszący, stęchły zapach podziemi, pomieszany z innym – dziwnie ostrym i metalicznym. Przejmujące zimno otaczało mnie z każdej strony i wbijało się jak igiełki w nagą skórę moich ramion. Moja głowa nadal pulsowała bólem, żołądek ściskały mi mdłości. Było tak ciemno, że nie byłam w stanie zobaczyć nawet podłogi pode mną.

Spróbowałam się poruszyć, chcąc wstać – ale wtedy zorientowałam się, że moje ręce są przykute krótkim, żelaznym łańcuchem do ściany. Podobnie jak nogi. Zmarszczyłam brwi, próbując się szarpnąć – ale bezskutecznie. Miałam wrażenie, że opadły mnie wszystkie siły, a kończyny miałam jak z waty. Mój umysł nadal z trudem przetwarzał informacje, kiedy próbowałam przyzwyczaić wzrok do otaczającej mnie ciemności i przypomnieć sobie, jakim cudem się tu znalazłam.

I nagle, w jednej chwili, wszystko dotarło do mnie z siłą huraganu.

Ryan.

Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy ogromny ból ponownie zaatakował moje serce, ściskając wszystko we mnie tak, że nie byłam w stanie złapać oddechu. Przed oczami z prędkością błyskawicy przeleciały mi wszystkie wydarzenia, które miały miejsce, zanim straciłam przytomność. Z początku urywane i pozbawione logicznego sensu, z każdą sekundą coraz bardziej układały się w najbardziej przerażającą – bo całkowicie prawdziwą – całość.

Zabiłam go.

Zabiłam go. Zabiłam go. Z a b i ł a m g o.

Z trudem łapiąc oddech, oparłam się o kamienną ścianę i zacisnęłam oczy. Cienie pod moimi powiekami zaczęły barwić się na czerwono – co mimowolnie od razu przypomniało mi o widoku jego krwi. Zamrugałam gwałtownie, czując, jak przerażająca, dusząca, rozdzierająca pustka w miejscu serca atakuje mnie z każdą chwilą coraz mocniej i dotkliwiej, przesłania we mnie wszystkie inne myśli i uczucia. Urywane, szybkie, przerażające obrazy moich wspomnień napływały niekontrolowanie do mojego umysłu, uderzały w niego jak setki drobnych ostrzy, kalecząc wszystko, co we mnie pozostało.

On nie żyje. Nie żyje. Przeze mnie.

Zabiłam go. Zastrzeliłam go. Z a s t r z e l i ł a m.

Boże... co ja zrobiłam?...

Znowu zacisnęłam powieki, kiedy te słowa rozbrzmiały echem w mojej głowie. Przygryzłam wargę do krwi, próbując odgonić miażdżące moją klatkę piersiową poczucie rozpaczy – ale nic nie było w stanie tego złagodzić.

Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Nie rozumiałam, dlaczego jestem przykuta do ściany, dlaczego otacza mnie tak nieprzenikniona ciemność i zimno. Nie wiedziałam, ile czasu się tu znajduję – ile godzin, dni, a może wieków upłynęło od tamtego poranka, którego wydarzenia nieprzerwanie tańczą mi przed oczami, niszcząc do końca rozbite na milion kawałków resztki mojego serca.

Ale w tamtej strasznej, wypełnionej rozpaczą chwili bardzo wyraźnie czułam, że tak naprawdę w ogóle mnie to nie obchodzi. Że nie mam siły – i nie chcę – próbować się uwolnić, szukać drogi ucieczki czy jakiegokolwiek sposobu na przetrwanie.

Bo w tamtej chwili po raz pierwszy w życiu czułam, że chcę tylko umrzeć.

I wiedziałam, że całkowicie na to zasługuję.



* * *


Survivors || the 100Où les histoires vivent. Découvrez maintenant