– Żałosne.
Wysoki, ciemnooki chłopak o przydługich, sięgających ramion włosach wyprostował się, opuszczając trzymany w dłoniach łuk. Sekundę wcześniej wystrzelona przez niego strzała z donośnym świstem przeszyła powietrze i zniknęła w dzikiej gęstwinie lasu.
– Sam jesteś żałosny – prychnął, odwracając się do swojego towarzysza, opierającego się niedbale o skalną ścianę za nimi. – Z tej odległości pewnie nie utrafiłbyś nawet pauny.
Ironiczny śmiech blondyna odbił się echem od kamiennego zbocza, tonąc w srebrzystym szumie wodospadu.
– Pokazałbym ci, jak się to robi, T h e o – rzucił, niedbale odgarniając włosy z czoła – ale właśnie przepłoszyłeś całą zwierzynę w promieniu jakichś stu mil.
Theo pokręcił głową z westchnieniem, kiedy blondyn potrącił go wymownie ramieniem, mijając go w drodze do brzegu skały, na której stali. Powietrze pachniało słońcem i wodnymi roślinami; słońce unosiło się wysoko ponad ziemią, przez co rosnący upał powoli zaczynał dawać się we znaki.
– Myśl sobie, co chcesz, S h a d e. To ja ustrzeliłem wczoraj największego trilipa, nie ty – prychnął chłopak, ale na jego twarzy nie przestawał błąkać się uśmiech.
– Miałeś farta, i tyle. Te strzały są gówniane.
Shade zwinnie zeskoczył z głazu na ziemię i ruszył w kierunku linii drzew.
– Przynajmniej ja, w przeciwieństwie do niektórych, umiem zakładać porządne pułapki – dodał z triumfalnym uśmiechem, schylając się i kilkoma sprawnymi ruchami wyplątując z zarośli martwego zająca.
Theo przyglądał się zwierzęciu przez dłuższą chwilę.
– Fotowon – rzucił krótko, od razu zauważając charakterystyczną narośl na jego lewej łapie. – Nie dostałbyś za niego więcej niż za wiewiórkę.
– I co z tego? – prychnął Shade, zwijając pospiesznie zakrwawioną linę. – Chyba im mniej branwodas, tym lepiej dla nas? Ty nawet takiego byś nie złapał. Umiesz rozpierdolić najprostszą pułapkę.
Theo uniósł brew z rozbawieniem na widok miny blondyna.
– Czyżbyś poczuł się urażony? Nie mówi, że taki zajączek nadszarpnął twoją dumę.
Shade rzucił martwego zająca na ziemię.
– Masz za wysokie mniemanie o sobie, T h e o – odparł pogardliwie leniwym tonem. – Szczególnie jak na kogoś, kto odpada po pierwszych pięciu minutach gonplei.
Theo, który poprawiał właśnie strzałę na cięciwie, zastygł nagle i przeniósł wzrok na uśmiechającego się krzywo Shade'a.
– Czyżby? – jego głos spoważniał nagle, ale z jego ciemnych oczu nie zniknęły wesołe iskierki. – Czy to wyzwanie?
– Może – szyderczy uśmiech na twarzy Shade'a zrobił się jeszcze szerszy, a jego niezwykłe, bladoniebieskie oczy rozbłysły złowrogo.
Theo powoli opuścił łuk.
– Ticha nie będzie zadowolony, że ćwiczymy poza nadzorem. – odparł bezbarwnym tonem, nie spuszczając wzroku z blondyna – który, okrążając go leniwym krokiem, powoli wyciągał swój kunsztownie zdobiony miecz zza pasa. – Dostaliśmy te miecze tylko do samoobrony.
– Tchórzysz? – Shade uniósł ironicznie brew i oblizał wargę, z wyraźną lubością bawiąc się końcówką ostrza w dłoniach.
Oczy Theo rozbłysły tajemniczym światłem, kiedy rzucił łuk na ziemię i błyskawicznie dobył swojego miecza.
CZYTASZ
Survivors || the 100
Fanfiction"Who we are and who we need to be to survive are two very different things. In this ruthless world, who have we become?" Ailey Theen nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek opuści Arkę - statek kosmiczny, który przez całe życie był jej domem. W wyniku wy...