Threeshot - The fight is not over pt. 1

366 24 111
                                    

– Żałosne.

Wysoki, ciemnooki chłopak o przydługich, sięgających ramion włosach wyprostował się, opuszczając trzymany w dłoniach łuk. Sekundę wcześniej wystrzelona przez niego strzała z donośnym świstem przeszyła powietrze i zniknęła w dzikiej gęstwinie lasu.

– Sam jesteś żałosny – prychnął, odwracając się do swojego towarzysza, opierającego się niedbale o skalną ścianę za nimi. – Z tej odległości pewnie nie utrafiłbyś nawet pauny.

Ironiczny śmiech blondyna odbił się echem od kamiennego zbocza, tonąc w srebrzystym szumie wodospadu.

– Pokazałbym ci, jak się to robi, T h e o – rzucił, niedbale odgarniając włosy z czoła – ale właśnie przepłoszyłeś całą zwierzynę w promieniu jakichś stu mil.

Theo pokręcił głową z westchnieniem, kiedy blondyn potrącił go wymownie ramieniem, mijając go w drodze do brzegu skały, na której stali. Powietrze pachniało słońcem i wodnymi roślinami; słońce unosiło się wysoko ponad ziemią, przez co rosnący upał powoli zaczynał dawać się we znaki.

– Myśl sobie, co chcesz, S h a d e. To ja ustrzeliłem wczoraj największego trilipa, nie ty – prychnął chłopak, ale na jego twarzy nie przestawał błąkać się uśmiech.

– Miałeś farta, i tyle. Te strzały są gówniane.

Shade zwinnie zeskoczył z głazu na ziemię i ruszył w kierunku linii drzew.

– Przynajmniej ja, w przeciwieństwie do niektórych, umiem zakładać porządne pułapki – dodał z triumfalnym uśmiechem, schylając się i kilkoma sprawnymi ruchami wyplątując z zarośli martwego zająca.

Theo przyglądał się zwierzęciu przez dłuższą chwilę.

Fotowon – rzucił krótko, od razu zauważając charakterystyczną narośl na jego lewej łapie. – Nie dostałbyś za niego więcej niż za wiewiórkę.

– I co z tego? – prychnął Shade, zwijając pospiesznie zakrwawioną linę. – Chyba im mniej branwodas, tym lepiej dla nas? Ty nawet takiego byś nie złapał. Umiesz rozpierdolić najprostszą pułapkę.

Theo uniósł brew z rozbawieniem na widok miny blondyna.

– Czyżbyś poczuł się urażony? Nie mówi, że taki zajączek nadszarpnął twoją dumę.

Shade rzucił martwego zająca na ziemię.

– Masz za wysokie mniemanie o sobie, T h e o – odparł pogardliwie leniwym tonem. – Szczególnie jak na kogoś, kto odpada po pierwszych pięciu minutach gonplei.

Theo, który poprawiał właśnie strzałę na cięciwie, zastygł nagle i przeniósł wzrok na uśmiechającego się krzywo Shade'a.

– Czyżby? – jego głos spoważniał nagle, ale z jego ciemnych oczu nie zniknęły wesołe iskierki. – Czy to wyzwanie?

– Może – szyderczy uśmiech na twarzy Shade'a zrobił się jeszcze szerszy, a jego niezwykłe, bladoniebieskie oczy rozbłysły złowrogo.

Theo powoli opuścił łuk.

Ticha nie będzie zadowolony, że ćwiczymy poza nadzorem. – odparł bezbarwnym tonem, nie spuszczając wzroku z blondyna – który, okrążając go leniwym krokiem, powoli wyciągał swój kunsztownie zdobiony miecz zza pasa. – Dostaliśmy te miecze tylko do samoobrony.

– Tchórzysz? – Shade uniósł ironicznie brew i oblizał wargę, z wyraźną lubością bawiąc się końcówką ostrza w dłoniach.

Oczy Theo rozbłysły tajemniczym światłem, kiedy rzucił łuk na ziemię i błyskawicznie dobył swojego miecza.

Survivors || the 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz