26 - Counsel

864 70 28
                                    

Kiedy otworzyłam oczy, ostatnie, cienkie promienie zachodzącego słońca tańczyły na ścianie jaskini. Wstałam i bez słowa zabrałam się do pakowania ekwipunku. Caddarick spał – a przynajmniej tak mi się wydawało – i nawet nie miałam ochoty oznajmiać mu, że wychodzę. I, o dziwo, nie czułam się z tym źle.

Ja też mogę być obojętna, mi też może na nim nie zależeć. Nie da się w nieskończoność wytrzymywać bólu i udawać, że jest dobrze, kiedy nie jest.

Weszłam pospiesznie do tunelu, najciszej jak umiałam odgarniając duże głazy maskujące wejście. Miałam nadzieję, że Caddarickowi nie przyjdzie do głowy, by sprawdzić, czy da się przez niego przejść – dla pewności odsunęłam delikatnie właz na zewnątrz, o którym mu powiedziałam, żeby wyglądało, jakbym faktycznie przez niego przeszła. Poza tym, prawdopodobnie nie dałby rady zmieścić się w zasypanym tunelu bez poważnego poranienia się o skalne odłamki – ja, jako niższa i smuklejsza, nie miałam z tym problemu.

Po kilkunastu minutach marszu znajdowałam się już przed kamiennymi wrotami do podziemnej siedziby Hedy. Serce zabiło mi mocniej na znajomy powiew świeżego powietrza, uderzający mnie w twarz, i błysku światła, przenikającego przez szczeliny w skalnych drzwiach. Całe zmęczenie i irytacja szybko ze mnie wyparowały na myśl o tym, że znowu znajdę się w wiosce, i nie mogłam opanować zalewającej mnie fali ekscytacji. Nie wiedziałam, dlaczego się tak cieszę – ale cholera, po kolejnym dniu z Caddarickiem w zamkniętej jaskini to było jedyne miejsce, w którym chciałam się teraz znaleźć.

Już miałam odsunąć drzwi i wejść do środka, kiedy nagle usłyszałam przytłumione przez kamienną ścianę odgłosy rozmowy. Zamarłam, niepewna kolejnego ruchu. Przecież Theo może tam nie być – i wolałam raczej nie ryzykować stanięcia twarzą w twarz z obcymi Ziemianami. Przycisnęłam więc ucho do szczeliny, próbując ustalić, kto znajduje się w środku.

– ...I to nie jest moja wina – usłyszałam po chwili znajomy, pełen pretensji głos. Serce we mnie podskoczyło. Risa! Wsłuchałam się uważniej.

– Po raz kolejny opuściłaś wioskę bez mojego pozwolenia. I wróciłaś z raną po strzale. – ostry głos Theo przeciął powietrze. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu na sam jego dźwięk, mimo że serce zabiło mi niespokojnie, kiedy usłyszałam jego słowa – skierowane do Risy.

– Kończą nam się zioła. Jeśli nie będę miała czym leczyć gonas, umrą w męczarniach – odpowiedziała mu chłodnym tonem. Usłyszałam kroki – Theo musiał do niej podejść.

– Jeśli zginiesz z rąk Uaimkru, nie będziesz miała jak ich wyleczyć – lodowaty ton jego głosu sprawił, że przeszły mnie ciarki.

Zapanowała cisza. Wyobraziłam sobie, jak Theo i Risa mierzą się spojrzeniami, i zadrżałam mimowolnie. Wiedziałam, że to niezbyt ładnie podsłuchiwać, ale nie chciałam im przerywać – i właśnie dowiadywałam się bardzo przydatnych informacji. Czyżby Risa sprzeciwiła się Hedzie? I w dodatku została ranna? Co się tu działo?

– Wiesz dobrze, jaka jest kara za nieposłuszeństwo. To moje ostatnie ostrzeżenie. – dobiegł mnie głos Theo, nieustępliwy jak zawsze.

Heda, zrozum, ja.... – zaczęła błagalnie, ale ten jej przerwał:

– Jesteś w tej wiosce tylko ze względu na mnie i moją wolę, Risa. W każdej chwili mogę odesłać cię do nomon, do stolicy. Chcesz tego?

– Nie. – oczami wyobraźni widziałam, jak Risa spuszcza pokornie wzrok.

– Dobrze. Więc lepiej rób, co mówię. To, że jesteś moją siostrą...

– ...nic nie zmienia, wiem – przerwała mu, nawet nie starając się ukryć goryczy w swoim głosie. Wstrzymałam oddech. Hedzie się nie przerywa, Risa. Sama mnie tego uczyłaś.

Survivors || the 100Where stories live. Discover now