Oneshot #3 - When it comes to her

278 20 60
                                    

Dotknął jej. Dotknął jej. Śmiał jej d o t k n ą ć.

Śmiał mówić o n i e j, grozić j e j. Śmiał wypowiedzieć j e j i m i ę.

Zabiję go. Rozszarpię go gołymi rękami.

Przemierzałem szybko korytarze siedziby, czując, jak krew gotuje się we mnie z wściekłości. Od dawna nie czułem w sobie takiego gniewu, takiego ognia, który całkowicie pochłaniał wszystkie inne emocje. Czułem, że jeżeli nie zostanę sam chociaż przez chwilę, wybuchnę. Po prostu eksploduję.

Tak, jak stało się to w momencie, w którym Shade śmiał wypowiedzieć te obrzydliwe, straszne słowa, które wstrząsnęły do głębi każdą cząstką mnie.

„A kiedy już wygram, i będziesz leżał martwy na ziemi... dziewczyna będzie moja."

Poczułem, jak moje dłonie ponownie zaciskają się w pięści, aż do bólu. Zabiję go. Z a b i j ę g o. Rozszarpię go, gdy tylko go zobaczę. I nic ani nikt nie będzie już w stanie mnie powstrzymać.

Przez donośne dźwięki moich szybkich kroków przedarło się echo czyjegoś głosu. Serce zamarło we mnie na chwilę, gdy dotarło do mnie, do kogo należy.

Heda! Heda, zaczekaj!

Zacisnąłem usta i przyspieszyłem kroku. Nie. Nie mogę z nią teraz rozmawiać. Nie mogę na nią patrzeć. Nie po tym, gdy straciłem kontrolę nad sobą w taki sposób.

– Theo, do cholery, zatrzymaj się!

Mimo powagi sytuacji nie mogłem powstrzymać cienia uśmiechu, wkradającego się na moją twarz. Nawet głupie „do cholery", wypowiedziane jej głosem, sprawiało, że moje serce zaczynało mocniej bić.

Potrząsnąłem głową. Nie. Muszę natychmiast przestać. Widać wyraźnie, do czego mnie to wszystko doprowadziło.

Skręciłem gwałtownie w prawo i wpadłem prosto do mojej sypialni, z donośnym trzaskiem zamykając za sobą drzwi.

Widok znajomego pokoju wcale nie przyniósł mi ukojenia; wręcz przeciwnie, dopiero tutaj moja furia zaczęła znajdować ujście. Rzuciłem miecz na ziemię i, krążąc w tę i z powrotem po całej długości sypialni, zacząłem gwałtownie ściągać z siebie elementy zbroi – a ich donośny brzęk o kamienną posadzkę jedynie podsycał kipiący we mnie gniew.

On wie, powtarzały co chwila moje rozgorączkowane myśli. Na pewno wie. Straciłem panowanie nad sobą przed wszystkimi tymi ludźmi, a Shade nie jest przecież głupi. Na pewno dobitnie zrozumiał, że jest dla mnie ważna i to o n a, nie ja, może być teraz przez to w niebezpieczeństwie. Przeze mnie.

Jak mogłem być tak głupi?

Po chwili w pokoju rozległo się skrzypienie otwieranych drzwi. Nie musiałem nawet patrzeć w tamtą stronę, by wiedzieć, kto wszedł do środka.

Ailey.

Wziąłem głęboki oddech, żeby chociaż odrobinę się uspokoić, ale nie przerwałem maszerowania w tę i z powrotem – jedynego, co w jakiś sposób trzymała moje nerwy na wodzy.

– Theo... – jej głos brzmiał tak słabo, jakby miała się za chwilę rozpłakać. Poczułem, jak moje serce zaciska się boleśnie na ten dźwięk, ale nie podniosłem na nią wzroku. – Theo, posłuchaj, ja...

– Nie musisz niczego mówić – przerwałem jej oschle. Wiedziałem doskonale, co muszę powiedzieć – niezależnie od tego, jak bardzo wszystko we mnie pragnęło czegoś zupełnie odwrotnego.

Survivors || the 100Where stories live. Discover now