"Wiesz, że jesteś wszystkim, co mam."
"Kocham cię, Ailey. I nigdy, przenigdy nie chcę cię stracić."
"Ailey, błagam... Kocham cię. Błagam, nie zostawiaj mnie."
"Jak możesz myśleć, że przeżyłbym bez ciebie?"
Caddarick.
Caddarick wołający do mnie z ciemności, błagający o litość.
Widziałam go tak wyraźnie, jakby stał tuż przede mną. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, ale nie byłam w stanie go dosięgnąć.
Spróbowałam wymówić jego imię, ale wokół mnie rozbrzmiewała tylko cisza.
Chciałam płakać, szlochać, krzyczeć... ale nie mogłam.
Cad...
Przepraszam.
Tak bardzo przepraszam.
* * *
Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam nad sobą tylko czerń.
Przez chwilę miałam wrażenie, że nadal jestem nieprzytomna i tkwię w swoim pełnym koszmarnych wizji śnie, ale kiedy udało mi się obrócić głowę, zobaczyłam w oddali otwór pełen światła. Zmarszczyłam brwi.
Czyli jednak żyję, pomyślałam.
Spróbowałam unieść dziwnie obolałą głowę. Po wielu próbach, z trudem dźwignęłam się na łokciach i usiadłam niepewnie, opierając się o coś zimnego i chropowatego... kamienną ścianę? Rozejrzałam się. Znajdowałam się w jakimś ciemnym, chłodnym pomieszczeniu, odciętym od świata zewnętrznego. Powietrze było zatęchłe, czułam wyraźnie wilgoć i jakieś wodne rośliny. Miałam wrażenie, że słyszę szum wody w oddali. Uniosłam głowę w górę. Sufit był powybrzuszany w różnych miejscach i dość niski – wystarczył na tyle, żeby mógł stanąć tu dorosły człowiek.
Co ja tu robię?
I jakim cudem przeżyłam?
Moje myśli stanowiły kompletny mętlik. Spróbowałam ogarnąć jakoś wszystkie wydarzenia, które pamiętałam przed utratą przytomności, ale wspomnienia przelatywały mi przez palce i nie mogłam uświadomić sobie, co było prawdą, a co sennym koszmarem.
Kłótnia z Caddarickiem. Atak Ludzi Jaskini. Bitwa Ziemian z Ludźmi Rzeki, którzy pojawili się znikąd. A potem... nic nie pamiętam. Co się ze mną stało? Jak się tutaj znalazłam?
Już miałam spróbować wstać i wydostać się z tego miejsca, kiedy nagle usłyszałam kroki na zewnątrz. Wstrzymałam oddech, gdy coś zasłoniło wlot światła do pomieszczenia. Spróbowałam cofnąć się jeszcze głębiej w tył, żeby nie było mnie widać, ale kiedy kształt uformował się w postać i zaczął się przybliżać, zrozumiałam, że ucieczka nie ma sensu. I tak jestem bezbronna – w dodatku cała obolała, bezsilna i oszołomiona. Siedziałam więc, oparta o skalną ścianę i czekałam na rozwój wydarzeń, przygotowując się w duchu na śmierć z rąk osoby, która właśnie zbliżała się do mnie z każdym krokiem.
Kiedy postać uklękła przede mną i uniosła w górę trzymaną w dłoni pochodnię tak, żeby oświetliła nasze twarze, moje serce zamarło.
Theo.
Wyglądał dokładnie tak samo, jak w dniu, w którym widziałam go po raz pierwszy. Półdługie, ciemne włosy, ostre rysy twarzy pokrytej lekkim zarostem, niezwykle intensywne spojrzenie oczu koloru ziemi. Ubrany był w podobną zbroję do tej, którą widziałam w wiosce Ludzi Rzeki, przepasaną połyskującym w świetle pochodni pasem z rybich łusek. Dopiero teraz zauważyłam, że jego odkryte ramiona pokrywają skomplikowane, czarne wzory – tatuaże: przywodziły na myśl wijące się wodne rośliny. Theo pachniał wiatrem, rwącą rzeką i prażącym letnim słońcem.
![](https://img.wattpad.com/cover/55661230-288-k447651.jpg)
YOU ARE READING
Survivors || the 100
Fanfiction"Who we are and who we need to be to survive are two very different things. In this ruthless world, who have we become?" Ailey Theen nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek opuści Arkę - statek kosmiczny, który przez całe życie był jej domem. W wyniku wy...