13 - Gone

1K 89 15
                                    

Gdy obudziłam się następnego ranka, Caddarick nie spał już obok mnie.

Zerwałam się jak oparzona, kiedy moje myśli na nowo zaatakowały wspomnienia poprzedniego wieczoru. Całą noc budziłam się co chwila, prześladowana przez zakrwawione ciało martwego wojownika, i musiałam z całej siły zaciskać powieki, żeby nie uciec z ramion śpiącego niespokojnie Caddaricka. Wiedziałam, że potrzebował mnie tej nocy bardziej niż kiedykolwiek, i to pragnienie zapewnienia mu bezpieczeństwa trzymało mnie najbliżej niego, jak się dało.

Zrozumiałam wtedy, że kocham go bardziej, niż myślałam. Gdybym go nie kochała, nie zostałabym przy nim po tym, co wydarzyło się wieczorem – mój strach przed nim byłby zbyt duży. Ale dopóki on był mój, a ja jego, dusiłam w sobie skutecznie wszelkie odruchy przeciwko niemu, wiedząc, że nie skrzywdziłby mnie. Nie mógłby. Przecież zrobił to wszystko, żeby mnie chronić, żeby uratować mi życie.

Więc dlaczego tak bardzo przeraził mnie ten błysk w jego oku, kiedy wbijał nóż w gardło Ziemianina?

Kiedy jednak obudziłam się bez niego u swojego boku, nie liczyły się już żadne moje przemyślenia na ten temat. Wstałam z posłania najszybciej, jak mogłam, i z bijącym sercem zaczęłam szukać go po pustym obozowisku.

– Cad?

Odpowiedziała mi cisza. Nie było go ani w pobliżu wozu, ani w zaroślach obok, które zeszłej nocy zdradziły położenie wojownika. W moim gardle zaczęła rosnąć panika, kiedy z braku innego wyjścia rzuciłam się w stronę, w której wydarzyła się tragedia poprzedniej nocy. Gdzie indziej mógłby pójść? Ale... dlaczego poszedł właśnie w tamto miejsce?

– Cad? Caddarick? – mój głos był coraz bardziej rozpaczliwy. Wszystko we mnie cofnęło się, kiedy przedarłam się przez zarośla i moim oczom ukazało się miejsce zbrodni: wydeptana trawa, zgnieciona przez walczących, ciemne ślady krwi, drzewo z niedokończoną przez Caddaricka pułapką – liną zwisającą bezwładnie z drzewa, która naraz skojarzyła mi się z sznurem wisielca. Wzdrygnęłam się, natychmiast odpychając od siebie tak przerażającą myśl. Caddarick nie mógłby tego zrobić. Nie mógłby mnie zostawić. Na pewno gdzieś tu jest, na pewno zaraz go znajdę.

– Caddarick! – krzyknęłam jeszcze głośniej, obracając się na wszystkie strony. Nie mogłam opanować spazmatycznego oddechu, miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Niepewność dosłownie mnie zabijała, a ja błąkałam się po polanie, widząc wszędzie tylko twarz martwego wojownika, i miałam wrażenie, że zaraz oszaleję od chaosu przerażonych myśli w mojej głowie.

Wtedy nareszcie go zobaczyłam. Stał, ukryty za drzewami kilka metrów dalej, i nachylał się nad czymś, opierając się na jakimś podłużnym przedmiocie. Wydałam z siebie coś pomiędzy śmiechem a szlochem i pobiegłam w jego kierunku, czując, jak zalewa mnie fala ulgi. Przypomniałam sobie, że to nie pierwszy raz, kiedy znikł – poczułam dokładnie to samo po ataku wilka.

– Ailey! – jego twarz wyrażała zaskoczenie na mój widok.

Bez słowa rzuciłam mu się na szyję, tuląc go do siebie z całej siły. Bez wahania puścił to, na czym się opierał, i przylgnął do mnie całym ciałem, wypuszczając powietrze z ulgą.

– Nie zostawiaj mnie więcej samej – zaszlochałam w jego szyję. Skinął głową, wtulając się w moje włosy.

Po chwili odsunęłam się od niego nieco i przyjrzałam mu się uważniej. Zaszyta rana na jego policzku nadal była dobrze widoczna – dopiero w świetle dnia zauważyłam, że tu i ówdzie szwy były krzywe, ale najważniejsze dla mnie było, że się trzymały. Spojrzałam Caddarickowi w oczy. Od razu zauważyłam, że był zmęczony i niewyspany, ale uśmiechał się do mnie blado – to wystarczyło, żebym poczuła ulgę. Nie zostawiłby mnie. Nie mógłby, wiedziałam to.

Survivors || the 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz