Rozdział VI

5.1K 289 29
                                    

*Nami

Budzę się, dalej w objęciach Leo. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

Dalej jestem w domu Charliego, podejrzewam, że Chloe też tutaj jest.

Moi... znajomi? Tak, chyba tak można ich nazwać. Nie no, Chloe jest przyjaciółką, ale nie zdziwię się, kiedy nie będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego. W prawdzie... moi znajomi znają już całą prawdę o mnie. Dalej nie wiedzą, o co chodzi z ogniem i wodą no i to jest trochę na moją korzyść. Ostatnio nie lubię o tym wspominać.

Także teraz się już obudziłam. Nie śpię, ale kiedy otworzę oczy nie będę miała pretekstu, żeby dalej leżeć na Leo... Nie, Nami, nie! Nie powinnaś sobie znajdować znajomych! Wszyscy są tacy sami. Ale Leo... Leo przeżył to samo, co ja. Właściwie chyba mnie rozumie. Choć nie sądzę, żeby się ciął. Chłopaki raczej nie robią takich rzeczy.

W końcu nie mam pretekstu, żeby leżeć na Leo, bo dzwoni mój telefon. Szybko otwieram oczy i „odklejam" się od chłopaka. Wyciągam telefon z kieszeni. Dzwoni Weronika, a ja nie mam najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. Nie obroniła mnie przed nimi. Choć też nie mogę za bardzo na zbyt wiele liczyć. Trzyma się ze mną pewnie tylko ze względu na Shavanę. Wszyscy się jej boją.

Już mam zacząć naszą rozmowę tak, jak zawsze, ale ona mnie uprzedza.

-Tak, możesz po angielsku-mówi. Ma jakiś dziwny głos. Może... dobra, nie przejmuj się nią, Nami. Nie pomogła ci.

-No, więc po co dzwonisz?-pytam.

-Ja...-Dziewczyna się na chwilę zacina.-Przepraszam. Naprawdę, Nam, powinnam ci pomóc. To było... okropne. Powiem wszystko Shavanie. Ona to załatwi. A ja... tak bardzo żałuję, że ci wtedy nie pomogłam.

Zaczynam trochę panikować. Ona nie może tego powiedzieć Shavy. Nie może. Muszę pokazać wszystkim dookoła, że potrafię sobie poradzić sama. Chcę, żeby przynajmniej jedna z naszej dwójki była szczęśliwa i jeśli nie mam być to ja, to to rozumiem.

-Yhym, dobra, tylko nie mów Shavanie.

-Płakałaś?-pyta.

Śmieję się, choć w tym śmiechu nie ma w ogóle wesołości.

-Nie, Weronika, nie. Po prostu przypomniałam sobie, jaki zajebisty zrobili mi wczoraj tatuaż na policzku, wiesz? Śliczny jest, kocham go najbardziej. Chciałabym wrócić do Polski i im podziękować. Zrobiłabyś to za mnie?-pytam.

-Przepraszam, Nami-powtarza dziewczyna.

-Nie masz za co. Ktoś w końcu musi mieć pod górkę. Ale wracając do Shavany. Nie powiesz jej. Sorry, ale gdyby ona im przywaliła to prawdopodobnie wylądowali by w ogniu, bo nie dałabym im dostępu do morza...

-Nami, ale ja muszę coś z tym zrobić! Nie mogę tak stać i się patrzeć...-przerywam jej.

-Wczoraj nie było tak źle. Stałaś i się patrzyłaś. Właśnie przed chwilą się dowiedziałam, że twój idol, Leo, był bity, jak ja. Jemu byś pomogła?-Dziewczyna milczy.-Dziękuję. Uznam to za odpowiedź. Do zobaczenia po wakacjach. Będziesz mogła stać i się patrzeć, bo mnie zniszczą. Boże, Wer, nie mów im tego! Zabiją mnie! Przepraszam.-Znowu zaczynam płakać.-Przepraszam, jestem taka beznadziejna. Przepraszam, przepraszam...-Oczywiście dalej wyrażałabym, jak bardzo jest mi przykro i w ogóle, gdyby Leo nie wyciągnął mi telefonu z ręki i rozłączył się z Weroniką.

-Miałaś już nie przepraszać.-To mówi Charlie.

-Ale słyszałeś, co powiedziałam-mówię, przez łzy. Muszę wyglądać jak małe, zrozpaczone dziecko.-Oni mnie znowu zniszczą. Nie chcę... Boże, przepraszam!

Leo znowu mnie przytula. Ja znowu płaczę na jego podkoszulek. Znowu pokazuję, jak bardzo jestem beznadziejna.

---

Mija jakiś czas. Jakiś. W końcu się uspokajam, choć nie mogę też tego nazwać jakimś wielkim uspokojeniem. Łzy już nie lecą z moich oczu, ale to nie zmienia faktu, że dalej chce mi się płakać. Nad wszystkim. Aż tak bardzo, że straciłam łzy.

-Która jest godzina?-pytam.

-Gdzieś około 4pm-mówi Chloe. Czyli minęły cztery godziny. Świetnie.

Odsuwam się od Leo, patrząc na jego podkoszulek. Jest cały brudny i mokry od mojego makijażu, połączonego ze łzami.

Chloe również przytula się do Charliego.

-Ja...-zaczynam, ale głos mi się łamie. Nie dobrze, Nami, nie dobrze.-Pojadę już do domu.

-Twoja siostra nazywa się Shavana Flower?-pyta Chloe, a ja kiwam głową.-No to już tutaj jedzie.

Co? Jak? Shavana zobaczy mnie w takim stanie? Nie. Tak nie może być.

-Nami, ktoś musi się o tym dowiedzieć-mówi Leo.

Musi. Powinien. Ale nikt nie może. Po prostu nie.

-Zaraz wracam.

Wychodzę po schodach, żeby znaleźć łazienkę, co chwilę trwa. Chodzę po domu Charliego, choć nie powinnam. Za bardzo się wtrącam. Mogłam przewidzieć, że zrąbie coś podczas spotkania z Chloe. Tak bardzo mi na niej zależało. Dalej zależy, tylko nie mogę mieć z nią nic wspólnego po tym, co się wydarzyło. Niszczę ludzi. To moja specjalność.

Wchodzę do tej łazienki i poprawiam wszystko, co mogę. Kiedy kończę wyglądam trochę lepiej. Wracam na dół.

-Charlie, przepraszam, że...-on nie daję mi dokończyć.

-Czy mi się wydaję, czy ty przepraszasz mnie częściej, niż osoby, które cię biją? Źle się z tym czuję.

-Przepraszam, nie chciałam...-Znowu nie kończę, bo Charlie patrzy się na mnie, jakby chciał mnie zabić.

Spoko, Charlie. Sama tego nie zrobię. Tak łatwo się nie poddaję.

Dzwoni dzwonek do drzwi, więc Charlie idzie je otworzyć. Na pewno się zdziwi, kiedy zobaczy Shavanę.

I oczywiście słyszę coś na kształt „wow" i „jak?". Ale każdy tak reaguję.

Jesteśmy z Shavaną identyczne. To znaczy... ja zawsze byłam tą grubszą, ale teraz schudłam i na pewno jesteśmy takie same. Tylko, że Shavy jest blondynką. Właściwie to nie wiem, czy białe włosy można nazwać blond włosami.

Dziewczyna wchodzi do salonu i od razu mnie przytula. Wiedziałam, jesteśmy takie samy. No tylko włosy.

-Woda, tak tęskniłam!-szepczę mi do ucha. Później się odsuwa i się na mnie patrzy.-Co ty masz na policzku?-pyta, marszcząc brwi.

-No skórę-przyznaję, jak gdyby nigdy nic.

-Nami.

-Shavana, siostro?

-Co to jest?-pyta ponownie, pokazując na moją bliznę.

-No ten... policzek, co nie?-pytam. Ona kładzie rękę na tej części ciała.

-Kto ci to zrobił?-pyta. Widzę w jej oczach wściekłość.

-No ten... Marta-Jestem idealnym kłamcą. Mam nawet już pomysł, co powiedzieć.

-Po co Marta miałaby wycinać ci taki napis na policzku?-pyta.

-Bo ona... chciałyśmy ci zrobić na złość, Ogień-mówię z uśmiechem.

Ona również się uśmiecha. Uwierzyła.

Czasami się zastanawiam, jak można być tak tępym.

---

Tak, wiem Nami dziwna. Dalej nikt nie wie, o co chodzi z wodą i ogniem, haha. XD Lubię być tajemnicza.

W mediach daję kolejną piosenkę Martina Garrixa, tym razem „Don't look down". ♥

Love You All,

Klarissa xx

looking for me • l.dNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ