Rozdział XVII

4.1K 284 52
                                    

*Nami

Środa. Uświadamiam sobie to zaraz po obudzeniu. To zdecydowanie nie będzie ciekawy dzień. Nic mi się nie chcę. Włącznie z wstawanie z łóżka. A zwłaszcza teraz, o 5 rano. Znowu nie mogę spać. A zasnęłam o pierwszej. Cztery godziny snu to naprawdę moje marzenie. Zwłaszcza dziś. Jak popychałam Tomka. Nawet nie wiem, czy nie zgodzić się na jego propozycję. Serio, nie daję już rady. Potrzebuję pomocy, chociaż już dawno upadłam, dawno dotknęłam dna. Chciałabym się ratować. Ale nie umiem. I to chyba tylko i wyłącznie przez własną głupotę. Mogę przecież powiedzieć mamie. Ona na pewno to zrozumie. A co jeśli nie? Właściwie nie miałabym nic do stracenia. Chyba po prostu zbyt wiele do zdobycia. Albo mogę też powiedzieć Shavanie. Ja bym jej pomogła w takiej sytuacji, jak i w każdej innej, zresztą. Naprawdę już wytrzymuję. A potrzebowałam dwóch lat cierpienia, żeby to zrozumieć.

Wstaję z łóżka i patrzę się na telefon. Nic. Leo dalej mi nie odpisał. W tej chwili nie chcę go stracić. Chyba i tak już dużo mu udowodniłam, bijąc wczoraj Tomka. Podchodzę do szafy i wyciągam ciuchy. Znowu cała na szaro. Szare legginsy, szary podkoszulek z kapturem i szara zasuwana bluza. Idę do łazienki. Biorę prysznic, a później przebieram się w przygotowane rzeczy. Oczywiście bez ogromnego makijażu by się nie obeszło. Rozczesuję jeszcze włosy. Kiedy wracam do pokoju jest 6:30. Więc mogę iść na chwilę do lasu. Chociaż pogoda temu nie sprzyja to lubię, kiedy jest mgła. Ona mnie wycisza.

Wychodzę z domu i idę. Nie zajmuję mi to dużo czasu-po jakiś pięciu minutach znajduję się już na miejscu. Siadam tam, gdzie zawsze. I nie robię nic, mam tylko zamknięte oczy. I myślę, choć nie jest to nic konkretnego. Wstaję z ziemi o 7:20. Muszę jeszcze iść do domu po plecak, a później szkoła. Patrzę na swój telefon. Dalej nic. Postanawiam do niego zadzwonić. Ale głos po drugiej stronie informuje mnie, że telefon jest wyłączony albo poza zasięgiem. Dziwne. Leo nigdy nie wyłącza telefonu. Trudno.

W szkole jestem o 7:50. Przebieram buty, w międzyczasie przychodzi Weronika, ale nie jest zbyt rozmowna. To nawet dobrze. Nie chcę mi się dziś z nikim gadać na oczywiste tematy. „Co tam?"-zawsze jest ta samo odpowiedzieć „W porządku". Uważam, że osoby, które mówią, że jest źle, czy coś chcą zwrócić na siebie uwagę. Mi się przy okazji nie chcę tłumaczyć, dlaczego jest źle.

Jest już trochę po dzwonku, kiedy postanawiam iść do klasy. Mogę ich unikać.

Niestety oczywiście mi się to nie udaję, ponieważ zostaję pociągnięta za rękę do mojego „ulubionego" kąta. I są tam już wszyscy. Eryk, Kacper, Konrad i Tomek. Ten ostatni ma siniaka na policzku.

-My wszystko wiemy-oznajmia Kacper.-Zaczynałaś wczoraj do Tomka. A my na takie rzeczy nie pozwalamy.-Popycha mnie na ścianę.

A właśnie w tym momencie orientuję się, że gówno mnie obchodzi, czy on mi coś pozwala, czy nie. Biorę go za rękę i przekręcam tak, że ląduje na ziemi. Dostaje kopa w brzuch. A później zaczynają do mnie podchodzi jego wkurzeni koledzy.

Please help me God, I feel so alone.

Biorę Eryka za rękę i przerzucam go za siebie.

I wake up every day, don't want to leave my home.

Później Konrad dostaje z pięści w twarz, a później w jaja.

So please mister belly, tell me what I've done.

I nadchodzi czas na Tomka. Robię z nim to, co oni zawsze ze mną. Z całe siły popycham na ścianę. Po jego minie widzę, że to musiało boleć. Podchodzę do niego i łapie go za szyję.

I'm shaking with fear, I'm so scard inside.

Podnoszę go w górę i zaciska ręce na jego szyi tak, żeby nie dostawał żadnego powietrza. I robię do zdecydowanie skutecznie, ponieważ chłopak robi się czerwony, próbuje się wyrwać, łapie powietrze, ale na marne.

looking for me • l.dWhere stories live. Discover now