Rozdział XVI

4K 251 60
                                    

*Nami

Kolejnego dnia znowu budzę się ze świadomością tego, co wydarzyło się wczoraj. Pokłóciłam się z Leo. To tak, jakbym straciła jedyną nadzieję. Co ja w ogóle najlepszego robię? Chyba w ogóle mogę o nim zapomnieć. Nie sądzę, że to źle. Dla niego to o wiele lepiej. Nie chcę go denerwować, a robię to ciągle i ciągle. Dobrze, że stracił do mnie zaufanie. Takim, jak ja się nie ufa.

I jeszcze zmienił mi się głos... Boże, pewnie wymyślą teksty, że jestem chłopakiem i przechodzę mutacje. Nie chcę, żeby któryś znowu mnie tak pobił. I są dwie rzeczy, które mogą mi pomóc. A nie chcę wykonywać żadnej z nich.

Pierwsza to po prostu ich pobić, bo wiem, że dałabym radę. Taka czwórka to nic dla mnie, jeśli mam być szczera. A druga... Tomek. Wzdycham na to wspomnienie. Nigdy się na to nie zgodzę. Musiałabym robić to, na co on ma ochotę. A nie sądzę, żeby to były miłe rzeczy, po tym, co mi zrobił.

Wstaję z łóżka i schodzę na dół. Chyba zrobię sobie dziś wolne, rzeczywistość mnie trochę przytłacza. Mama siedzi przy stole i je śniadanie. Już otwieram buzię, żeby się z nią przywitać i udawać chorobę, ale pomimo prób, z mojego gardła wydobywa się tylko pisk.

-Dziecko, co się stało?-pyta mama, zrywając się z miejsca.

Znowu próbuję coś powiedzieć, ale kończy się to tak samo, więc wyciągam telefon, włączam notatnik i piszę „Chyba straciłam głos", a później jej to pokazuję.

-To widzę, że nieźle bawiłaś się na koncercie.-Uśmiecha się do mnie.-Zostań dziś w domu, jutro powinno być lepiej.

Kiwam głową, a kobieta wraca do jedzenia. Ja idę do góry, gdzie kładę się na łóżko. Przynajmniej po części jej nie okłamałam.

Mama jakiś czas później wychodzi do pracy, a ja włączam sobie piosenki i biorę prysznic. Dzień jest ponury. Ale mi to wyjątkowo nie przeszkadza. Wychodzę spod prysznica, ubieram się. O 15 Weronika wysyła mi lekcje, które robię. Przez cały ten czas Leo się do mnie nie odzywa. To chyba serio jakiś koniec naszej przyjaźni. Nie wiem, czy umiem się z tym pogodzić. Na pewno jednak muszę spróbować. O 17 do domu wraca mama. Mogę już mówić, po wielu próbach wyćwiczenia głosu mi się to udało. Ale dalej głos mam piskliwy. Coś czuję, że zmienił się na stałe. Ale nawet całkiem mi się podoba.

O 18 zaczyna się ściemniać. Dalej siedzę przed lekcjami, bo jutro spróbuję poprawić tą kartkówkę z polskiego. Przynajmniej na dwóję, no!

Włączam Twittera, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. A później mama krzyczy moje imię. Modlę się w duchu, żeby to był Weronika. Ale, że nie jestem w dobrych kontaktach z Bogiem, to jest to Tomek.

-Cześć, Nami-mówi i się do mnie uśmiecha, a ja zatrzymuję się pół kroku.-Idziemy gdzieś?

Przełykam głośno ślinę. A moja mama się po prostu do niego uśmiecha.

-Spadłeś mi z nieba, Tomek, naprawdę. Ta dziewczyna nigdy nie wychodzi.

Tomek się śmieje.

-Więc chyba najwyższa pora, prawda, Nami?-pyta. A ja wzdycham. Nie dam się tym razem, żeby mnie zgwałcił i nie będę martwić mamy. Więc kiwam głową i dosyć pewnym krokiem idę w stronę zaskoczonego Tomka.-Łatwo poszło-mamrocze.

-Namilie, bądź przed 21, dobrze?-prosi mama, a ja ponownie kiwam głową.

Ubieram buty i wychodzę z Tomkiem z domu. On łapie mnie za rękę i ciągnie do lasu. Tak samo, jak ostatnio.

Znowu zaczynam się denerwować. Ale nie dam się. Nie tym razem.

Kiedy jesteśmy już na miejscu, chłopak opiera mnie o drzewo tak, jak ostatnio i przyciska mnie do niego nogą.

looking for me • l.dWhere stories live. Discover now