Rozdział XI

4.6K 252 114
                                    

Nie polecam nic jeść podczas czytania tego rozdziału. Fuj. Ale miłego. <3

*Nami

Następnego dnia budzę się dosyć wcześnie, bo o 4:30 i jestem już wypoczęta. Z łóżka wstaję o 4:40, bo trochę czasu zajmuje mi zastanowienie, dlaczego koło zera nie pisze „am"...

Z szafy wyciągam ciuchy, czyli szare getry i szary podkoszulek na ramiączkach, ubieram się, idę umyć zęby i mniej więcej się ogarnąć, i wychodzę z domu. Nie wiem, co chce zrobić ze swoim życiem, ale kończy się to tak, że zaczynam biegać. Chociaż to nie ja jestem w tej rodzinie od biegania. Shavana jest w tym lepsza, szybsza i w ogóle. A ja pałam miłością do siatkówki, w którą, swoją drogą, pograłbym sobie teraz... Może nadarzy się okazja na WF, nie wiem. Muszę wziąć stój, to wiem.

Moje myśli są tego ranka normalnego. Żadnego samobójstwa. Żadnego bicia, bólu. Myślę o siatkówce i wspominam, jak grałam w nią ze swoją drużyną. Nie robię tego już niestety, ponieważ są tam pewne wymagania, typu, że na zawodach mamy stroje, w których widać brzuch... A mój niestety jest pocięty na wszystkie możliwe strony, także raczej nici z tego.

Do domu przychodzę o 6 rano, więc idealna pora, żeby zacząć się przygotowywać. Tak, jak oni mi kazali. Nie mogę wyjść z domu, dopóki nie uczyni tego moja mama, ponieważ zobaczy blizny. Nauczyciele też, ale im da się coś wcisnąć. Mamie nie. Ale... uwierzyła w pomalowany policzek tak, jak reszta. Nie wiem, ale nie chce ryzykować. Wchodzę do mojego pokoju i biorę czarny crop top i czarne jeansy. Bez opasek. Brzuch na wierzchu. Muszę to przeżyć. Po prostu chcą mnie upokorzyć za to, że podcinam sobie żyły. Tylko. Żadna nowość, często mnie upokarzają.

Ubieram się, a kiedy kończę, słyszę dźwięk zamykanych drzwi, więc mama już wyszła. Idę do pokoju i biorę telefon. iPhone... Nie wiem, czy dobrym pomysłem będzie wzięcie go do szkoły, w której mogę go rozwalić jednym kopnięciem, ale muszę jakoś kontaktować się ze światem. Ostatecznie decyduję się go wziąć. Raz się żyję. Zawsze mam to gówno Samsunga s0... No, dam sobie radę.

Z domu wychodzę o 7:25, bo taki jest plus lekcji na ósmą. W szkole jestem już o 7:40. Przez cały ten czas słucham muzyki.

Idę do szatni, przebieram buty, wyciągam telefon i postanawiam napisać do Leo, bo w Walii jest już odpowiednia godzina na to.

Ja: ściągnąłeś już swoją szanowną dupę z łóżka?

Leo: teraz już tak :p

Ja: ooo, jak mi przykro XD

Leo: dobry humor?

Leo: nikt ci nie grozi itd.?

Ja: na to wygląda co nie?

Leo: mimo wszystko miłego dnia :*

Ja: Tobie też i dziękuję :*

Obok mnie ktoś siada.

-Cześć, Nam!-mówi Weronika. Zaczyna przebierać buty.-Z kim tak piszesz?

Macham ręką.

-Z przyjacielem.

Weronika się uśmiecha i jestem już prawie pewna jej pytania, ale spogląda na mnie i zamiera.

-Co ty na siebie ubrałaś?-pyta.-Z tymi bliznami? Nie chodzi o to, że jesteś gruba albo że brzydko wyglądasz, ale... Sama rozumiesz. Blizny.

Wzruszam ramionami.

-No wiesz, mam się czym chwalić. Są takie piękne i długie.-Przejeżdżam dłońmi po bliznach, wywracając oczami.

looking for me • l.dWhere stories live. Discover now