Rozdział VII

5K 280 53
                                    

*Leo

Nami wychodzi z domu Charliego razem ze swoją siostrą. Dziewczyny są identyczne, tylko Shavana jest blondynką, a Nami brunetką. No i siostra dziewczyny jest bardziej umięśniona od niej. Chyba już ogarniam, o co chodzi z tym biciem. Chociaż... Że co niby, Shavana się biję? No nie wiem. Obydwie wyglądają, jakby miały się zaraz rozpaść.

Chloe dalej siedzi z Charlie'm na kanapie. Ja siadam naprzeciwko nich, na fotelu.

-Co to miało być?-pytam.

Okropnie szkoda mi Nami. Ja jestem chłopakiem. Jestem kompletnie inną sprawą. Dziewczyny szybciej się załamują.

Ale widać, że Nami tak łatwo się nie poddaję. Raz nawet uderzyła tego kolesia. Jest zdecydowanie odważna. Ogólnie wygląda ślicznie, ale... chcę jej pomóc. Tylko, że jeśli wróci do Polski to oni znowu będą jej coś robić. A tego okropnie bym nie chciał. Nie mogę również powiedzieć o tym Shavanie, ponieważ od razu widać, że dziewczyna tego nie chce. Ale... nie wiem, jak inaczej mógłbym jej pomóc. Może gdyby była Bambino. Ale nie jest, więc muszę wymyślić coś innego. To będzie trudne.

-Boże, ja nie wiedziałam-jęczy Chloe.-Gdybym...

Charlie całuję ją w czoło.

-Nie obwiniaj się-mówi.-Nikt o tym nie wiedział. Pomożemy jej.

-Ale ja możemy jej pomóc, nie mówiąc o tym nikomu?

W tym samym momencie patrzą się na mnie.

Unoszę brwi.

-No co?

-Ty mógłbyś ją przekonać, żeby dała sobie pomóc. Ty masz jakiś dar, człowieku. Mógłbyś to zrobić.

Oczywiście, że chce jej pomóc. Ale nie wiem, czy mi się uda. Później, jeśli mi nie wyjdzie, będę miał wyrzuty sumienia.

-Chloe-zaczynam.-Zrobię, co mogę tylko, że... ona jest dziwna. Nie w sensie, że głupia i tak dalej, ale wydaję mi się, że nie będzie chciała naszej pomocy. Wiecie jak trudno jest z dziewczyną, która ma blizny?-Obydwoje kręcą głowami.-No właśnie. Ja też nie.

-No to wiesz, czy nie wiesz?-pyta Charlie.

-No ja... nigdy nie utrzymywałem dłużej kontaktu z taką dziewczyną. Ale wiem, że one mało komu ufają.

-To chyba logiczne-przyznaję Chloe.-Ale tobie każdy ufa. Wystarczy, że się uśmiechniesz.

Jak na zawołanie, oczywiście się uśmiecham.

-No widzisz-mówi Charlie.-Wymyślisz coś.-Później zwraca się do Chloe.-Pomożemy jej, obiecuję.

*Nami

Budzę się następnego dnia, oczywiście w łóżku z Shavaną, ponieważ wczoraj gadałyśmy do później godziny, więc nawet nie chciało mi się iść do swojego łóżka. Pomijając fakt, że jest jakieś pięć metrów od łóżka Shavany. Lubię spać z ludźmi w jednym łóżku, jeśli mam być szczera.

Wstaję po cichu, żeby nie obudzić siostry. Ze swojej jeszcze nie rozpakowanej walizki wyciągam ciuchy. Szare legginsy, które kocham, szare opaski na ręce i szary podkoszulek z kapturem i sznurkami. Tak, wiem. Podkoszulek i kaptur. Ale to nie moja wina, że takie ciuchy mi się podobają!

Po drodze biorę ze sobą jeszcze jakieś kosmetyki i wchodzę do łazienki.

W Bristolu ogólnie jest lepiej. Niby zawsze lubiłam Polskę, ale teraz okropnie mi się niestety kojarzy.

W łazience się przebieram, robię mały makijaż i z niej wychodzę. Schodzę na dół, gdzie siedzi tata, z którym się jeszcze wczoraj nie widziałam. Od razu się uśmiecham.

-Bu!-krzyczę. Tata szybko się odwraca i na mój widok również się uśmiecha. Podchodzi do mnie i przytula.

-Moja Woda-szepczę mi do ucha.-Mała dziewczynka.

-Oh no, nie jestem już taka mała-zaprzeczam, ale się śmieję.

Tata pyta mnie, jak tam w Polsce i co słychać u mamy. Mama prosiła mnie o opowiadaniu mu o naszym wspólnym życiu bez szczegółów, więc tak robię. Mówię tylko, że wszystko u nas w porządku. Chwalę się dobrymi wynikami w nauce. Przyznaję, że przyjaźnie się dalej z Weroniką i Martą. Choć tak nie jest.

W pewnym momencie dołącza do nas Shavana, ale dalej ze sobą rozmawiamy na wszystkie tematy.

Bardzo kocham tatę, więc tym bardziej mi smutno, że nie są razem z mamą. Właściwie to nigdy nie byli. Po prostu... sama nie wiem, ale wiem, że nie byli małżeństwem. Nigdy jakoś nie zagłębiali się w opowieściach o naszym powstaniu.

No, ale gadamy do 2pm i pewnie gadalibyśmy dalej, gdyby nie burczenie w brzuchu taty, które przypomniało nam, że powinniśmy coś zjeść.

-Wiesz, Namilie-zaczyna tata.-Shavana może ci powiedzieć, jakim tragicznym kucharzem jestem. Chodźmy na pizzę, co wy na to?

Oczywiście obie się zgadzamy, choć ja nie jestem głodna. Ogólnie mało jem. Zazwyczaj wciągu dnia kończy się na kolacji. Mam jakiś dziwny nawyk, że ją muszę zjeść.

Wychodzimy z domu i idziemy do najbliższej pizzerii, która i tak jest daleko, bo w Anglii można liczyć bardziej na mrożoną pizzę, niż świeżą, ale to dosyć normalne zjawisko.

Wchodzimy do środka restauracji. I zauważam ich. Leo, Chloe i Charlie. Udaję, że ich nie widzę i pewnie by mi się to udało, gdyby nie Shavana, która kocha ludzi.

-Ey, to nie są twoi przyjaciele?-pyta się mnie szeptem, patrząc się w ich stronę.

-Oh, tak-odpowiadam. Teraz już widzą, że ich widzę. Muszę choć na chwilę podejść.-Idę do nich na chwilę. Jem to, co ty, tylko w mniejszym wydaniu, okay?-Śmieję się. Ona również i kiwa głową.

Podchodzę do moich „przyjaciół", jak to określiła trafnie Shavana.

-Cześć-odzywam się nie pewnie, siadając na krześle.-Co tam?

Oni oczywiście również się witają.

-Wiemy, że zauważyłaś nas od razu po wejściu tu-informuję mnie Chloe.

-Przepraszam...-Sama teraz na to określenie wywracam oczami.-Dobra. Za każdym razem, kiedy powiem „przepraszam", wy mówicie „Woda jest głupia". To mnie oduczy.

-O co chodzi z tą wodą?-pyta Leo.

-Wytłumaczę ci kiedy indziej. A teraz wracam do mojej rodziny. Widzimy się jutro.-Właśnie zaproponowałam im spotkanie, a oni patrzą się na mnie, jak na debilów.-Ta, sama nie mogę w to uwierzyć-mamroczę i odchodzę do swojej rodziny.

---

Nami jest dziwna! XD Musiałam. XD

W mediach daje Wam to, co dodaję teraz cały czas w Be My Queen, czyli Take me home. XD

Następny rozdział powinien pojawić się w sobotę, ewentualnie w niedzielę.

Love You All,

Klarissa xx

looking for me • l.dWhere stories live. Discover now