IV

4.4K 294 19
                                    

Kolejny dzień zaczyna się dziwnie jak dla mnie. Może dlatego, że do szkoły budzi mnie Harley Quinn, a nie jak zawsze Albert. Zerkam na nią zmęczonym wzrokiem i w pierwszej kolejności chcę się odsunąć. Panuje nad tym odruchem. Patrzę jej w oczy. Psychopatyczna morderczyni pochyla się nade mną z niemal matczynym uśmiechem. Wstaję z łóżka i zniakam w łazience. Tu nie ma kilku łazienek. Jest jedna dla wszystkich. W środku na półkach poukładane są kosmetyki. Dla kobiet i dla mężczyzn. Każdy ma na szczęście swój wieszak na ręcznik, podpisany inicjałmi. Nie znam tu zbyt wielu osób, ale bez żadnego trudu znajduję wieszak mamy. Niestety nie mam swojego. Korzystam z czyjegoś różanego płynu do mycia ciała. Pachnie tak cudownie. Do wysuszenia włosów również używam czyjejś suszarki. Oczywiście nie mam tu też swoich ciuchów, więc pożyczam rzeczy, od niewiele ode mnie wyższej, Zoe. Tak wyszykowana schodzę na dół. Ben i Zoe siedzą już przy stole. Siadam niepewnie obok. Dziwi mnie to jak szybko mnie przyjęli tutaj. Jakaś kobieta przynosi naleśniki. Nie wiem czy powinnam jej dziękować czy nie. Nie wiem czy jest służbą.
- Dzięki mamo- mówi Ben, uśmiechając się do kobiety. Ta odwazajemnia gest podając talerze mi i Zoe. Jadalnia zaczęła się zapełniać głodnymi ludźmi. Przyszli wszyscy z wyjątkiem mojego ojca.
- June nie męcz się tak w tej kuchni- mówi moja mama, biegnąc by pomóc kobiecie w robieniu śniadania. Obserwuję ludzi. Moją uwagę przykuwa kobieta o czerwonych włosach i chłopczyk stojący obok niej. Jest podobny do matki z wyjątkiem dziwnej łuskowanej skóry. Przytula ją mocno. Niedaleko od nich stoi Japonka z mężczyzną, wyglądającym na dziwnego i niebezpiecznego. Trzyma w ramionach małą dziewczynkę bawiącą się różowym jednorożcem. To dziwne mieć świadomość, że niebezpieczni przestępcy mają rodziny i dzieci. Że potrafią ich chronić. Gdyby Batman o tym wiedział. Z kuchni dochodzi do nas radosny śmiech. No tak wesołe gotowanie to coś czego nie miałam w domu. Zoe pochyla się lekko do mnie.
- Nie bój się ich. Są dziwni, ale nie skrzywdzą córki szefa- mówi do mnie. Czyli mój ojciec jest ich szefem. Jedna zagadka mniej. W tym domu atmosfera jest tak wesoła, że nie powiedziala bym, iż to mordercy. Nigdy. W momencie, gdy do pokoju wchodzi Joker, atmosfera się zmienia. Gęstnieje. Ten jakby to wyczuwając zaczyna się śmiać i zabiera śniadanie do siebie. Kończę śniadanie i idę pozmywać naczynia. W kuchni dopada mnie Zoe.
- Jak się czujesz po pierwszej nocy?- pyta, wyrywając mi gąbkę z ręki. Jest dziwna i to bardzo, ale nie przeszkadza mi to ani trochę. Po chwili dołącza do nas Ben.
- Czas do szkoły- mówi, sięgając po tosty. Zerkam na Zoe, która również bierze sobie tosty.
- Masz to na drugie śniadanie- mówi, podając mi moją porcję.
- Dzięki- mówię. Już po chwili jadę fioletowym lamborghini z mamą. Z tyłu siedzą Ben, Zoe i chłopiec o czerwonych włosach, który wstydzi się mi przedstawić. To będzie wielki dzień. Bardzo wielki.

Dziecko SzaleńcaWhere stories live. Discover now