Rozdział 3

17.2K 206 3
                                    


  Powoli się przebudziłam, ale nic nie widziałam. Zmrużyłam oczy i dotarło do mnie, że jest po prostu ciemno w pomieszczeniu. Odchrząknęłam i podniosłam się powoli do pozycji siedzącej. Rozpoznałam poszczególne elementy. Jestem w swoim pokoju, ale jak się tu znalazłam. Wstałam z łóżka łapiąc się za obolałe żebra. Momentalnie wszystko do mnie wróciło. Ten mężczyzna, Brian, strzał. Zginął przeze mnie. Zapaliłam światło i pobiegłam do toalety. Otworzyłam sedes, od razu do niego wymiotując.

- Coco! Nic Ci nie jest? - Spytała spanikowana Demi, stając w drzwiach toalety. - Dlaczego nie śpisz? - wyspałam, ocierając usta chusteczką. - Brian Cię przywiózł, powiedział, że ktoś Cię napadł. Spojrzałam na siostrę i zauważyłam, że płakała. - Dlaczego płakałaś?- Spytałam, wstając. - Widziałaś się w lustrze? - spojrzała na mnie z bólem w oczach. - Byłaś nieprzytomna. Bałam się. - Zagryzła wargę, spuszczając wzrok na kafelki. - Nie wiedziałam co robić. Spojrzałam lustro i od razu pożałowałam. Rozcięta warga, zaschnięta krew pod nosem, otarty policzek. - Gdzie jest Brian? -spytałam, powoli się rozbierając. Muszę się wykąpać. - Przywiózł Cię i chciał zostać, ale powiedziałam, ze dam sobie radę. - Mądra dziewczynka. - podeszłam do siostry i ucałowałam ją w czoło. - Powinnaś iść na policję. - Spokojnie, Brian wszystko załatwi. - uśmiechnęłam się blado do siostry. Nienawidzę, gdy musi mi pomagać. Nigdy się od niego nie uwolnię. - A teraz idź spać, rano zawiozę Cię do szkoły. - Na pewno? Mogę sobie odpuścić jutro szkołę. - wzruszyła ramionami. - Demi, nie wykorzystuj sytuacji. - zaśmiałam się. - Uciekaj. Muszę się wykąpać. - Dobranoc. - mruknęła siostra i poszła do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i jeszcze raz spojrzałam w swoje odbicie. Ogromne zaczerwienienie na żebrach. Do mojej głowy ponownie wrócił ten mężczyzna. Stracił życie za głupi błąd, chociaż kto wie, może to ja miałam umrzeć.
Zdjęłam powoli z siebie bieliznę, krzywiąc się przy tym z bólu i weszłam pod prysznic. Puściłam ciepły strumień wody i przymknęłam powieki, spod który zaczęły się wylewać słone łzy. Mam popieprzone życie. Niech to się już skończy. Pociągnęłam cicho nosem i zaczęłam namydlać ciało.
Po prysznicu położyłam się do łóżka i nastawiłam budzik, żeby zawieźć Demi do szkoły. Muszę też zadzwonić z rana do Biblioteki, że nie mogę na razie pracować. Ciekawe, czy Brian też da mi wolne.
Przewróciłam sie na drugi bok, próbując odgonić natrętne myśli i zasnęłam.
Punkt 7:00 zadzwonił budzik. Powoli wstałam z łóżka, łapiąc się za potłuczone żebra i podeszłam do szafy. się, przypudrowałam delikatnie wargę i zeszłam na dół. Miałam zamiar zrobić śniadanie, jednak Demi mnie uprzedziła.
- Wow. - zdołałam z siebie wydusić, siadając przy stole. - Zrobiłaś śniadanie.
- Tak, cóż, nie chciałam, żebyś sie przemęczała. - wzruszyła niewinnie ramionami, również siadając do stołu.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się lekko do siostry i zaczęłyśmy jeść.
- Więc jak to się stało? - spytała, kończąc swoje śniadanie.
- Co? - spojrzałam zdezorientowana na dziewczynę.
- No jak Cię napadli. - przewróciła oczami.
Chrząknęłam i nim wymyśliłam wymówkę, słowa same opuściły moje usta.
- Zepsuł mi się samochód, więc wyszłam sprawdzić co się dzieje. Zadzwoniłam do Briana, czy mi pomoże i akurat zatrzymał się jakiś facet, który usiłował mnie wciągnąć do auta. - powiedziałam i przybiłam sobie piątkę, za tak świetne kłamstwo. - Nie chcę już do tego wracać. Jedźmy do szkoły. Później posprzątam. - Wstałam od stołu i ruszyłam do wyjścia, zakładając na nos ciemne okulary. Siostra poszła za mną posłusznie do auta, które musiał przywieźć Brian. Wsiadłyśmy do auta i ruszyłyśmy w kierunku szkoły.
- Odbierzesz mnie? - spytała siostra, łapiąc za klamkę drzwi.
- Zobaczę co mam dzisiaj do załatwienia. Napisz mi sms, o której kończysz i dam Ci znać.
- Okej, papa. - cmoknęła mnie w policzek i wyszła.
Włączyłam kierunkowskaz i odjechałam spod szkoły, kierując się do biblioteki. Wysiadłam z auta i poprawiając okulary, weszłam do pracy.
- Dzień dobry Pani Mitchell. - przywitałam się z moją szefową.
- Witam Chanell. - uśmiechnęła się ciepło kobieta. - Ale dzisiaj masz chyba wolne. - zmarszczyła brwi.
- Tak, chodzi o to, że potrzebuję trochę wolnego. - chrząknęłam. - Wczoraj mnie napadnięto..
- Jezu Chryste! Nic Ci nie jest dziecko? - krzyknęła i zaraz zatkała sobie usta, rozglądając sie po bibliotece.
- Wszystko dobrze, jestem po prostu trochę poobijana. -poprawiłam torebkę na ramieniu.
- Zgłosiłaś to na policji? - spytała przejęta.
- Tak, oczywiście. - pokiwałam głową. - Już go szukają.
- Dzięki Bogu. Nigdzie nie jest bezpiecznie. - szepnęła kręcąc głową. - Oczywiście, że dostaniesz wolne. Zadzwoń, kiedy będziesz gotowa przyjść - uśmiechnęła się ciepło. - I uważaj na siebie.
- Dziękuję bardzo. Do zobaczenia. - uśmiechnęłam się lekko i wyszłam z biblioteki, kierując się do auta. Wybrałam numer do Briana i ruszyłam w stronę domu.
- Jak sie czujesz? - spytał na wstępie.
- Jestem cała poobijana. Tworzy mi się siniak na żebrach.
- Rozumiem, odpoczywaj. Za tydzień przyjedź do Money, na razie masz wolne. - powiedziawszy, rozłączył się.
W końcu odpocznę od tego wszystkiego. Wysiadłam z auta i weszłam do domu. Czuję się okropnie zmęczona, więc poszłam prosto do łazienki. Rozebrałam się i wykąpałam. Po prysznicu, ubrałam pierwsze lepsze legginsy i luźną bluzkę. Rzuciłam się na łóżko, zapominając o ranach i zawyłam głośno z bólu, ale nie ruszyłam się. Kilka razy wybudzał mnie telefon, ale olewałam to. W końcu odebrałam.
- Halo? - warknęłam, nie patrząc kto dzwoni. Zresztą, kto może do mnie dzwonić, prócz Demi.
- Zamknęłaś drzwi, a ja nie mam kluczy. - odezwała się siostra. Kompletnie zapomniałam, że miałam ją odebrać ze szkoły.
- Już idę. - mruknęłam, podnosząc sie powoli z łóżka. Otworzyłam drzwi i przysięgam, nie tego się spodziewałam. W drzwiach stała uśmiechnięta Demi wraz z Justinem.
- Co Ty tu robisz? - zmarszczyłam brwi. - Demi? Co on tu robi? - spojrzałam teraz na siostrę.
- Mówił, że się umówiliście i może mnie podwieźć, bo nie odbierałaś. - wzruszyła ramionami, wchodząc do domu.
- On nawet nie ma mojego numeru telefonu! - warknęłam.
- Już mam. - uśmiechnął się szatyn.
Przewróciłam oczami i trzasnęłam drzwiami, które po chwili się otworzyły.
- Ktoś tu ma humorki. - zaśpiewał wesoło chłopak.
- Nie zapraszałam Cię. - mruknęłam, wlokąc się do kuchni.
- Co Ci się stało w twarz? - spytał, marszcząc brwi.
- Nic, uderzyłam się.
- Chyba ktoś Cię uderzył. - stwierdził chłopak, stając teraz na wprost mnie.
- Co Ci do tego. - warknęłam, wymijając Justina i zaczęłam robić sobie herbatę.
- W klubie?
- Zamknij się! - syknęłam, mrożąc szatyna wzrokiem. - Nikt o tym nie wie.
- Więc co się stało? - nalegał, wyciągając sobie kubek i położył go obok mojego.
- Zostałam napadnięta pod klubem. - szepnęłam zalewając obydwa kubki. Dlaczego do cholery to zrobiłam?Przecież ja nie chcę, żeby tu był. Pieprzony dupek mnie zagadał.
- Nie ma tam ochroniarzy? - spytał idąc za mną do salonu.
- A myślisz, ze dlaczego jeszcze żyję. - prychnęłam, siadając na kanapie. - W ogóle dlaczego tu jeszcze siedzisz? Nie musisz poderwać jakiejś laski? Albo być gdzies dupkiem?
- Zrobiłaś mi herbaty. - zaśmiał się, siadając wygodnie obok mnie.
- Możesz wziąć na wynos. - powiedziałam beznamiętnie, włączając tv.
- Demi, mówiła, że jesteś dziwna. - westchnął.
- Tak powiedziała? - pisnęłam, patrząc na szatyna, który tylko pokiwał głową.
- Ale mnie się to podoba. - puścił mi oczko, upijając herbaty. - Długo już tam pracujesz?
- Nie chcę o tym rozmawiać. - odpowiedziałam krótko, kładąc nogi na stoliku.
- Jeśli chcesz nie musimy rozmawiać, możemy porobić coś innego. - Poczułam jak szatyn jeździ palcem po moim ramieniu.
Przewróciłam oczami i policzyłam w myślach od 5 do 0.
- Naprawdę myślisz, że wyrwiesz mnie na te tanie teksty? - spojrzałam na chłopaka, krzyżując ręce na piersiach.
- W końcu i tak ulegniesz. - wzruszył ramionami, okręcając sobie mój kosmyk włosów wokół palca.
- Zawsze dostajesz to czego chcesz. - prychnęłam.
- I Ciebie też dostanę. - oblizał powoli usta.
Zaśmiałam się kręcąc głowa i wróciłam do oglądania telewizora.
- Nie odpowiesz mi jakimś sarkastycznym tekstem?
- Nie Justin, chcę odpocząć. Poczuć się normalnie. - mruknęłam cicho, zaczesując grzywkę do tyłu.
- Jeśli chcesz możemy porozmawiać jak normalni ludzie.
- A później będziemy się pieprzyć. - spojrzałam na chłopaka.
- Mi pasuje. - uśmiechnął się, przygryzając dolną wargę.
- Widzisz. Nie chcę rozmawiać, tym bardziej z Tobą.
- Ałć, bolało. - złapał się za serce i udawał skruszoną minę.
- Było miło, ale czas na Ciebie. - spojrzałam na nagi nadgarstek, jakby był tam zegarek i znowu na szatyna. - Pa. - uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Wiem gdzie mieszkasz i mam Twój numer. - uśmiechnął się, wstając. - Do zobaczenia. - nachylił się i ucałował mnie w czoło. Po jego wyjściu w salonie rozniosła się woń jego perfum.
- Dobrze pachnie. - mruknęłam do siebie i położyłam się na kanapie.
Może przygodny sex dobrze by mi zrobił? Nie, nie z nim. Wie gdzie pracuję, w końcu komuś się wygada. Muszę go unikać. Czuję się taka samotna, taka zmęczona, taka zagubiona.
Przyłożyłam poduszkę do twarzy i w nią krzyknęłam. Przeskakiwałam z kanału na kanał, aż kolejny raz usnęłam. Uroki pracy w nocy.


Hej :) Możecie mnie znaleźć na TT 

Albo na asku https://ask.fm/L0stSmile

MONEY (Justin Bieber)Where stories live. Discover now