Zerwałam się z łóżka, gdy tylko usłyszałam rozbijające się szkło. Owinęłam się szlafrokiem i pobiegłam do kuchni, gdzie zastałam Justina, patrzącego na mnie krzywo.
- Przepraszam. - wzruszył lekko ramieniem, pochylając się, by pozbierać rozbite odłamki. - Chciałem Ci zrobić śniadanie. - mruknął pod nosem.
- Ale mnie wystraszyłeś. - sapnęłam, przymykając na chwilę oczy.
- Wracaj do łóżka, posprzątam i zaraz przyjdę.
- Już się wyspałam. - zaśmiałam się, podchodząc do szatyna. - Zawiozłeś Demi?
- Tak. - skinął głową, wyrzucając szkło do kosza. - Kładź się, przyniosę Ci śniadanie.
- Daj spokój. Nie rób ze mnie niepełnosprawnej. - mruknęłam, podchodząc do patelni, gdzie smażyła się jajecznica.
- Lubię się Tobą opiekować. - mruknął szatyn, przytulając się do moich pleców. - Lubię o Ciebie dbać.
Uśmiechnęłam się szeroko, przygryzając wargę, ale po chwili spięłam się cała. Wyłączyłam jajecznicę i odstawiłam na zimny palnik.
- Co jest? - Spytał Justin, odwracając mnie do siebie przodem.
- Nic. - wzruszyłam ramionami, patrząc w dół.
- Chanel.
- Po prostu zastanawiam się co dalej. - Westchnęłam. - Jak dalej ma to wyglądać?
- Nie rozumiem. - zmarszczył brwi, przykładając ciepłą dłoń do mojego policzka.
- No wiesz. - zagryzłam wargę. - Jak mamy się spotykać? Nie możesz tu przecież spać. Ja u Ciebie też nie.
- Spokojnie. - uśmiechnął się lekko, przejeżdżając kciukiem po mojej dolnej wardze. - Wszystko się ułoży. Na razie będziemy ostrożni. Cieszmy się chwil..
Patrząc w jego oczy, szybko złapałam jego kciuka między zęby.
- Chanell. - mruknął, zaciskając szczękę i skupiając teraz wzrok wyłącznie na swoim palcu. - Puść.
Uśmiechnęłam się i owinęłam palca wargami. Chłopak ciężko przełknął ślinę i wsunął palca głębiej. Drugą ręką szarpnął za pasek mojego szlafroka, który opadł po moich bokach, a poły materiału powoli się rozsunęły. Podwinął moją bluzkę pod piersi i się zatrzymał.
- Nie. - Pokręcił głową, patrząc na moje siniaki. Widzę, jak ciężko przeszło mu to słowo przez gardło.
- Wcześniej jeszcze chciałeś. - mruknęłam, kiedy chłopak odsunął się ode mnie. Poprawiłam swoją bluzkę, i ponownie owinęłam się szlafrokiem.
- Chce! Kurwa. Każdego dnia, każdej sekundy, kiedy choćby o Tobie pomyślę! - krzyknął poprawiając swojego penisa w spodniach. - Ale masz się oszczędzać.
- Masz rację. - szepnęłam, rumieniąc się. - Przepraszam.
Szatyn ciężko westchnął, po czym odwrócił się na pięcie. - Zaraz wrócę. - mruknął, idąc do łazienki.
Również wyszłam z kuchni i wróciła do swojego pokoju. Wyciągnęłam czystą bieliznę i luźne rzeczy po domu.
Kiedy wyszłam ubrana z łazienki, akurat Justin wszedł do mojego pokoju.
- Śniadanie już jest.
Skinęłam głową i ruszyłam za szatynem. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść w ciszy.
- Za dwa tygodnie wracam do klubu. - oznajmiłam, równocześnie przerywając niezręczną ciszę.
- Będziesz tańczyć z tym gipsem? - spytał, spoglądając na mnie znad talerza. Widzę, że ledwo powstrzymuje śmiech.
- Powiedział, że mam się zająć klubem, czyli pewnie gdzieś wyjedzie. - warknęłam.
- Przepraszam. - zaśmiał się. - Ale wyobraziłem sobie Ciebie tańczącą z gipsem. - parsknął.
- Och, więc już nie jestem seksowna? - uniosłam wyzywająco brew. Uniosłam widelec i przejechałam po nim językiem.
- Czy musisz być dzisiaj taka napalona? - syknął, puszczając widelec, który z hukiem odbił się od talerza.
- Myślałam, ze nie podobają Ci się laski z gipsem. - przechyliłam głowę w bok i uśmiechnęłam się słodko.
- Po prostu pozmywam. - westchnął, wstając i zabierając prawie puste talerze.
Zachichotałam i wróciłam do pokoju. Wyjęłam czyste ubrania, po czym udałam się do łazienki. Cholernie ciężko jest się myć jedną ręką. Kiedy wreszcie to zrobiłam i ubrałam się w niebieskie legginsy i niebieską bluzę sportową, zapinaną na zamek, wróciłam do pokoju. Zaczęłam podnosić wszystkie rzeczy z ziemi, aż poczułam dłonie na biodrach.
- nie mogłaś ubrać czegoś luźniejszego? - mruknął, ocierając się o moje pośladki.
Wyprostowałam się i zakręciłam powoli biodrami, przygryzając wargę. Ręka szatyna odnalazła zamek od bluzy, który powoli zsunęła, odsłaniając moje nagie piersi. Druga ręka wsunęła się pod materiał i objął jedną pierś
- I dlaczego nie zakładasz bielizny? - warknął przy moim uchu, po czym odwrócił mnie do siebie przodem. - Popełniłaś błąd. - pokręcił głową, patrząc wygłodniałym wzrokiem na moje piersi.
- Czy zostanę za to ukarana? - jęknęłam, kiedy chłopak uszczypnął mój sutek.
- O tak. - pokiwał głową, przełykając powoli ślinę. Zabrał dłoń z piersi i rozpiął bluzę do końca. - Klęknij. - nakazał, co natychmiast uczyniłam. Patrząc na niego z dołu, obserwowałam jak powoli rozpina spodnie, które w końcu opadły mu do kolan i został tylko w bokserkach od Calivna Kleina. Jedną rękę położył na mojej głowie, drugą zsunął bokserki. Nakierował penisa na moje usta, a kiedy wzięłam go posłusznie, zaczął po prostu pieprzyć moje usta.
- Nie potrwa długo. - syknął przez zęby, patrząc mi w oczy.
Z całych sił starałam się, żeby go nie skaleczyć, ani nie mieć odruchu wymiotnego.
- Kurwa, kurwa, kur..- jęknął, kiedy ciepła ciecz rozlała się po moim gardle. Wszystko połknęłam i opadłam na pięty, kiedy szatyn w końcu mnie uwolnił. - Sama się o to prosiłaś. - ostrzegł, ubierając się.
Otarłam usta i powoli wstałam, pewna, że teraz moja kolej, ale w tym samy czasie moja nadzieja prysła.
- A ja? - warknęłam, kiedy szatyn wyszedł z mojego pokoju. - Halo? - krzyknęłam, kiedy nie otrzymałam odzewu.
- Co Ty? - zaśmiał się, idąc do salonu.
- Moja kolej chyba? - syknęłam. Nawet niech nie próbuje sobie tak ze mną pogrywać. - Wypadałoby się odwdzięczyć.
- Wybacz, kotku, ale ktoś musi odebrać Twoją siostrę ze szkoły. - wzruszył ramionami, zakładając buty.
- Może poczekać do cholery! - wrzasnęłam, bliska płaczu. Boże, nie zachowuj się jak dziecko Chanel.
- Będę za pół godziny. - puścił do mnie oczko. - A jak wrócę, dostaniesz taki orgazm, jakiego jeszcze nie miałaś. - uśmiechnął się, oblizując wargi i wyszedł.
- KUTAS! - wrzasnęłam, kiedy drzwi się zamknęły.
Co za samolubny dupek! Jak on mógł? Jak on śmiał? Dlaczego? Nienawidzę go!
![](https://img.wattpad.com/cover/125529259-288-k103014.jpg)
CZYTASZ
MONEY (Justin Bieber)
Fanfiction- To nie jest burdel! - warknął oburzony Chazz. - To klub ze striptizem. Możesz oglądać, nie dotykać. - wytłumaczył. - Chyba jesteś tu pierwszy raz. - westchnęła. - Możesz tylko oglądać, pod żadnym pozorem nie dotykaj. Rozumiesz? - Tak. Uśmiechnęła...