Rozdział 21

9.2K 137 18
                                    


Zerwałam się z łóżka, gdy tylko usłyszałam rozbijające się szkło. Owinęłam się szlafrokiem i pobiegłam do kuchni, gdzie zastałam Justina, patrzącego na mnie krzywo. 

- Przepraszam. - wzruszył lekko ramieniem, pochylając się, by pozbierać rozbite odłamki. - Chciałem Ci zrobić śniadanie. - mruknął pod nosem. 

- Ale mnie wystraszyłeś. - sapnęłam, przymykając na chwilę oczy. 

- Wracaj do łóżka, posprzątam i zaraz przyjdę. 

- Już się wyspałam. - zaśmiałam się, podchodząc do szatyna. - Zawiozłeś Demi? 

- Tak. - skinął głową, wyrzucając szkło do kosza. - Kładź się, przyniosę Ci śniadanie. 

- Daj spokój. Nie rób ze mnie niepełnosprawnej. - mruknęłam, podchodząc do patelni, gdzie smażyła się jajecznica. 

- Lubię się Tobą opiekować. - mruknął szatyn, przytulając się do moich pleców. - Lubię o Ciebie dbać. 

Uśmiechnęłam się szeroko, przygryzając wargę, ale po chwili spięłam się cała. Wyłączyłam jajecznicę i odstawiłam na zimny palnik. 

- Co jest? - Spytał Justin, odwracając mnie do siebie przodem. 

- Nic. - wzruszyłam ramionami, patrząc w dół. 

- Chanel. 

- Po prostu zastanawiam się co dalej. - Westchnęłam. - Jak dalej ma to wyglądać?  

- Nie rozumiem. - zmarszczył brwi, przykładając ciepłą dłoń do mojego policzka. 

- No wiesz. - zagryzłam wargę. - Jak mamy się spotykać? Nie możesz tu przecież spać. Ja u Ciebie też nie. 

- Spokojnie. - uśmiechnął się lekko, przejeżdżając kciukiem po mojej dolnej wardze. - Wszystko się ułoży. Na razie będziemy ostrożni. Cieszmy się chwil..

Patrząc w jego oczy, szybko złapałam jego kciuka między zęby. 

- Chanell. - mruknął, zaciskając szczękę i skupiając teraz wzrok wyłącznie na swoim palcu. - Puść. 

Uśmiechnęłam się i owinęłam palca wargami. Chłopak ciężko przełknął ślinę i wsunął palca głębiej. Drugą ręką szarpnął za pasek mojego szlafroka, który opadł po moich bokach, a poły materiału powoli się rozsunęły. Podwinął moją bluzkę pod piersi i się zatrzymał. 

- Nie. - Pokręcił głową, patrząc na moje siniaki. Widzę, jak ciężko przeszło mu to słowo przez gardło. 

- Wcześniej jeszcze chciałeś. - mruknęłam, kiedy chłopak odsunął się ode mnie. Poprawiłam swoją bluzkę, i ponownie owinęłam się szlafrokiem. 

- Chce! Kurwa. Każdego dnia, każdej sekundy, kiedy choćby o Tobie pomyślę! - krzyknął poprawiając swojego penisa w spodniach. - Ale masz się oszczędzać. 

- Masz rację. - szepnęłam, rumieniąc się. - Przepraszam. 

Szatyn ciężko westchnął, po czym odwrócił się na pięcie. - Zaraz wrócę. - mruknął, idąc do łazienki. 

Również wyszłam z kuchni i wróciła do swojego pokoju. Wyciągnęłam czystą bieliznę i luźne rzeczy po domu. 


Kiedy wyszłam ubrana z łazienki, akurat Justin wszedł do mojego pokoju. 

- Śniadanie już jest. 

Skinęłam głową i ruszyłam za szatynem. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść w ciszy. 

- Za dwa tygodnie wracam do klubu. - oznajmiłam, równocześnie przerywając niezręczną ciszę. 

- Będziesz tańczyć z tym gipsem? - spytał, spoglądając na mnie znad talerza. Widzę, że ledwo powstrzymuje śmiech. 

- Powiedział, że mam się zająć klubem, czyli pewnie gdzieś wyjedzie. - warknęłam. 

- Przepraszam. - zaśmiał się. - Ale wyobraziłem sobie Ciebie tańczącą z gipsem. - parsknął. 

- Och, więc już nie jestem seksowna? - uniosłam wyzywająco brew. Uniosłam widelec i przejechałam po nim językiem. 

- Czy musisz być dzisiaj taka napalona? - syknął, puszczając widelec, który z hukiem odbił się od talerza. 

- Myślałam, ze nie podobają Ci się laski z gipsem. - przechyliłam głowę w bok i uśmiechnęłam się słodko. 

- Po prostu pozmywam. - westchnął, wstając i zabierając prawie puste talerze. 

Zachichotałam i wróciłam do pokoju. Wyjęłam czyste ubrania, po czym udałam się do łazienki. Cholernie ciężko jest się myć jedną ręką. Kiedy wreszcie to zrobiłam i ubrałam się w niebieskie legginsy i niebieską bluzę sportową, zapinaną na zamek, wróciłam do pokoju. Zaczęłam podnosić wszystkie rzeczy z ziemi, aż poczułam dłonie na biodrach. 

- nie mogłaś ubrać czegoś luźniejszego? - mruknął, ocierając się o moje pośladki. 

Wyprostowałam się i zakręciłam powoli biodrami, przygryzając wargę. Ręka szatyna odnalazła zamek od bluzy, który powoli zsunęła, odsłaniając moje nagie piersi. Druga ręka wsunęła się pod materiał i objął jedną pierś 

- I dlaczego nie zakładasz bielizny? - warknął przy moim uchu, po czym odwrócił mnie do siebie przodem. - Popełniłaś błąd. - pokręcił głową, patrząc wygłodniałym wzrokiem na moje piersi. 

- Czy zostanę za to ukarana? - jęknęłam, kiedy chłopak uszczypnął mój sutek. 

- O tak. - pokiwał głową, przełykając powoli ślinę. Zabrał dłoń z piersi i rozpiął bluzę do końca. - Klęknij. - nakazał, co natychmiast uczyniłam. Patrząc na niego z dołu, obserwowałam jak powoli rozpina spodnie, które w końcu opadły mu do kolan i został tylko w bokserkach od Calivna Kleina. Jedną rękę położył na mojej głowie, drugą zsunął bokserki. Nakierował penisa na moje usta, a kiedy wzięłam go posłusznie, zaczął po prostu pieprzyć moje usta. 

- Nie potrwa długo. - syknął przez zęby, patrząc mi w oczy. 

Z całych sił starałam się, żeby go nie skaleczyć, ani nie mieć odruchu wymiotnego. 

- Kurwa, kurwa, kur..- jęknął, kiedy ciepła ciecz rozlała się po moim gardle. Wszystko połknęłam i opadłam na pięty, kiedy szatyn w końcu mnie uwolnił. - Sama się o to prosiłaś. - ostrzegł, ubierając się. 

Otarłam usta i powoli wstałam, pewna, że teraz moja kolej, ale w tym samy czasie moja nadzieja prysła. 

- A ja? - warknęłam, kiedy szatyn wyszedł z mojego pokoju. - Halo? - krzyknęłam, kiedy nie otrzymałam odzewu. 

- Co Ty? - zaśmiał się, idąc do salonu. 

- Moja kolej chyba? - syknęłam. Nawet niech nie próbuje sobie tak ze mną pogrywać. - Wypadałoby się odwdzięczyć. 

- Wybacz, kotku, ale ktoś musi odebrać Twoją siostrę ze szkoły. - wzruszył ramionami, zakładając buty. 

- Może poczekać do cholery! - wrzasnęłam, bliska płaczu. Boże, nie zachowuj się jak dziecko Chanel. 

- Będę za pół godziny. - puścił do mnie oczko. - A jak wrócę, dostaniesz taki orgazm, jakiego jeszcze nie miałaś. - uśmiechnął się, oblizując wargi i wyszedł. 

- KUTAS! - wrzasnęłam, kiedy drzwi się zamknęły. 

Co za samolubny dupek! Jak on mógł? Jak on śmiał? Dlaczego? Nienawidzę go! 

MONEY (Justin Bieber)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz