Rozdział 20

9.6K 158 10
                                    


Stanąłem przed jej drzwiami, przetarłem dłonią zmęczoną twarz i zapukałem. Wiem, że jest środek nocy, ale mam zamiar dowiedzieć się o co chodzi. Zapukałem raz jeszcze, kiedy nikt nie otwierał. W końcu zapaliło się światło w salonie. Usłyszałem, jak drzwi się otwierają, a w nich stanęła zaspana Chanel. Gdy mnie ujrzała, natychmiast chciała zamknąć drzwi, ale wsunąłem stopę w szpare i po chamsku wszedłem do domu. 

- Wyjdź stąd! - syknęła szatynka, okrywając się szczelniej szlafrokiem. 

- Nie, jeśli nie powiesz mi o co chodzi. - powiedziałem, zamykając drzwi na klucz i ruszyłem do pokoju dziewczyny. 

- Kim jesteś? - spytała, kiedy weszła do swojego pokoju. Podeszła do okna, które otworzyła i zapaliła papierosa. 

- Co to ma znaczyć? - spytałem udając zdezorientowanego. 

- To znaczy, kim do cholery jesteś i dlaczego się mną zainteresowałeś? Jaki masz w tym interes? 

Kurwa, to pytanie w końcu musiało się pojawić. Spokojnie, wybrnę z tego. 

- Wiesz kim jestem. - wzruszyłem ramionami, udając zrelaksowanego, chociaż i tak stała do mnie tyłem. 

- Czym się zajmujesz? - spytała, wypuszczając dym z ust.  Widziałem jak trzęsła się z nerwów. Ktoś musiał tu zamieszać. 

- Sprzedaję kradzione samochody, dlatego tak często wyjeżdżam. - skłamałem, podchodząc do dziewczyny. 

- Mówiłeś, że Twoja praca jest legalna. - prychnęła, ponownie zaciągając się papierosem. 

- Nie chciałem Cię przestraszyć. - powoli i ostrożnie położyłem ręce na jej biodrach. 

- Dlaczego nie masz żadnego portalu społecznościowego?

- Nie potrzebuję. - zaśmiałem się, składając delikatny pocałunek na ramieniu brązowookiej. - Jestem za stary na takie rzeczy. 

- Pojawiłeś się tu znikąd, zacząłeś mnie śledzić...i ciągle obiecujesz, że uwolnisz od Briana. - szepnęła. 

- Jeśli chcesz, możesz poznać moich rodziców. Już dawno chciałem, żebyś ich poznała, ale nie wiedziałem czy traktujesz nas poważnie. - odpowiedziałem, przytulając się do pleców dziewczyny. Ułożyłem głowę na jej ramieniu i przymknąłem oczy. - Obiecuję, że uratuję Cię od Briana, ponieważ mi na Tobie zależy. - W końcu powiedziałem prawdę. Naprawdę mi na niej zależy. Mam nadzieję, że po tym wszystkim, pozwoli mi się wytłumaczyć. 

- Dlaczego akurat ja? - spytała cicho, wyrzucając peta przez okno. - Jestem tylko striptizerką. 

- Masz w sobie coś, co zawróciło mi w głowie i nie mów tak o sobie. Jesteś kimś więcej niż striptizerką. - Obróciłem dziewczynę twarzą do siebie i  spojrzałem jej w oczy.  - Jesteś cholernie piękna, mądra, nieznośna często, lojalna, opiekuńcza. - zacząłem wymieniać, gładząc kciukami policzki dziewczyny. 

- Nie. - oderwała się ode mnie i podeszła, by zamknąć okno. - Kłamiesz. - pokręciła głową. 

- Kto ci namieszał w głowie? - uniosłem brwi, czekając na ostateczne wyjaśnienie. 

- Nikt. - wzruszyła ramieniem. 

- Nie kłam, Chanel. - warknął, robiąc krok w jej kierunku. - Z kim rozmawiałaś na mój temat? - spytałem, zaciskając pięści. 

Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię i spojrzała w bok. - Nikt. 

Złapałem za jej szczękę, możliwe, że zbyt brutalnie i nakierowałem na siebie. - Z kim o mnie rozmawiałaś? - każde słowo ociekało jadem. Jeśli nie po grzeczności, to może tak ją zmuszę. 

Dziewczyna spojrzała na mnie z bólem, po czym się rozpłakała. Puściłem jej szczękę i ostrożnie przytuliłem. - Już dobrze. - szepnąłem, głaszcząc ją po plecach. 

- Mam tylko Ciebie i Demi. - zapłakała. - Wiesz o mnie więcej niż moja siostra, a ja o Tobie nic. 

- W porządku, kochanie. Wszystko Ci opowiem. - zacisnąłem szczękę, przymykając oczy. 

- Ja po prostu wariuję. - wybełkotała, zalewając łzami moją koszulkę. - Do tego Brian. 

- Próbuje nas rozdzielić. Chce Cię mieć dla siebie. 

- Sama nie wiem komu mogę ufać. 

- Mi, w 100 procentach. - Odsunąłem od siebie dziewczynę i delikatnie uniosłem jej podbródek, by na mnie spojrzała. - Jestem tu dla Ciebie. - uśmiechnąłem się lekko, ocierając dłonią jej mokre policzki. 

- Był tu. - szepnęła. - Szukali Ciebie. 

- Dlaczego go wpuściłaś? 

- Myślałam, ze to kolejny prezent od Ciebie. - zagryzła niewinnie posiniaczoną wargę. - Powiedział, że nie istniejesz. 

- Nie istnieje, bo tak chcę. - odpowiedziałem pewnie. - A przynajmniej chciałem, dopóki nie poznałem Ciebie. Porozmawiamy o tym jutro, dobrze? - uśmiechnąłem się lekko, zakładając jej kosmyk włosów za ucho. Dziewczyna pokiwała głową, po czym, pomogłem jej zdjąć szlafrok. Sam też rozebrałem się do bielizny i położyłem w łóżku. 

- Odpocznij. - szepnąłem, całując dziewczynę w kark. 


Chanel *POV 

Otworzyłam oczy, czując ciężar na klatce. Kiedy przyzwyczaiłam się do światła dziennego spostrzegłam Justina leżącego na mnie. Owinął się wokół mnie niczym bluszcz. Uśmiechnęłam się lekko i przejechałam dłonią po jego miękkich włosach, następnie zerknęłam na zegarek. 7:29, czas wstawać, bądź co bądź Demi i tak wpadnie tu za minutę, żeby mnie obudzić. Już po chwili drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a w nich stanęła jeszcze zaspana siostra.

- Zawieziesz mnie? - spytała, marszcząc brwi. - Justin? Nie słyszałam was. 

Zachichotałam cicho i kiwnęłam głową, że ją odwiozę. 

- Leż, ja pojadę. - jęknął Justin, powoli ze mnie wstając. - Masz odpoczywać. - mruknął, kładąc się na plecach. - Przyjdź po mnie, jak będę miał już jechać. - Demi uśmiechnęła się szeroko i wyszła z mojego pokoju. 

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do chłopaka. 

- Teraz jesteś jak niepełnosprawna. - zaśmiał się, spoglądając na mój gips. 

- Mam auto w automacie. - mruknęłam oburzona. 

- Nie gniewaj się. - ziewnął. - W końcu mogę się Tobą zająć. - uśmiechnął się szelmowsko i nagle zawisł nade mną. 

- Masz odwieźć Demi. - uśmiechnęłam się, czując jak powoli brakuje mi tchu. Oblizałam usta i przechyliłam głowę w bok, kiedy chłopak, próbował mnie pocałować. Jego usta zetknęły się z moją szyją, co również było przyjemne. Jęknęłam bezgłośnie, kiedy zaczął obcałowywać mój obojczyk. 

- Okej, możemy jechać. - drzwi od pokoju otworzyły się, więc Demi jest już gotowa. Justin na chwilę zastygł, po czym zszedł ze mnie, warcząc pod nosem. 

- Och, musieliście? - jęknęła z obrzydzeniem Demi, trzaskając drzwiami. 

- Kiedy wrócę, dokończymy. - oznajmił szatyn, wstając z łóżka. 

- Oczywiście. - zaśmiałam się, przyglądając się, jak się ubiera. 

MONEY (Justin Bieber)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz