Rozdział 24

9.7K 145 21
                                    


Następnego dnia, dostałam telefon od dziewczyn z klubu, że chciałby zabrać mnie na drinka. Zgodziłam się bez zastanowienia. Ciągłe siedzenie w domu, sprawia, że zaczynam wariować. Justina nie ma od rana, ani nie mam z nim kontaktu. Może to i lepiej, jestem wyczerpana po ostatniej nocy. 

- Coco! - zawołała Demi, zeskakując ze schodów. - Idę dzisiaj na imprezę z Jaxonem. 

Zmarszczyłam brwi, odwracając się w kierunku siostry. - Przepraszam? 

- Och, Chanel, proszę! Będziesz miała wolny dom dla siebie i Justina. - uśmiechnęła się dumnie.

- Nie potrzebujemy wolnego domu. 

- Tak, wiem.. - przewróciła oczami. - Proszę, mogę iść? Będę grzeczna! Znasz przecież Jaxona, to brat Justina. Co może mi się stać? - podeszła do mnie, składając dłonie jak do modlitwy. - Błagam. - pisnęła. - Będę w domu o 2. 

- Demi.. - zaczęłam, nie wiedząc nawet co chcę powiedzieć. Sama wychodzę na drinka, więc dlaczego ona nie może wyjść się zabawić? - Och, dobrze. - westchnęłam i odwróciłam się z powrotem do blendera, w którym robiłam sobie koktajl owocowy. 

- Naprawdę? - krzyknęła, a po chwili przytuliła się do moich pleców. - Dziękuję. - zapiszczała i uciekła z powrotem na górę. 

Obym nie żałowała. Wyłączyłam blender, przelałam sok do szklanki i akurat ktoś zapukał do drzwi. Na chwilę znieruchomiałam, obawiając się kto może być za drzwiami. Pukanie nie ustąpiło. Podeszłam powoli do drzwi i je otworzyłam, moje obawy się spełniły. 

- Moja kruszynka. - uśmiechnął się szeroko Brian. - Mogę wejść? - uniósł jedną brew. Usunęłam się i pozwoliłam mężczyźnie wejść. Wyjrzałam na zewnątrz, dostrzegając tylko czarnego mercedesa Briana. Przyjechał sam. 

- Jak się czujesz? - spytał, siadając przy stole, na którym położył kilka stert papieru. 

- Lepiej. - mruknęłam, podchodząc do stołu. - Co to?

- Papiery z klubu. Jak mówiłem, niedługo czeka mnie wyjazd, a Ty zajmiesz się klubem. Potrzebuję, żebyś to podpisała. - Wskazał palcem na puste pole. 

 Zmarszczyłam brwi i usiadłam przy stole przyglądając się kartce papieru. 

- Chcesz, żebym była współwłaścicielem? - spojrzałam na mężczyznę, który uśmiechał się do mnie, jakby coś knując. To podejrzane. Przecież mogę teraz zrobić z klubem co chcę. 

- Tak, inaczej nie możesz go prowadzić pod moją nieobecność. 

- Jesteś tego pewien? 

- Jak najbardziej. - skinął głową, podając mi swoje srebrne pióro. - Ufam Ci. 

Spojrzałam raz jeszcze na kartkę, czytając ją ponownie. Przełknęłam ślinę i podpisałam. 

- Gratuluję, teraz klub należy do Ciebie w 50%. 

Skinęłam głową i oddałam mężczyźnie kartkę. 

- A resztą zajmiesz się w wolnej chwili. Nikt nie wie, że wyjeżdżam, więc po prostu, któregoś dnia nie będzie mnie w klubie, ale chcę, żebyś była w nim za półtorej tygodnia. Wprowadzę Cię w to wszystko. 

- Jaki klub? - spytała, Demi. 

Na chwilę wstrzymałam oddech. Od kiedy podsłuchuje? Co usłyszała już?

- Moja ukochana siostrzenica! - zaśmiał się mężczyzna, rozkładając ramiona, żeby przytulić moją siostrę. - Chanel, musi mi pomóc w pracy. 

MONEY (Justin Bieber)Where stories live. Discover now