Rozdział 28

7.8K 135 4
                                    


Chanel *POV 

Justina nie ma już trzeci dzień, a ja od wczoraj zajmuję się klubem. Brian nie daje żadnego znaku życia. Nie wiem co robi, gdzie jest, ani kiedy będzie. W sumie nawet lepiej, w końcu mam spokój, dziewczyny też. Tyle tylko, że nie wiem kompletnie co ja mam tu robić. Nadzorować? Wypełniać jakieś papiery? A co jeśli ktoś przyjdzie do Briana, a zastanie mnie? Z rozmyśleń wyrwało mnie pukanie. 

- Proszę. - chrząknęłam, poprawiając się na krześle. 

- Schodzę, więc zdaje mój utarg. - oznajmiła Bella, barmana. - Jak ręka? - spytała niepewnie, podając mi kasetkę z pieniędzmi. 

- Lepiej. - uśmiechnęłam się. - za 3 dni mogę zdjąć gips. - pomachałam ręką w białym gipsie. 

- Całe szczęście.  Nie pasuje Ci - zaśmiała się dziewczyna. 

- Kto wchodzi teraz na bar? - spytałam, otwierając kasetkę. Wyjęłam z niej 50 dolarów i podałam dziewczynie. - Dziękuję. 

- Chyba Sasha, dziękuję. - uśmiechnęła się dziewczyna biorąc napiwek. - W takim razie lecę. Pa

- Pa. - odpowiedziałam. Kiedy dziewczyna wyszła, wszedł jeden z ochroniarzy. 

- Jeden z klientów uderzył Kaye. 

- Co? - krzyknęłam, wstając i ruszając do wyjścia. 

- Spakowaliśmy go już do auta. Więcej nie będzie z nim problemu. - powiedział, podążając za mną. 

- Gdzie jest Kaya? 

- W szatni. 

Pobiegłam do szatni i zastałam tam Kaye z workiem lodu na twarzy. Cała rozczochrana. 

- Boże, jak się czujesz? - pisnęłam, podchodząc do przyjaciółki. Czego Ci potrzeba?

- A Brian? - spytała zdziwiona. 

- Wyjechał, teraz ja nadzoruję klub. 

- W końcu na jakiś czas będzie spokój. - zaśmiała się, pociągając nosem. - Skurwiel był silny, ale się nie dałam. 

- Moja dzielna dziewczynka. - szepnęłam, tuląc koleżankę. - Potrzebujesz czegoś? Zaraz ktoś odwiezie Cię do domu. 

- Posiedzę chwilę i będzie okej. - westchnęła, przykładając teraz worek do żebra. 

- Niczym się nie przejmuj, wrócisz do pracy jak będziesz uważała. - oznajmiłam, wstając. 

- Daj spokój Chanel. - parsknęła. - Jutro już tu będę. Tak łatwo się mnie nie pozbędą. 

Zaśmiałam się wraz z dziewczyną i wyszłam z szatni. 

- Co z tym klientem? - spytałam, idąc obok ochroniarza. 

- Tym się nie musisz martwić. Nie będzie już tu przychodził. 

Skinęłam głową, rozumiejąc, że albo już nie żyje, albo połamią mu wszystkie kończyny. Wróciłam do biura Briana i zasiadłam przy biurku, patrząc na kamery. Tak właśnie minęła mi reszta nocy. Senna wróciłam do domu. Nastawiona już na autopilot, ruszyłam do pokoju. Zdjęłam buty i padłam na łóżko. 

- Ciężka noc? - odezwał się zachrypnięty głos. 

Momentalnie odechciało mi się spać. Podniosłam się i zapaliłam światło, dostrzegając Justina leżącego w moim łóżku. 

- Co Ty tu robisz? - spytałam, ponownie gasząc światło  i położyłam się do łóżka. 

- Masz zamiar spać w ubraniach?

- Nie mam sił się rozebrać. - jęknęłam, przewracając się na plecy. 

- Ciężka noc? - spytał, wstając i zaczął mnie rozbierać. W pewnym momencie usnęłam. Nie wiem czy zdążył rozpiąć mi spodnie, a już byłam nieprzytomna. 

Kiedy się obudziłam Justin leżał i pisał coś w telefonie. 

- Hej. - szepnęłam, przecierając oczy ręką. 

- Pierwszy raz mi się zdarzyło, żeby dziewczyna zasnęła podczas rozbierania. 

- Przepraszam. - zachichotałam, przewracając się na plecy. - Byłam strasznie zmęczona. - ziewnęłam. 

- Zauważyłem. - zaśmiał się, odkładając telefon. - Dzisiaj też do klubu?

Miałam odpowiedzieć, kiedy zadzwonił mój telefon. Cholera, to z biblioteki. 

- Tak? - chrząknęłam. 

- Chanel, jak się czujesz? - spytała moja szefowa. 

- Dobrze, za dwa dni ściągam gips. - powiedziałam ucieszona. 

- Och, to cudownie. Nie możemy się Ciebie doczekać. - Odpowiedziała radośnie Pani Mitchell. - W takim razie do zobaczenia w czwartek. - pożegnała się. 

Ta kobieta jest ze złota. Inny pracodawca już dawno by mnie wyrzucił za ciągłą nieobecność.

- Kiedy wracasz do biblioteki? - zapytał Justin, wstając z łóżka i skierował się do łazienki. 

- W czwartek. - jęknęłam. 

- Lubisz tą pracę? 

- Nic lepszego nie znajdę. - westchnęłam, również wchodzą do łazienki. Justin stał przy umywalce i szczotkował zęby. Przytuliłam się do jego pleców. - Tęskniłam. - szepnęłam, całując jego łopatkę. 

- Ja też. - odpowiedział, wypluwając pastę. - Idziesz pod prysznic? - spytał

- Zrobię śniadanie. - pokręciłam głową, odrywając się od szatyna. 

- Ty jesteś moim śniadaniem. - powiedział, łapiąc mnie za uda i podniósł. 

Zaśmiałam się, oplatając go nogami i tak razem wzięliśmy prysznic. Bardzo długi prysznic. 

Wydaje mi się, że się zakochałam. 


MONEY (Justin Bieber)Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon