Chanel *POV
Justina nie ma już trzeci dzień, a ja od wczoraj zajmuję się klubem. Brian nie daje żadnego znaku życia. Nie wiem co robi, gdzie jest, ani kiedy będzie. W sumie nawet lepiej, w końcu mam spokój, dziewczyny też. Tyle tylko, że nie wiem kompletnie co ja mam tu robić. Nadzorować? Wypełniać jakieś papiery? A co jeśli ktoś przyjdzie do Briana, a zastanie mnie? Z rozmyśleń wyrwało mnie pukanie.
- Proszę. - chrząknęłam, poprawiając się na krześle.
- Schodzę, więc zdaje mój utarg. - oznajmiła Bella, barmana. - Jak ręka? - spytała niepewnie, podając mi kasetkę z pieniędzmi.
- Lepiej. - uśmiechnęłam się. - za 3 dni mogę zdjąć gips. - pomachałam ręką w białym gipsie.
- Całe szczęście. Nie pasuje Ci - zaśmiała się dziewczyna.
- Kto wchodzi teraz na bar? - spytałam, otwierając kasetkę. Wyjęłam z niej 50 dolarów i podałam dziewczynie. - Dziękuję.
- Chyba Sasha, dziękuję. - uśmiechnęła się dziewczyna biorąc napiwek. - W takim razie lecę. Pa
- Pa. - odpowiedziałam. Kiedy dziewczyna wyszła, wszedł jeden z ochroniarzy.
- Jeden z klientów uderzył Kaye.
- Co? - krzyknęłam, wstając i ruszając do wyjścia.
- Spakowaliśmy go już do auta. Więcej nie będzie z nim problemu. - powiedział, podążając za mną.
- Gdzie jest Kaya?
- W szatni.
Pobiegłam do szatni i zastałam tam Kaye z workiem lodu na twarzy. Cała rozczochrana.
- Boże, jak się czujesz? - pisnęłam, podchodząc do przyjaciółki. Czego Ci potrzeba?
- A Brian? - spytała zdziwiona.
- Wyjechał, teraz ja nadzoruję klub.
- W końcu na jakiś czas będzie spokój. - zaśmiała się, pociągając nosem. - Skurwiel był silny, ale się nie dałam.
- Moja dzielna dziewczynka. - szepnęłam, tuląc koleżankę. - Potrzebujesz czegoś? Zaraz ktoś odwiezie Cię do domu.
- Posiedzę chwilę i będzie okej. - westchnęła, przykładając teraz worek do żebra.
- Niczym się nie przejmuj, wrócisz do pracy jak będziesz uważała. - oznajmiłam, wstając.
- Daj spokój Chanel. - parsknęła. - Jutro już tu będę. Tak łatwo się mnie nie pozbędą.
Zaśmiałam się wraz z dziewczyną i wyszłam z szatni.
- Co z tym klientem? - spytałam, idąc obok ochroniarza.
- Tym się nie musisz martwić. Nie będzie już tu przychodził.
Skinęłam głową, rozumiejąc, że albo już nie żyje, albo połamią mu wszystkie kończyny. Wróciłam do biura Briana i zasiadłam przy biurku, patrząc na kamery. Tak właśnie minęła mi reszta nocy. Senna wróciłam do domu. Nastawiona już na autopilot, ruszyłam do pokoju. Zdjęłam buty i padłam na łóżko.
- Ciężka noc? - odezwał się zachrypnięty głos.
Momentalnie odechciało mi się spać. Podniosłam się i zapaliłam światło, dostrzegając Justina leżącego w moim łóżku.
- Co Ty tu robisz? - spytałam, ponownie gasząc światło i położyłam się do łóżka.
- Masz zamiar spać w ubraniach?
- Nie mam sił się rozebrać. - jęknęłam, przewracając się na plecy.
- Ciężka noc? - spytał, wstając i zaczął mnie rozbierać. W pewnym momencie usnęłam. Nie wiem czy zdążył rozpiąć mi spodnie, a już byłam nieprzytomna.
Kiedy się obudziłam Justin leżał i pisał coś w telefonie.
- Hej. - szepnęłam, przecierając oczy ręką.
- Pierwszy raz mi się zdarzyło, żeby dziewczyna zasnęła podczas rozbierania.
- Przepraszam. - zachichotałam, przewracając się na plecy. - Byłam strasznie zmęczona. - ziewnęłam.
- Zauważyłem. - zaśmiał się, odkładając telefon. - Dzisiaj też do klubu?
Miałam odpowiedzieć, kiedy zadzwonił mój telefon. Cholera, to z biblioteki.
- Tak? - chrząknęłam.
- Chanel, jak się czujesz? - spytała moja szefowa.
- Dobrze, za dwa dni ściągam gips. - powiedziałam ucieszona.
- Och, to cudownie. Nie możemy się Ciebie doczekać. - Odpowiedziała radośnie Pani Mitchell. - W takim razie do zobaczenia w czwartek. - pożegnała się.
Ta kobieta jest ze złota. Inny pracodawca już dawno by mnie wyrzucił za ciągłą nieobecność.
- Kiedy wracasz do biblioteki? - zapytał Justin, wstając z łóżka i skierował się do łazienki.
- W czwartek. - jęknęłam.
- Lubisz tą pracę?
- Nic lepszego nie znajdę. - westchnęłam, również wchodzą do łazienki. Justin stał przy umywalce i szczotkował zęby. Przytuliłam się do jego pleców. - Tęskniłam. - szepnęłam, całując jego łopatkę.
- Ja też. - odpowiedział, wypluwając pastę. - Idziesz pod prysznic? - spytał
- Zrobię śniadanie. - pokręciłam głową, odrywając się od szatyna.
- Ty jesteś moim śniadaniem. - powiedział, łapiąc mnie za uda i podniósł.
Zaśmiałam się, oplatając go nogami i tak razem wzięliśmy prysznic. Bardzo długi prysznic.
Wydaje mi się, że się zakochałam.
![](https://img.wattpad.com/cover/125529259-288-k103014.jpg)
BINABASA MO ANG
MONEY (Justin Bieber)
Fanfiction- To nie jest burdel! - warknął oburzony Chazz. - To klub ze striptizem. Możesz oglądać, nie dotykać. - wytłumaczył. - Chyba jesteś tu pierwszy raz. - westchnęła. - Możesz tylko oglądać, pod żadnym pozorem nie dotykaj. Rozumiesz? - Tak. Uśmiechnęła...