Rozdział 8

13.1K 186 16
                                    


- Właśnie. - pokręcił głową, ruszając do mojej kuchni. 

- Mamy czas. - krzyknąłem, żeby chłopak mnie usłyszał. 

- Nie, nie mamy! - krzyknął Jaxon, wracając do salonu. - Lecimy do Miami za dwa dni, żeby zdać sprawozdanie. 

Kompletnie o tym zapomniałem. To nie jest moje pierwsze zadanie, jednak tym razem za bardzo się wczułem. Może to dlatego, że miło byłoby w końcu usiąść w jednym miejscu, mieć dziewczynę i korzystać z życia. Mam dość ciągłego życia na walizkach. Chciałbym w końcu wejść do domu, swojego domu i zastać w nim kogoś. Może czas odejść? 

- Spokojnie, damy radę. - przewróciłem oczami. - A teraz. - przetarłem twarz dłońmi, po czym wstałem. - idę spać. - ziewnąłem, udając się do mojego pokoju. Po chwili usłyszałem trzask, co oznaczało, że Jaxon wyszedł. W końcu. Ostatni raz ziewnąłem i padłem na łóżko, a ostatnie o czym pomyślałem, były usta Chanell. 


Wszyscy siedzieliśmy w samolocie i czekaliśmy na wystartowanie. Wszyscy, miałem na myśli mnie, Jaxona i Brook. Jak się okazało Brooklyn miała najwięcej informacji o siostrach Fletcher. Zaraz wszyscy musimy opowiedzieć Evanovi o naszych obserwacjach przez ostatnie dwa miesiące. Czy się denerwowałem? Nie. Czy Jaxon się denerwował? I to jeszcze jak! Jest początkujący. Nie wiem dlaczego wyznaczyli go do tego zadania. 

Wyszliśmy z samolotu i każdy udał się do swojego wypożyczonego auta. Przez panujące korki po niecałej godzinie byłem pod siedzibą CIA. Włożyłem okulary na nos i wszedłem do budynku. Okazałem swoją przepustkę i zostałem wpuszczony. Ruszyłem windą na 5 piętro, od razu kierując się do gabinetu Evana. Jak się okazało, wszyscy już tam siedzieli. 

- Jason! W końcu! - warknął mój szef, kręcąc głową. - Czekamy tylko na Ciebie. - przewrócił oczami i gestem ręki wskazał na fotel. Usiadłem i czekałem, aż zacznie rozmowę.

- Tak więc. Dwa miesiące to chyba dużo, prawda? - spytał czarnoskóry mężczyzna. - Opowiedzcie mi czego się dowiedzieliście. - Jason, może zaczniesz? - spojrzał na mnie głupio się uśmiechając. - Powiesz mi na co wydałeś pieniądze podatników? A dokładnie. - spojrzał na kartki, które miał przed sobą. - 10 tysięcy? - jego twarz momentalnie zrobiła się czerwona. - Wszystko wydałeś w klubie, jakim cudem? - rozłożył bezradnie ręce. 

- No cóż. - chrząknąłem, drapiąc się po głowie. - Musiałem jakoś zbliżyć się do Chanell.

- Już się zbliżyłeś. - zaśmiał się Jaxon, a raczej Peter. 

Szef spojrzał na Petera i jeszcze chwila, a byłby gotów zabić go ramką ze zdjęciem, która stała na jego biurku. 

- Przypomnijcie mi, dlaczego powierzyłem wam tak ważną misje. - mruknął, masując swoje skronie. - Bo kurwa nie mogę sobie przypomnieć. Banda idiotów! - krzyknął, uderzając pięścią w stół. - Caroline, może chociaż Ty jesteś mądrzejsza i dowiedziałaś się czegoś. - spojrzał wyczekująco na dziewczynę. 

- Więc tak, z tego co mi wiadomo, Chanell niedługo odchodzi z Clubu. Miała jakąś umowę z Brianem, ale jej koleżanki nie chciały mówić jaką dokładnie. Podobno jest specjalnie traktowana przez szefa. Ostatnio została napadnięta pod Money, przez jednego z klientów, który zniknął później w dziwnych okolicznościach. 

- Czyli wygląda na to, że to nie jest praca jej marzeń. - stwierdził Evan, marszcząc brwi. 

- Ale chwila! - przerwał Peter. - Demi mówiła, że ma wujka Briana.  


Chanell POV*

*w tym samym czasie*

- Tak? - przyłożyłam telefon do ucha, nie patrząc nawet kto dzwonił. 

- Brooklyn miała jakiś pierdolony wyjazd i musisz przyjść do pracy. - warknął wściekle Brian. 

W duchu przewróciłam oczami i zaczęłam wyklinać, jednak nic nie wydostało się z moich ust. 

- W porządku, zarz przyjadę. - westchnęłam, patrząc na zegarek. 

- Do zobaczenia. - rozłączył się. 

Prędko pobiegłam do swojego pokoju i zaczęłam poprawiać zakaryte malinki oraz zadrapania Ciało spryskałam jeszcze lakierem do włosów, żeby makijaż się trzymał.

- Demi! - krzyknęłam, kierując się do salonu, skąd zabrałam kluczyki od auta i torebkę.

- Co! - fuknęła, stając na przedostatnim schodku. 

- Nie co! Tyko proszę! - również warknęłam. - Wychodzę. Masz siedzieć w domu. 

- Mogłaś zostawić jakąś karteczke, czy napisać sms. - jęknęła dziewczyna i wróciła do siebie na górę. 

Naprawdę współczuję rodzicom, że musieli to przechodzić ze mną. Bycie rodzicem jest cholernie ciężkie. Nabrałam powietrza do płuc, przymykając na chwile oczy i ruszyłam do samochodu. Już niedługo ten koszmar się skończy. W sumie moja warga wygląda już bardzo dobrze, a zadrapania na żebrach zagoiły się, więc śmiało mogę wrócić do pracy i szybciej to skończyć.  Bez przeszkód dojechałam pod club. Zostawiłam auto w podziemnym parkingu i ruszyła schodami do clubu. Otwierając drzwi, od razu uderzyła we mnie szybka muzyka i mieszanka damskich perfum. Nie, to nie była speluna, gdzie śmierdzi piwskiem i spoconymi mężczyznami. Bez grubego portfela nie ma czego tu szukać. Przywitałam się z dziewczynami i ochroniarzami, po czym ruszyłam do przebieralni. Jako, że zastępuję tą całą Brooklyn, tańczę na sali. Ubrałam skąpą bieliznę i po chwili byłam już na swoim miejscu. Zaczęłam powoli wić się w rytm muzyki, łapiąc kontakt wzrokowy z poszczególnymi mężczyznami. Mój wzrok jednak zjechał na osobę przy barze, a dokładnie na Briana, który rzadko wychodzi ze swojego biura. Siedział oparty o bar i bacznie mi się przyglądał. Obok niego stało dwóch ochroniarzy.  Moje serce natychmiast przyspieszyło, więc od razu odwróciłam wzrok. Przecież wszystko robię jak powinnam, więc co on do cholery tu robi. Kiedy skończyłam, jak najszybciej wyszłam z clubu, żeby nie widzieć się z Brianem. Wsiadłam do auta i odjechałam. Po drodze cały czas zmieniłam stacje w radiu. Wszystko mnie denerwuje ostatnio. Justin nie odezwał się od imprezy, może i dobrze, chociaż druga część mnie krzyczała i wyrywała sobie włosy z głowy. Dostał co chciał i tyle. Liczyłam na chociaż sms ''świetnie sie bawiłem'' czy coś. Och, cokolwiek. Po prostu czuje się niefajnie. Weszłam do domu najciszej jak się dało i skierowałam do swojego pokoju. Sprawdziłam telefon, czy Brian nie dzwonił. Kogo ja oszukuje, czekam po prostu na jakikolwiek znak od Justina. Zamiast tego na ekranie widniał sms od zastrzeżonego numeru. 

nieznany: Justin jest mój, odpierdol się od niego, albo pożałujesz. 


MONEY (Justin Bieber)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz