Justin *POV
Poderwałem się z łóżka, kiedy coś rozbiło szybę w moim oknie. Z bijącym sercem wstałem z łóżka i podszedłem do kamienia, który leżał w odłamkach szkła. Oderwałem od niego kartkę, na której pisało ''Prezent czeka pod drzwiami''. Zmarszczyłem brwi i podszedłem do okna, uważając by na nic nie wdepnąć. Wyjrzałem, aby sprawdzić, czy ten, kto rzucił kamień, jeszcze znajduje się na mojej posesji. Nikogo jednak nie było. Zacisnąłem szczękę i wyszedłem z pokoju, zbiegając po schodach. Zgarnąłem broń, którą trzymałem pod schodami i powoli otworzyłem drzwi. Na początku nie wiedziałem o co chodzi. Nikogo nie było pod drzwiami. Zmrużyłem oczy, rozglądając się, aż zauważyłem leżące ciało. Ciało kobiety. Podbiegłem szybko do ciała, wciąż mając przy sobie pistolet. Przykucnąłem i ostrożnie odwróciłem kobietę na plecy.
- Kurwa, Channel. - sapnąłem, przerażony. Nic nie jest w stanie opisać tego, w jakim stanie się znajdowała. Ledwo mogłem ją poznać. Wszędzie była krew. Dziewczyna cicho zakaszlała, dzięki czemu, byłem pewien, że żyje. Przełknąłem ślinę, wkładając broń za pasek spodenek i ostrożnie podniosłem dziewczynę. Kiedy położyłem ją na kanapie, szybko pobiegłem do łazienki po apteczkę i miskę z ciepłą wodą.
- Moja malutka. - szepnąłem, ostrożnie oczyszczając jej twarz, żeby sprawdzić, skąd są krwawienia. Jak się okazało, była cała posiniaczona.
- Justin. - jęknęła słabo dziewczyna, unosząc rękę do góry. - Przepraszam. - zaskomlała. Krew na jej policzkach zaczęła się mieszać ze słonymi łzami.
- Channel, muszę zawieźć Cię do szpitala. - powiedziałem, widząc, że nie są to byle jakie obrażenia. Ona jest skatowana.
- Nie Justin. - zaskomlała. - Oni tam przyjdą. - zakaszlała dwa razy, jęcząc z bólu.
- Skarbie, obiecuję, że nic Ci się tam nie stanie. - szepnąłem, ponownie biorąc ją na ręce. Wyszliśmy z domu, od razu wchodząc do auta. Ostrożnie ją posadziłem na siedzeniu i zająłem miejsce obok. Wyjechałem z parkingu i czym prędzej udałem się do szpitala. Ponownie wziąłem ja na ręce i kiedy weszliśmy do szpitala, zacząłem wołać o pomoc. W końcu podbiegły do nas pielęgniarki, a za nimi dwaj mężczyźni z łóżkiem. Zabrali ode mnie Chanell i pędem ruszli w nieznanym mi kierunku.
- Co się stało? - spytała pielęgniarka, zatrzymując mnie, kiedy chciałem pobiec za Fletcher.
- Nie wiem. Znalazłem ją pod domem. - wzruszyłem ramionami, starając się wyminąć kobietę, ale ta znowu mnie zatrzymała.
- Proszę zaczekać, potrzebuję informacje o pacjentce. Jak się nazywa?
- Channel Fletcher. - warknąłem, zaciskając pięści. Chcę być przy niej w tej chwili.
- Dobrze, ile ma lat? Jest na coś uczulona? Leczy się?
Nabrałem powietrza do płuc, żeby się uspokoić. Ona chce jej tylko pomóc.
- 23 lata, jest uczulona tylko na orzechy i pomidory. Na nic się nie leczy. - powiedziałem bez zastanowienia. Wiele razy studiowałem jej dane, które już znam na pamięć.
- A rodzice?
- Nie żyją od trzech lat. Jedyną rodziną jest jej młodsza siostra. Zaraz do niej zadzwonię.
- Dobrze, a pan?
- Ja jestem jej chłopakiem. Gdzie mogę ją znaleźć?
- Nie jest Pan rodziną. - mruczy zawstydzona.
- Gdzie mogę znaleźć moją dziewczynę do cholery! - wrzasnąłem. - Ja ją tu przywiozłem!
Kobieta lekko się wzdrygnęła, ale w końcu pokazała mi kierunek. Usiadłem pod salą operacyjną i cierpliwie czekałem. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Demi.
- Hej. - przywitała się.
- Demi, masz jak dostać się do szpitala?
- Co się stało? - spytała spanikowana.
- Chanell tu jest. Zamów sobie taksówkę, zapłacę za nią.
- Dobrze, zaraz będę. - odpowiedziała słabo. - Wyślij mi sms, który szpital.
Rozłączyłem się i wystukałem w telefonie nazwę szpitala, po czym wysłałem do młodej Fletcher.
Lekarz wyszedł z sali i podszedł do mnie wolnym krokiem.
- W porę pan ją przywiózł. - powiedział, przejeżdżając dłonią po zaroście. - Nastąpił krwotok wewnętrzny, ale zdążyliśmy go zatamować. Są też liczne krwiaki, stłuczone żebra i złamana ręka.
Zacisnąłem pięści, wyobrażając sobie co musiała przejść. Biedna mała Chanell. Myślę, że to zadanie nie jest juz dla mnie tylko pracę. Sam z siebie mam potrzebę chronienia jej.
- Dziękuję Doktorze. - wstałem i uścisnąłem dłoń lekarzowi, po czym wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer mojego szefa. Jednak zaraz się rozłączyłem. Połączenie nie jest bezpieczne. Pokręciłem głową i ponownie usiadłem. Z sali wyszła reszta lekarzy i Chanell na łóżku. Nieprzytomna. Cała obandażowana. Ruszyłem za wszystkimi i zatrzymaliśmy sie dopiero pod salą numer 34.
- Mogę do niej wejść? - spytałem, kiedy lekarze opuszczali już pokój.
- Pacjentka jest nieprzytomna. Obudzi się za kilka godzin dopiero. Jeśli pan musi, to proszę. - powiedział mężczyzna, ustępując mi miejsca.
Wszedłem do sali i zająłem miejsce obok posiniaczonej dziewczyny. Złapałem za jej zdrową dłoń i po prostu jej się przyglądałem. Mój telefon zaczął dzwonić, więc odszedłem od Chanell i przystawiłem słuchawkę do ucha.
- Taksówkarz czeka na pieniądze. - oznajmiła Demi zapłakanym głosem. Rozłączyłem się i wyszedłem z sali, po drodze mijając dwóch policjantów. Wyszedłem przed budynek i podszedłem do taksówki. Wręczyłem mężczyźnie należytą zapłatę i wróciłem z Demi do budynku.
- Co się stało? - spytała, idąc ze mną ramie w ramie.
- Nie wiem. - westchnąłem. - Znalazłem ją na moim podwórku.
- Czy z nią już wszystko dobrze? - spytała, ocierając mokre policzki.
- Teraz już tak. - pokiwałem głową, wchodząc do sali Chanell, w której byli Ci dwaj policjanci, których mijałem.
- To pan ją znalazł? - spytał młody policjant.
Skinąłem głową, siadając ponownie przy łóżku Chanell.
- Proszę opowiedzieć co się stało.
- Usłyszałem auto odjeżdżające spod mojego domu, więc wyszedłem, a wtedy znalazłem Chanell. - opowiedziałem pokrótce, nieco koloryzując. Nie chcę być zamieszany w to śledztwo, bo mogą mnie zdemaskować.
- Demi, o której Chanell wyszła z domu? - policjant skierował tym razem pytanie do młodej Fletcher.
- Jak zwykle o 22. - wzruszyła ramionami, patrząc wciąż na swoją siostrę. CO chwilę nowe łzy zalewały jej policzki. Zmarszczyłem brwi, na to, że oni się znają.
- Zachowywała się jakoś dziwnie?
- Nie, normalnie. - pokręciła głową.
- Dobrze, zadzwoń do mnie, jak Chanell się wybudzi. - mężczyzna założył czapkę na głowę i ruszył do wyjścia.
- Znasz go? - zmarszczyłem brwi.
- Tak, kiedyś chodził za Coco. - zaśmiała się lekko, ale zaraz spoważniała. - Jest w porządku.
Skinąłem głową i powróciłem do oglądania Chanell.
- Powinnam zadzwonić do Briana. - oznajmiła, wyciągając telefon z kieszeni.
- Nie. - natychmiast zaprotestowałem, przez co dziewczyna dziwnie na mnie spojrzała. - Najpierw niech Chanell się wybudzi.
- Ale Brian powinien o tym wiedzieć.
Myślę, że Brian dobrze o tym wie, bo prawdopodobnie to jego sprawa. Prezent od niego, że mam się nie zbliżać do sióstr Fletcher.
Hello! Dziękuję za miłe komentarze! Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :)
![](https://img.wattpad.com/cover/125529259-288-k103014.jpg)
YOU ARE READING
MONEY (Justin Bieber)
Fanfiction- To nie jest burdel! - warknął oburzony Chazz. - To klub ze striptizem. Możesz oglądać, nie dotykać. - wytłumaczył. - Chyba jesteś tu pierwszy raz. - westchnęła. - Możesz tylko oglądać, pod żadnym pozorem nie dotykaj. Rozumiesz? - Tak. Uśmiechnęła...