ROZDZIAŁ 15

9.7K 165 9
                                    


Justin *POV

Poderwałem się z łóżka, kiedy coś rozbiło szybę w moim oknie. Z bijącym sercem wstałem z łóżka i podszedłem do kamienia, który leżał w odłamkach szkła. Oderwałem od niego kartkę, na której pisało ''Prezent czeka pod drzwiami''. Zmarszczyłem brwi i podszedłem do okna, uważając by na nic nie wdepnąć. Wyjrzałem, aby sprawdzić, czy ten, kto rzucił kamień, jeszcze znajduje się na mojej posesji. Nikogo jednak nie było. Zacisnąłem szczękę i wyszedłem z pokoju, zbiegając po schodach. Zgarnąłem broń, którą trzymałem pod schodami i powoli otworzyłem drzwi. Na początku nie wiedziałem o co chodzi. Nikogo nie było pod drzwiami. Zmrużyłem oczy, rozglądając  się, aż zauważyłem leżące ciało. Ciało kobiety. Podbiegłem szybko do ciała, wciąż mając przy sobie pistolet. Przykucnąłem i ostrożnie odwróciłem kobietę na plecy. 

- Kurwa, Channel. - sapnąłem, przerażony. Nic nie jest w stanie opisać tego, w jakim stanie się znajdowała. Ledwo mogłem ją poznać. Wszędzie była krew. Dziewczyna cicho zakaszlała, dzięki czemu, byłem pewien, że żyje. Przełknąłem ślinę, wkładając broń za pasek spodenek i ostrożnie podniosłem dziewczynę. Kiedy położyłem ją na kanapie, szybko pobiegłem do łazienki po apteczkę i miskę z ciepłą wodą. 

- Moja malutka. - szepnąłem, ostrożnie oczyszczając jej twarz, żeby sprawdzić, skąd są krwawienia. Jak się okazało, była cała posiniaczona. 

- Justin. - jęknęła słabo dziewczyna, unosząc rękę do góry. - Przepraszam. - zaskomlała. Krew na jej policzkach zaczęła się mieszać ze słonymi łzami. 

- Channel, muszę zawieźć Cię do szpitala. - powiedziałem, widząc, że nie są to byle jakie obrażenia. Ona jest skatowana. 

- Nie Justin. - zaskomlała. - Oni tam przyjdą. - zakaszlała dwa razy, jęcząc z bólu. 

- Skarbie, obiecuję, że nic Ci się tam nie stanie. - szepnąłem, ponownie biorąc ją na ręce. Wyszliśmy z domu, od razu wchodząc do auta. Ostrożnie ją posadziłem na siedzeniu i zająłem miejsce obok. Wyjechałem z parkingu i czym prędzej udałem się do szpitala. Ponownie wziąłem ja na ręce i kiedy weszliśmy do szpitala, zacząłem wołać o pomoc. W końcu podbiegły do nas pielęgniarki, a za nimi dwaj mężczyźni z łóżkiem. Zabrali ode mnie Chanell i pędem ruszli w nieznanym mi kierunku. 

- Co się stało? - spytała pielęgniarka, zatrzymując mnie, kiedy chciałem pobiec za Fletcher. 

- Nie wiem. Znalazłem ją pod domem. - wzruszyłem ramionami, starając się wyminąć kobietę, ale ta znowu mnie zatrzymała. 

- Proszę zaczekać, potrzebuję informacje o pacjentce. Jak się nazywa? 

- Channel Fletcher. - warknąłem, zaciskając pięści. Chcę być przy niej w tej chwili. 

- Dobrze, ile ma lat? Jest na coś uczulona? Leczy się? 

Nabrałem powietrza do płuc, żeby się uspokoić. Ona chce jej tylko pomóc. 

- 23 lata, jest uczulona tylko na orzechy i pomidory. Na nic się nie leczy. - powiedziałem bez zastanowienia. Wiele razy studiowałem jej dane, które już znam na pamięć. 

- A rodzice? 

- Nie żyją od trzech lat. Jedyną rodziną jest jej młodsza siostra. Zaraz do niej zadzwonię. 

- Dobrze, a pan? 

- Ja jestem jej chłopakiem. Gdzie mogę ją znaleźć? 

- Nie jest Pan rodziną. - mruczy zawstydzona. 

- Gdzie mogę znaleźć moją dziewczynę do cholery! - wrzasnąłem. - Ja ją tu przywiozłem! 

Kobieta lekko się wzdrygnęła, ale w końcu pokazała mi kierunek.  Usiadłem pod salą operacyjną i cierpliwie czekałem. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Demi. 

- Hej. - przywitała się. 

- Demi, masz jak dostać się do szpitala? 

- Co się stało? - spytała spanikowana. 

- Chanell tu jest. Zamów sobie taksówkę, zapłacę za nią. 

- Dobrze, zaraz będę. - odpowiedziała słabo. - Wyślij  mi sms, który szpital.

Rozłączyłem się i wystukałem w telefonie nazwę szpitala, po czym wysłałem do młodej Fletcher. 

Lekarz wyszedł z sali i podszedł do mnie wolnym krokiem. 

- W porę pan ją przywiózł. - powiedział, przejeżdżając dłonią po zaroście. - Nastąpił krwotok wewnętrzny, ale zdążyliśmy go zatamować. Są też liczne krwiaki, stłuczone żebra i złamana ręka. 

Zacisnąłem pięści, wyobrażając sobie co musiała przejść. Biedna mała Chanell. Myślę, że to zadanie nie jest juz dla mnie tylko pracę. Sam z siebie mam potrzebę chronienia jej. 

- Dziękuję Doktorze. - wstałem i uścisnąłem dłoń lekarzowi, po czym wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer mojego szefa. Jednak zaraz się rozłączyłem. Połączenie nie jest bezpieczne. Pokręciłem głową i ponownie usiadłem. Z sali wyszła reszta lekarzy i Chanell na łóżku. Nieprzytomna. Cała obandażowana. Ruszyłem za wszystkimi i zatrzymaliśmy sie dopiero pod salą numer 34. 

- Mogę do niej wejść? - spytałem, kiedy lekarze opuszczali już pokój. 

- Pacjentka jest nieprzytomna. Obudzi się za kilka godzin dopiero. Jeśli pan musi, to proszę. - powiedział mężczyzna, ustępując mi miejsca.

Wszedłem do sali i zająłem miejsce obok posiniaczonej dziewczyny. Złapałem za jej zdrową dłoń i po prostu jej się przyglądałem. Mój telefon zaczął dzwonić, więc odszedłem od Chanell i przystawiłem słuchawkę do ucha. 

- Taksówkarz czeka na pieniądze. -  oznajmiła Demi zapłakanym głosem. Rozłączyłem się i wyszedłem z sali, po drodze mijając dwóch policjantów. Wyszedłem przed budynek i podszedłem do taksówki. Wręczyłem mężczyźnie należytą zapłatę i wróciłem z Demi do budynku. 

- Co się stało? - spytała, idąc ze mną ramie w ramie. 

- Nie wiem. - westchnąłem. - Znalazłem ją na moim podwórku. 

- Czy z nią już wszystko dobrze? - spytała, ocierając mokre policzki. 

- Teraz już tak. - pokiwałem głową, wchodząc do sali Chanell, w której byli Ci  dwaj policjanci, których mijałem. 

- To pan ją znalazł? - spytał młody policjant. 

Skinąłem głową, siadając ponownie przy łóżku Chanell. 

- Proszę opowiedzieć co się stało. 

- Usłyszałem auto odjeżdżające spod mojego domu, więc wyszedłem, a wtedy znalazłem Chanell. - opowiedziałem pokrótce, nieco koloryzując. Nie chcę być zamieszany w to śledztwo, bo mogą mnie zdemaskować. 

- Demi, o której Chanell wyszła z domu?  - policjant skierował tym razem pytanie do młodej Fletcher. 

- Jak zwykle o 22. - wzruszyła ramionami, patrząc wciąż na swoją siostrę. CO chwilę nowe łzy zalewały jej policzki. Zmarszczyłem brwi, na to, że oni się znają. 

- Zachowywała się jakoś dziwnie? 

- Nie, normalnie. - pokręciła głową. 

- Dobrze, zadzwoń do mnie, jak Chanell się wybudzi. - mężczyzna założył czapkę na głowę i ruszył do wyjścia. 

- Znasz go? - zmarszczyłem brwi. 

- Tak, kiedyś chodził za Coco. - zaśmiała się lekko, ale zaraz spoważniała. - Jest w porządku. 

Skinąłem głową i powróciłem do oglądania Chanell. 

- Powinnam zadzwonić do Briana. - oznajmiła, wyciągając telefon z kieszeni. 

- Nie. - natychmiast zaprotestowałem, przez co dziewczyna dziwnie na mnie spojrzała. - Najpierw niech Chanell się wybudzi. 

- Ale Brian powinien o tym wiedzieć. 

Myślę, że Brian dobrze o tym wie, bo prawdopodobnie to jego sprawa. Prezent od niego, że mam się nie zbliżać do sióstr Fletcher. 


Hello! Dziękuję za miłe komentarze! Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :) 

  

MONEY (Justin Bieber)Where stories live. Discover now