II 7.

314 23 3
                                    

Zarówno studenci jak i profesor, który prowadził badania byli w całkowitym szoku.  Przesłuchanie wszystkich sześciu osób było wyczerpujące zarówno dla agentów jak i dla samych świadków. Jednak wnosiło stosunkowo niewiele do postępowania. Wszystkim zadawali te same pytania i za każdym razem uzyskiwali te same odpowiedzi. Podążali za śladami watahy, która żerowała na tym terenie kiedy natknęli się na rozczłonkowane zwłoki. Profesor od razu wezwał strażników leśnych, a oni FBI. Później z ich pomocą odprowadził studentów do schroniska. Emma go podziwiała. Miał tyle lat, że mógł od dawna być na emeryturze. Zamiast tego wybrał odmrażanie sobie palców w górach stanu Waszyngton. Wszystko w imię ochrony amerykańskiej przyrody. Po zakończeniu rozmowy, rozdygotany zaproponował im butelkę wina, ale odmówili. 

Kiedy jasne było że nie dadzą rady zjechać na dół, a w tych okolicznościach nie są w stanie nic zrobić postanowili pójść spać. Tylko część pokojów w schronisku była ogrzewana, dlatego zdecydowano że agenci zostaną dokwaterowani do pokojów zajmowanych przez studentów. Emma zajęła wolne łóżko w pokoju jedynej dziewczyny w grupie, Toni. Była jej dozgonnie wdzięczna za pomoc. W związku z tym, że nie przewidziała ewentualności nocowania poza domem, nie miała ze sobą nic. Studentka pożyczyła jej żel pod prysznic, pastę do zębów oraz spodnie dresowe i podkoszulek.

Emma zasnęła, gdy tylko jej głowa dotknęła poduszki. Otoczyła ją ciemność, ciepło i mocna ręka która objęła ją w talii. Uśmiechnęła się i otworzyła oczy. Dwie stojące przy łóżku lampki nocne oświetlały ich sypialnie w Nowym Jorku. Leżeli na boku, a jej wampir przerzucił rękę przez jej talię, sprawiając że była mocno przyciśnięta do jego ciała. Z ust Emmy wydobyło się głośne westchnienie.

 - Ciężki dzień?

- Nie masz pojęcia - mruknęła, przewracając się na drugi bok. Położyła dłoń na jego twarzy i złożyła długi pocałunek na jego ustach. To było coś o czym marzyła przez cały dzień. 

- Nie jesteś w domu? 

Odczuwał jej emocje i uczucia  o wiele silniej niż normalnie, co znaczyło że jest bardzo podekscytowana. Jednak dominowały smutek i znużenie.  To wystarczało żeby domyślił się, że pracuje nad jakąś nową sprawą. 

- Nie, jestem w parku narodowym. 

- O tej porze? Dlaczego? 

- Morderstwo - odpowiedziała enigmatycznie. Zazwyczaj i tak dowiadywał się wszystkiego o sprawach jakie prowadziła, jednak teraz nie miała ochoty o tym myśleć. - Ale teraz nasypało tyle śniegu, że nie możemy wrócić do miasta. Teraz śpimy w jakimś schronisku turystycznym w środku lasu. 

 - Związane z narkotykami? - Zapytał, mocno zdziwiony. Emma od kilku tygodni opowiadała mu o tym jak współpracuje z DEA. Jednak po raz pierwszy wspomniała cokolwiek o lasach i parkach narodowych. 

- Nie, przynajmniej to się skończyło. A jak się mają sprawy w Nowym Jorku? 

- Dom wariatów, Albert przyleci jutro tuż po zachodzie słońca. 

 - Nie wspominałeś o tym w weekend - powiedziała próbując sobie przypomnieć czy w ogóle rozmawiali o jednym z najpotężniejszych władców wampirów w Europie. Nie kojarzyła ani jednego słowa, które dotyczyło by Alberta. A o jego przyjeździe Lucien na pewno by jej powiedział. 

- Wtedy o tym nie wiedziałem - mruknął, zanurzając dłoń w jej włosach. 

Lucien chciał jej jeszcze powiedzieć o rozmowie, którą odbył z Cyrusem ale zobaczył że Emma ma dość jego ględzenia. Dlatego ograniczył się do powolnego głaskania jej pleców. Gdy całkowicie się zrelaksowała do jego umysłu zaczynały trafiać obrazy, przebłyski sytuacji których nie przeżył. Widział świerki uginające się pod ciężarem śniegu i ciało chłopca umieszczone w czarnym worku. Nie chciał żeby Emma o tym teraz myślała. Dlatego sam skupił się na wieczorze, który kilka lat temu spędzili na łyżwach w Central Parku. Przypomniał sobie policzki Emmy, całe czerwone od mrozu i pocałunki, które smakowały gorącą czekoladą. 

- Kocham cię Lucien - mruknęła, gdy wspomnienia z tamtego dnia wyparły obrazy z miejsca zbrodni. 

- Ja też cię kocham. 

                                                                                           ***

Emmę obudziła Tonia, która razem z dwoma innymi studentami za raz o świcie wyszła aby sprawdzić zastawione przez kilkoma dniami foto pułapki. Agentka poleżała jeszcze przez kilka minut w łóżku, ale w końcu zmusiła się do wyjścia spod rozgrzanej kołdry. 

Kiedy w końcu zeszła do stołówki Andrew i Steven już jedli śniadanie. 

- O, dobrze że wstałaś. W nocy przestało padać. A mój kolega właśnie jedzie przetrzeć nam szlak. Za jakąś godzinę powinniśmy wyjechać. 

- Adam jeszcze nie wstał? - Zapytała, zalewając wrzątkiem torebkę z herbatą.  

- Nie. 

Emma wzruszyła ramionami i zabrała się za przygotowanie sobie kanapek. Mniej więcej dziesięć minut później do pomieszczenia wtoczył się Adam. Nigdy nie widziała go w takim stanie. Oczy miał przypuchnięte, a włosy sterczały mu na wszystkie strony. Wyglądał jakby nie do końca się obudził. 

- Dzień dobry - powiedział zachrypniętym głosem. Od razu podszedł do stolika i nalał sobie pełen kubek kawy. - Będziemy mogli dzisiaj zjechać? 

- Tak, właśnie mówiłem Emmie że warunki poprawiły się na tyle że jest to możliwe. 

Czterdzieści minut później Steven dostał telefon od swojego kolegi. Miał pięć minut drogi do schroniska. Andrew zaoferował, że zrobi im kanapki na drogę. Steven poszedł za nim do kuchni, żeby poszukać termosu. Adam wyszedł aby pozbierać swoje rzeczy. Tym samym Emma została sama w stołówce i zaczęła bez przekonania sprzątać po śniadaniu. 

Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale w tym miejscu było wyjątkowo cicho. Odgłosy dobiegające z kuchni czy z piętra mocno kontrastowały z ciszą jaka panowała na zewnątrz. Dlatego od razu usłyszała zbliżający się samochód. Kiedy auto się zatrzymało, odłożyła talerzyki  i wyszła do holu. 

Prawie wpadła na wysokiego mężczyznę, który właśnie wszedł do środka.  Pomimo mrozu panującego na zewnątrz jego kurtka była rozpięta i widać było spod niej koszulę zielonego munduru strażników leśnych. Kiedy uniosła wzrok zobaczyła, że na jego twarzy maluje się grymas obrzydzenia, a oczy lśnią złotym blaskiem. Świetnie, tylko zmiennego jej brakowało. 

- Dzień dobry - powiedziała cofając się o krok. Osobiście, nie miała nic do zmiennych. Jednak ciężko było jej się pozbyć wrażenia, że absolutnie każdy jakiego poznała była impulsywnymi, sterowanymi hormonami brutalami. Takimi jak ten, który patrzył na nią jakby za raz miał się na nią rzucić. 

- Kim jesteś? - Warknął, zbliżając się do niej. Wziął jeden głęboki oddech i jeszcze mocniej się skrzywił. - Śmierdzisz jak jeden z tych żywych trupów. 

- To było bardzo nieuprzejme- powiedziała, za wszelką cenę próbując nie dać się zastraszyć mężczyźnie. Do niedawna stosunki pomiędzy zmiennymi, a wampirami były oziębłe ale poprawne. Teraz w zasadzie była to jawna wrogość. - W szczególnie w stosunku do agenta FBI. 

Zmienny obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem i skierował się w stronę stołówki nawołując Stevena. Emma zacisnęła zęby i poszła na piętro po swoją kurtkę. Żegnając się z profesorem i  pozostałymi w schronisku studentami poinformowała ich jak mogą się z skontaktować z nią lub z Adamem gdyby przypomnieliby sobie coś istotnego dla sprawy. 

Emma dziękowała Bogu, że to Steven zwiedzie ich na dół. Kiedy wychodzili ze schroniska, zmienny nie odezwał się do niej słowem i była za to dozgonnie wdzięczna. Droga do leśnego parkingu zajęła im dwie godziny. Po bardzo ciepłym pożegnaniu ze Stevenem Emma w końcu przekręciła kluczyk w stacyjce ich SUV-a. Odetchnęła z ulgą gdy odpalił. 

- Jedziemy najpierw do domów czy od razu do biura? - Zapytał Adam, gdy wyjechali na główną drogę w kierunku Seattle.

- Muszę się przebrać, więc spotkamy się pewnie gdzieś w okolicach południa - miała nadzieję, że uda im się dojechać do miasta przed dwunastą. 

- A co powiesz na drugie śniadanie? - Zapytał,  spoglądając na znak wskazujący odległość go przydrożnej restauracji. 

Bez sercaWhere stories live. Discover now