Rozdział 19

4.5K 311 52
                                    




Adrien pov.

Patrzyłem na dziewczynę, którą ledwo udało się uratować. Była nieprzytomna już cztery dni. Lekarze zszyli jej żyłę ale potrzebna była transfuzja krwi, bo za dużo jej ubyło. Marinette jest w śpiączce i wszyscy powtarzają mi, że obudzi się w swoim czasie ale ja już dłużej nie wytrzymam. Gdy moim detektywom udało się ją wreszcie namierzyć byłem wniebowzięty. Niestety widok, który zastałem, był przerażający.

Dziewczyna, którą kocham, leżała blada na łóżku, cała we krwi i uśmiechała się lekko, jakby na pożegnanie. Edward ( jeden z detektywów ) zawiadomił pogotowie, a ja próbowałem zatamować krwawienie.

Myślałem, że ją straciłem. Na szczęście karetka szybko przyjechała i zabrała Marinette. Przez cały ten czas bałem się, że już nigdy nie zobaczę jej pięknych oczu, nie przeproszę jej, ani niczego nie wyjaśnię.

Teraz siedziałem na niewygodnym krześle obok śpiącej dziewczyny i jedyne o czym marzyłem to to, żeby otworzyła oczy.

- Adrien, chłopcze idź do domu się wyspać. Zadzwonię, gdyby się coś zmienło. - wydarł mnie z zadumy ojciec Marinette. Widać, że cała sytuacja odcisnęła na nim piętno. Wyglądał, jakby postarzał się o piętnaście lat. Nie było dnia, w którym nie szukałby córki. Widać było, że ją bardzo kocha.

- Wrócę wieczorem. - nie chciałem się kłócić. Wstałem i rozprostowałem kości. Siedzenie osiem godzin w jednym miejscu nie było zbyt wygodne. Spojrzałem ostatni raz na dziewczynę ale ciągle miała zamknięte oczy.

Wyszedłem ze szpitala i skierowałem się na parking do mojego auta. Na szczęście nie było daleko od mojego domu, bo najprawdopodobniej zasnąłbym za kółkiem.

Pierwsze co zrobiłem po powrocie, to poszedłem pod prysznic. Po nim zamierzałem się zdrzemnąć, a następnie wrócić do osoby, którą kocham.

***

Marinette pov.

Powoli zaczęłam otwierać oczy. Czułam się jak na olbrzymim kacu. 

Rozejrzałam się po pomieszczeniu w, którym się znajdowałam. Białe ściany coś mi przypominały. Nagle przed oczami zaczęły mi przelatywać chwilę spędzone w zamknięciu. Przez chwilę myślałam, że moja próba pozbawienia swojego życia była tylko snem. Zaczęłam dusić się panikom, która mnie ogarnęła. 

Po chwili poczułam obejmujące mnie ramiona. Gdy zobaczyłam ich posiadacza momentalnie się uspokoiłam. Prze chwilę patrzyłam w jego oczy, a potem się rozpłakałam. Czułam jakbym się oczyszczała z wszystkich negatywnych emocji. 

- Tato! - wtuliłam się w ramiona mojego ojca. Nie wiem jak wytrzymałam trzy lata bez niego. 

- Już dobrze kochanie. Nic ci nie grozi. - Jego słowa były dla mnie ja balsam na zranioną duszę. Wierzyłam mu. Przy nim zawsze czułam się bezpieczna. Tę chwilę przerwała nam pielęgniarka. 

- Widzę, że się już obudziłaś. Teraz zrobię rutynowe badania i jeżeli wszystko będzie dobrze to będziesz mogła wyjść. - skinęłam głową na znak , że zrozumiałam. 


Po badaniach ubrałam się w przywiezione wcześniej przez tatę ubrania i ruszyłam do samochodu. Po chwili zatrzymaliśmy się przed budynkiem zrobionym w całości  z cegły. 

- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam tatę. Popatrzył na mnie zarówno przepraszająco, jak i stanowczo.

- Córeczko, próbowałaś się... Zabić. Musisz porozmawiać o tym z odpowiednią osobą. - przez chwilę rozważałam jego słowa, a potem do mnie dotarło. 

- Idziemy do psychiatry? - spytałam mimo to, że już wiedziałam o co mu chodziło. 

- Tak. Musimy. Nie chcę cię stracić. - powiedział z autentycznym strachem w głosie. 

- Rozumiem. - dopiero teraz uświadomiłam sobie jaki ból przyniosłam mojemu tacie. Mimo to nie żałowałam. Wolałabym naprawdę umrzeć, niż być w  takiej sytuacji jeszcze raz, dlatego nie zamierzałam przepraszać. 

Weszliśmy do budynku, a tam, po rozmowie taty z recepcjonistką udaliśmy do odpowiedniego gabinetu. Czułam, że zapowiada się długa rozmowa. 


***

Leżałam w moim łóżku, które było w moim pokoju, a te w moim mieszkaniu. Niewiarygodne jak przez słowo ,,moje'' czuję się lepiej. Rozmyślałam o tym co powiedziała mi moja psychiatra, mianowicie, to że nawet jeżeli spotkało mnie wiele nieszczęść to mam dla kogo żyć, że przez moją matkę nie mogę się poddać.

Czy to właśnie zrobiłam? Poddałam się? Czy byłam tchórzem patrzącym tylko na siebie? 

Nie chciałam taka być. Kochałam moich bliskich. Szybko wstałam z łóżka i ruszyłam do pokoju taty. 

- Nie śpisz jeszcze? - zapytał. Siedział przy biurku i robił coś na komputerze. 

- Nie mogłam zasnąć. Słuchaj... Chciałabym cię przeprosić. Zachowałam się egoistycznie. - popatrzył na mnie ze łzami w oczach. 

- Nie masz za co przepraszać! Nie wyobrażam co musiałaś czuć, będąc tam z dala od świata. Twoją matką zajęła się już policja i nic ci już nie grozi. - podszedł powoli do mnie i złapał za dłonie. - Chciałbym jednak, żebyś mi obiecała, że już tego nie spróbujesz zrobić. - Patrząc w jego oczy, które wyrażały czystą miłość nie potrafiłabym odmówić. Ten mężczyzna był moim ojcem, oraz najważniejszą osobą w moim życiu. 

- Obiecuję. - Powiedziałam przytulając się do jego ogromnego brzucha. Skończyliśmy na kanapie oglądając komedie, jak za dawnych czasów. 

- Twoje przyjaciółki były u ciebie ale odesłałem je ze szpitala i powiedziałem, że skontaktujesz się z nimi jak tylko będziesz w stanie. - poinformował mnie w czasie reklam. 

- Zadzwonię jutro rano. - Poinformowałam. Po dłuższej chwili ciszy zapytałam, czy ktoś jeszcze był. Odpowiadała mi sama cisza, a ja się zorientowałam, że mój tato zasnął. 

Westchnęłam przeciągle i przykryłam go kocem. Sama skierowałam się do pokoju ale przeszkodził mi dzwonek  do drzwi. Zastanawiałam się kogo mogło przywiać o tej godzinie i wyjrzałam przez wizjer. Zobaczyłam znajomą twarz i cała się spięłam. Mimo to powoli otworzyłam drzwi. 

- Cześć Adrien. 

Miraculous  |Nie jesteś sama| Part 1 & 2 & 3Where stories live. Discover now