A MOŻE TO KOLEJNY ROZDZIAŁ?

1.9K 123 63
                                    

- Teraz cię pokonam! - krzyknęłam do Adriena i wymierzyłam mu mocnego kopniaka. Już byłam pewna, że oberwie ode mnie w barki, ale on złapał mnie nie wiadomo kiedy za nogę. Podniósł brew i spojrzał się na mnie kpiąco.

- Ah tak? - Po jego czającym się na twarzy uśmieszku wiedziałam co mnie czeka, ale nim zdążyłam zaprotestować chłopak pociągnął mnie, a ja wylądowałam twardo na plecach. Od uderzenia na chwilę zabrakło mi powietrza w płucach.

- Boże... Jak ja cię nienawidzę. - Wystękałam i powoli podniosłam się do siadu. Adrien podał mi rękę, żeby pomóc mi wstać, a ja wyczułam idealną okazję do sprania mu tyłka.

Pociągnęłam go w moją stronę i wykorzystując moje ukryte talenty, których pozazdrościłby mi sam Bruce Lee usiadłam na chłopaku.

- Jak już mówiłam, teraz cię pokonam. - Uśmiechnęłam się zwycięsko i popatrzyłam na mojego chłopaka z góry. Jego ręce wyładowały na moich biodrach, a wyraz twarzy w ogóle nie przypominał zmartwionego.

- Kotek... Żeby utrzymać mnie w tej pozycji musiałabyś być odrobinę większa. Albo chociaż mieć mniej kościsty tyłek.

- Hej! Z moim tyłkiem wszystko jest w porządku! - zbulwersowałam się. Byłam już gotowa przywalić chłopakowi w twarz, ale ten tylko cynicznie się uśmiechnął i przeniósł ręce na moją rzekomą część ciała.

- Masz rację. Jest idealny.

- Oczywiście, że tak. Co do twojego nie byłabym tego taka pewna. - Powoli podniosłam się z chłopaka i z powrotem ustawiłam się w pozycji bojowej. Na moje zachowanie Adrien tylko przewrócił oczami, ale posłusznie odpowiednio się ustawił.

Chłopak zaczął mnie atakować, a ja go skutecznie blokowałam. Już byłam pewna, że zaraz przejdę do ofensywy, gdy niespodziewanie zostały mi podcięte nogi, a ja ponownie wylądowałam ciężko na plecach. Adrien tym razem nie pomógł mi wstać tylko od razu przyparł moje ręce kolanami do ziemi.

- Wiesz co kotek? Gdy coś będzie ci się działo, to zamiast walczyć, uciekaj gdzie pieprz rośnie. - Czułam, jak policzki mi różowieją ze złości. Chłopak uczył mnie podstawowej samoobrony, ale jak widać, nie byłam zbyt dobrym uczniem. - No już... Nie denerwuj się. - Adrien widział moją irytację i lekko pochylił się nade mną. - Wynajmę ci ochroniarza. - Zaczął składać pocałunki na mojej szyi, a ja jęknęłam z przyjemności. Zdecydowanie wiedział, jak odwrócić moją uwagę.

- A może ty będziesz moim ochroniarzem? - chłopak wyswobodził moje ręce, a ja wplotłam je w jego włosy. Czułam, jak się uśmiechał przy mojej szyi.

- A kto będzie mnie ochraniał?

- A kto tobie by chciał coś zrobić? Widziałeś siebie w lustrze? Krzywica ryja na zaawansowanym poziomie. - skłamałam pewnym głosem i stłumiłam śmiech, gdy chłopak popatrzył na mnie z irytacją w oczach.

- Może powinienem znaleźć sobie dziewczynę, której będę się podobał? - droczył się.

- Może powinieneś. Ale z tą mordą będzie ciężko.

***

Siedziałam w pracowni BEXLEYA i posłusznie słuchałam darcia się mojej przełożonej na temat tego jakimi nieudacznikami wszyscy byliśmy. Bycie stażystką było do dupy, ale było to konieczne...

Niedługo miał się odbyć Fashion Week i oczywiście wszyscy chodzili, jak na szpilkach, żeby tylko nie zirytować szefostwa.

Z niecierpliwością patrzyłam na zegarek byle tylko, jak najszybciej wyjść, ale na nieszczęście wciąż musiałam tutaj być przez dziesięć minut jeszcze.

- Cheng! Czy to nie ty miałaś przygotować złote guziki?! - Wróciłam na ziemię i spojrzałam ze strachem na Sylvie. Żmija od samego początku się mnie czepiała.

- Ale ja takie zaniosłam Andresowi. Te złote klasyczne. - Mój wywód przerwało chrząknięcie.

- Cześć Sylvi. Chciałaś się ze mną spotkać. - Patrzyłam ze zdziwieniem na Adriena. Gamoń nic mi nie mówił, że będzie miał spotkanie w mojej pracy.

- A tak! Chciałabym żebyś poszedł w moim pokazie! - Oczywiście, że tak. Który projektant by go nie chciał. - Niestety nie mogłam się dodzwonić do twojego managera, więc musiałam cię wezwać osobiście.

- Pewnie Sylvi, bardzo chętnie. Ale wiesz, że ryzykujesz? - W oczach mojego chłopaka zabłysły złośliwe iskierki. - Zdaniem mojej dziewczyny nie mam zbyt ciekawej aparycji. - Na jego słowa zsunęłam się lekko z krzesła i próbowałam schować za biurkiem. A najlepiej zniknąć z pracowni. Albo z tego kraju.

- Marinette ostatnio zachowuje się dziwacznie, ale nie powinniśmy się nią sugerować. - Oczywiście moja szefowa nie mogła się powstrzymać od uszczypliwości.

Oczy wszystkich pracowników skierowały się na mnie, a ja czułam, jak się rumienię. Adrien błysnął do mnie złośliwym uśmiechem, a ja mu się odwzajemniłam wzrokiem pełnym nienawiści. Co. Za. Dzban. Chłopak przeszedł z moją szefową do jej gabinetu, a ja w tym czasie zabrałam swoje rzeczy i wyszłam. Niby zawsze wracałam z pracy z moim pożal się Boże chłopakiem, ale teraz zdecydowanie nie miałam na to ochoty. Żartowanie sobie sam na sam to jedno, ale przychodzenie do mojego miejsca pracy i mnie ośmieszanie to drugie. 

Wsiadłam do białego Astona Adriena i w duchu pogratulowałam sobie tego, że kiedyś ukradłam mu wszystkie zapasowe klucze do samochodów. Połączyłam się z Vanessą, której po chwili opowiedziałam całą sytuacje.

- Czyli ukradłaś mu auto?

- Tak. - Ze złością skręciłam w stronę domu.

- A wcześniej ukradłaś mu kluczyki.

- Tak.

- I masz prawko, które jest na automat, a jeździsz teraz skrzynią biegów.

- Zgadza się. - Usłyszałam głośny śmiech przyjaciółki i automatycznie uśmiech  pojawił się na mojej twarzy.

- On cię zabije. - Prychnęłam i wjechałam na parking. Ostrożnie zaczęłam  parkować.

- Ja cała, auto całe, chyba jeszcze pożyję. - Kpiłam w stronę przyjaciółki. Gdy byłam zadowolona i miałam wciskać hamulec... Auto przyspieszyło i uderzyło w ścianę. Przerażona przez chwilę się nie ruszyłam, a następnie zaciągnęłam ręczny i wyszłam z samochodu.

W słuchawkach słyszałam głośny śmiech Vanessy ale nie bardzo mnie on obchodził w chwili, gdy patrzyłam, jak zderzak ledwo się trzyma.

- On cię zabije! - Wciąż się śmiała. Pożegnałam się szybko.

- Ja. Pierdole. - Patrzyłam załamana na szkody jakie wyrządziłam. Trzęsącymi rękoma wybrałam numer Adriena.

- Halo? Kotek? Gdzie jesteś, przepraszam cię... Nie powinienem się,  tak zachować. - Zaczął. Na jego słowa serce ścisnęło mi się ze strachu.

- Jak bardzo mnie kochasz?

- Bardzo... Marinette? - zamknęłam oczy i wiedziałam, że zauważył brak auta. - Gdzie jest mój samochód?

To nie rozdział. To... coś.

Miraculous  |Nie jesteś sama| Part 1 & 2 & 3Where stories live. Discover now