2. Rozdział 14

1.8K 132 74
                                    

Siedziałam na kawie z Toddem Frankleyem. Byliśmy w moim ulubionym Starbucksie przy Hyde Parku. Rozmawialiśmy o jakiś błahych sprawach, nie zaczepiając osobiste tematy.
Ogólnie chłopak był w porządku, ale nic szczególnego swoją osobą nie wykazywał. Pewnie to samo myślał o mnie.

- Słuchaj Todd, muszę ci się do czegoś przyznać. - westchnęłam cicho. Byłam winna chłopakowi wyjaśnienia, bo zdecydowanie bym się z nim nie umówiła, gdyby nie interwencja Adriena. - Spotkałam się z tobą, bo...

- Ale ja wiem. - Spojrzałam na niego zdziwiona. - Widziałem, że chciałaś odmówić. A potem twój były cię wkurzył i chciałaś się zemścić. - Mój były. Te słowa cholernie mnie bolały. Ale taka była rzeczywistość. Przecież już nie był mój. - Ale nie martw się. Nie mam ci tego za złe. W końcu zgodziłaś się, czyż nie? - uśmiechnął się. Odwzajemniłam jego gest.

- Dzięki, że rozumiesz. Nie chciałam cię wykorzystywać. Wyszło samo z siebie. Ale nie żałuje, że przyszłam się jednak spotkać. Nie jesteś, aż tak tragiczny. - mrugnęłam do chłopaka.

- Nie jestem aż tak tragiczny? - podchwycił temat. - Ja jestem wprost fantastyczny!

- No nie wiem. Piszesz XD z małej litery. Kto normalny tak robi? - No serio kto? Przecież jedyna prawidłowa pisownia, to albo duże x i małe D, albo wszystko z dużej.

- Jesteś nienormalna. Moje XD jest wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju.

- Wyraża pogardę. Bo musisz specjalnie zmienić literę z dużej na małą. Ta pogarda wali po oczach. - oparłam brodę na ręce. - Dlatego mówię, że jednak jesteś tragiczny.

Chłopak zaśmiał się na moje słowa. Rozbawienie szybko zniknęło z jego twarzy i zmieniło się na irytację.

- Co oni do cholery tutaj robią? - odwróciłam się i zobaczyłam wchodzącego do kawiarni Adriena razem z Kelsey. No przecież. Ten zjeb doskonale zdawał sobie sprawę, że to mój ulubiony Starbucks.

- Ja już wypiłam kawę. Jak chcesz to możemy iść do parku. - zaproponowałam. Nie chciałam ranić samej siebie widokiem tej dwójki. Tym bardziej, że Kelsey wyglądała cudownie. Przebrała się w błękitną sukienkę na ramiączkach, a pod spód założyła zwykłą białą koszulkę. Zmarszczyłam brwi na ten widok. Przecież to był typowy mój strój do szkoły. Nie zwróciłabym na to nigdy uwagi, gdyby nie to, że dziewczyna miała zupełnie inny styl ubierania ode mnie. Czy ona próbowała wyglądać, jak ja? Na samą myśl zachichotałam, bo laska, tak bardzo głośno wyrażała pogardę moją osobą, a jednocześnie upodabniała się do mnie.

- Tak, dobry pomysł. - jednocześnie wstaliśmy od stolika. Czułam na plecach palące spojrzenie, ale ignorowała je całą swoją osobą. Ruszyłam do drzwi, gdy usłyszałam ten irytujący głos.

- Co za zbieg okoliczności! Marinette i Todd. Nie sądziłam, że spotkam dwa klauny w tym samym momencie. - Zamknęłam oczy i odwróciłam się ze sztucznym uśmiechem.

- Patrz. W tym momencie są już trzy. - zmierzyłam dziewczynę wzrokiem. Adrien zamawiał w tym momencie kawę i nie słyszał całego zajścia. A może udawał. - Dlatego zostawiamy ci scenę, żebyś mogła sama pobłaznować. - Odwróciłam się na obcasie i wyszłam na zewnątrz. Todd znajdował się tuż za mną i śmiał się pod nosem.

- Uwielbiam twoje riposty. - uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w stronę parku. - Jak to jest, że ani trochę się jej nie boisz?

- Dlaczego miałabym się jej bać? - zmarszczyłam ze zdziwieniem brwi. Nie wyobrażałam sobie czuć respektu do Kelsey.

- Dziewczyna potrafi zrobić piekło za samo istnienie. - złośliwy błysk pojawił się w jego oczach. - Wiem coś o tym. Przecież byłem z nią rok.

- Wyrazy współczucia kolego. - poklepała go wspierająco po ramieniu. - Nie wiem dlaczego sam skazałeś się na to piekło, ale czuj we mnie oparcie. - Todd nieszczerze się uśmiechnął, ale nie skomentował moich słów. Może zerwanie dla niego też było bolesne.

- Idziesz na urodziny do Olivii? - zmienił temat.

- Tak. Słyszałeś, że robi ją w stylu pin-up? - Cieszyłam się niezmiernie z tego powodu. Miałam już idealną kieckę na tę okazję. Zaczęliśmy rozmawiać o imprezie ustalając, że pójdziemy na nią razem.

Todd odprowadził mnie na moją ulicę i uśmiechnął się.

- Dzięki, że się ze mną spotkałaś. Jesteś super dziewczyną. - Czyżby wątpił w to wcześniej? Pożegnałam się z chłopakiem i ruszyłam do domu. Śpiewałam sobie pod nosem piosenkę Harrego i się sama sobie dziwiłam w jakim dobrym humorze byłam.

- Cześć tato! - krzyknęłam, gdy dotarłam na miejsce. Ruszyłam, jak najszybciej do swojego pokoju, by przebrać się jak najszybciej z niewygodnych ubrań, a przede wszystkim z tych obcasów.

- Cześć słonko! - Usłyszałam z kuchni. - Słuchaj...

- Powiesz mi później! - krzyknęłam i wspięłam się po schodach. Wparowałam do swojego pokoju jednocześnie zrzucając przeklęte botki ze stóp. Cholery, jak na swoją cenę, były diabelnie niewygodne.

Podeszłam do szafy w poszukiwaniu domowych rzeczy, ale przerwało mi chrząknięcie. Podskoczyłam lekko ze strachu i odwróciłam się w stronę łóżka.

- Co ty tutaj do cholery robisz? - miałam wrażenie, że bardzo często używałam tego pytania.
Z niedowierzeniem patrzyłam na Adriena, który jak gdyby nigdy nic, leżał na moim łóżku i przeglądał coś na telefonie. - Czy ty nie miałeś teraz randki z Kelsey? - Na moje słowa podniósł wzrok. To śmieszne, że chrząkał na mnie, a nawet nie raczył na mnie patrzeć.

- To nie była randka. - stwierdził. - Musiałem wybadać czego były chłopak tej suki chciał od mojej dziewczyny. - Na jego słowa złość wybuchła w moich żyłach.

- Nie. Jestem. Twoją. Dziewczyną. - wycedziłam wolno i wyraźnie. Było nie ruchać panienek na boku, to by nie miał teraz tego problemu. - Leć do Caroline. Pasujecie do siebie. Ty taki ładny, ona taka ładna... - niby drwiłam, ale czułam prawdę w moich słowach.

- Serio przeszkadza ci ten udawany związek? - wstał z łóżka i podszedł do mnie. Poczułam się mała, gdy tak stałam przed nim ledwie sięgając mu do podbródka. - To są tylko spekulacje mediów, żeby zrobić zamieszanie naokoło kampanii reklamowej. - Popatrzyłam w jego oczy, które tak kochałam. I chciałam zapomnieć o tym bólu co mi przysporzył. Chciałam nie pamiętać o tym, że mnie zdradził, że tak na dobrą sprawę mnie nie kochał. Bo gdyby kochał, to by nie zdradził. Piękna zależność. - Mari, kochanie...

- Przestań. - odsunęłam się od blondyna, aż oparłam się o szafę. - Nie mów tak do mnie. Nie masz do tego żadnego prawa. Już nie. Wybrałeś Caroline, więc nie wiem co ty tutaj jeszcze robisz. Wyjdź z mojego domu. - popatrzyłam ponad ramieniem chłopaka. Jego widok łamał mi serce, bo jedyne co chciałam to do niego podbiec i go przytulić.

- Nie rozumiesz, że cię kocham?! - podniósł głos. Sfrustrowany przeczesał włosy ręką. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja nie wytrzymałam. Poczułam łzy napływające do oczu. - Mari, kotek, proszę nie płacz.

- Po prostu wyjdź. I nie mów tak do mnie. Już złamałeś mi serce. Nie musisz go teraz deptać. - ręce lekko zaczęły mi się trząść, a łzy spływać po policzkach. Byłam emocjonalnym wrakiem. I nie potrafiłam się pozbierać. A myślałam, że dzisiaj nastąpił progres.

- Dobrze, wyjdę. - Znowu szarpnął za swoje włosy. - Ale najpierw posłuchaj mnie. Todd... - O nawet nie było mowy żeby mi coś gadał na jego temat.

- Nie interesuje mnie to. Wypad mi stąd. - warknęłam, ale niezbyt przekonująco. Naszą wymianę zdań przerwało wparowanie mojego taty do pokoju. Popatrzył na mnie i Adriena. Zobaczył moje łzy i jego frustrację.

- Chyba powinieneś wyjść Adrienie. - powiedział i zrobił mu przejście w drzwiach. Chłopak nawet nie dyskutował i wyskoczył z pokoju.

Tato na mnie spojrzał i współczucie ukazało się na jego twarzy.

- Co się kruszynko stało, gdy byłem w Paryżu? - zapytał z troską.

- Adrien się stał. - wyszeptałam. - Złamał mnie. A ja się nie potrafię poskładać.

Miraculous  |Nie jesteś sama| Part 1 & 2 & 3Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin