2 Rozdział 6

2.1K 154 55
                                    

Siedziałam w swoim pokoju i patrzyłam na sufit. Rozważałam, czy to możliwe żeby Adrien mnie zdradził. Z jednej strony myślałam, że kocha mnie, a z drugiej widziałam czarno na białym jak tulił jakąś dziewczynę.

Nie odzywałam się do niego trzy dni, więc byłam niemal pewna, że jak dzisiaj wróci to pogna do mnie. Nie byłam tylko pewna, czy chcę z nim rozmawiać. Wciąż mnie zastanawiało kim była ta dziewczyna. Na zdjęciu byli przed jakąś restauracją, więc
najprawdopodobniej byli coś zjeść. Razem. Sam na sam. Na myśl o tym, że był na ,,randcę'' z jakąś siksą cała się skręcałam. To nie tak, że nie możemy się z nikim widywać. Nie jesteśmy toksycznym związkiem. Mamy sobie po prostu mówić o takich sytuacjach. Żeby nie było takiej sytuacji, że ja zobaczę jego zdjęcie w internecie z jakąś dziewczyną, o której istnieniu nie miałam pojęcia.

Próbowałam zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi, ale nie mogłam znaleźć wytłumaczenia, dlaczego nie powiedział mi o tym. Chcąc nie chcąc chodziły mi po głowie myśli, że mógł mnie zdradzić. 
Gwałtownie wstałam i wybrałam numer Adriena. Skoro chcę wiedzieć to powinnam się zapytać. A nie szukać odpowiedzi w ścianie.

Krążyłam po pokoju słuchając sygnału w telefonie. Gdy już miałam się rozłączyć usłyszałam jego głos.
- O!! Kto to postanowił się odezwać wreszcie do mnie? - zakpił ze mnie. Słyszałam po jego głosie, że jest na mnie zdenerwowany. Bardzo.

- Taa... O której będziesz w domu? - zapytałam cicho. Mimo, że to ja miałam być zła, wyszło na to, że to jednak on jest poszkodowany. Czasami jestem taka żałosna...

- Nie wiem czy chce mi się wracać. Skoro własna dziewczyna ma we mnie wyjebane, a jest weekend to chyba pójdę z Caroline na imprezę. - powiedział do słuchawki. Jego słowa były dla mnie jak uderzenie w twarz. Niedość, że zachowywał się jak pajac to jeszcze próbował obrócić kota ogonem.

- Może twoja dziewczyna nie miałaby ciebie w dupie gdybyś się z jakimiś dzidami na boku nie umawiał. Miłej imprezy życzę. - Zasyczałam do słuchawki i rzuciłam ze wściekłości telefonem o ścianę.

Co
Za
Gnój

Podbiegłam do telefonu, by zobaczyć czy jeszcze i żyje i po szczęśliwej autopsji zadzwoniłam do Vanessy.

- Stara, czy ty wiesz co ta frajerzyna zrobiła?! - opowiedziałam całą sytuację blondynce. Cierpliwie mnie słuchała i ewentualnie wyzywała blondyna co mnie w obecnej sytuacji bardzo cieszyło. - I ON TERAZ IDZIE NA IMPREZĘ Z NIĄ. Nie widzieliśmy się tydzień, a on idzie na imprezę. - Lamentowałam do słuchawki.

- Laska nie będziesz gorsza. Też pójdziemy na imprezę. Nawet we dwie. Do Eteru pójdziemy. - wymieniła nasz ulubiony klub.

- Dobra masz rację, nie będę przecież płakać. - rozłączyłam się po tym jak umówiłyśmy się na dziesiątą. Była dziewiętnasta, więc miałam dużo czasu jeszcze. Wiedziałam, że skoro idziemy do klubu, a nie na domówkę to Adrien mimo wszystko nie może się dowiedzieć o tym, że poszłam. Od zawsze powtarzał, że po Nowym Jorku w centrum miasta sama mam nie chodzić. Możliwe, że ma to związek z wydarzeniami z moją matką ale wiedziałam, że wpadłby w furię.

Ale czego oczy nie widzą temu sercu nie żal.
On nie wybuchnie, a ja będę miała wewnętrzną satysfakcję.
Szach mat Agreste.

***

Byłam już lekko wstawiona, gdy poszłyśmy z Vanessą na parkiet. Zaletą Eteru było to, że nie pytali o dowody. Fakt faktem starałyśmy się wyglądać na te dwadzieścia jeden lat ale mimo wszystko. Miałyśmy osiemnaście..

Tańczyłyśmy razem lekko pijane kusząc facetów swoimi krótkimi spódniczkami i obcisłymi bluzkami. Całe na czarno ubrane i właściwie jedyne po czym z ubioru można było nas rozpoznać to po butach. Ja w obcasach, a Vanessa w szpilkach. Ja swoje włosy związałam w wysokiego kucyka, żeby odsłonić swoje obojczyki, dodatkowo wyeksponowane przez koszulką na tak cienki ramiączkach, że pewnie by się urwały gdyby nie to że była tak obcisła i samoistnie się na mnie trzymała.

Moja przyjaciółka chodź w sukience wyglądała tak samo jak ja. Te same ramiączka, skórzany dół i wysoko spięte włosy.

Nie dziwie się, więc że zwracałyśmy uwagę facetów. Tańczyłyśmy na środku popijając drinkami i czując się coraz swobodniej. Wręcz... bym powiedziała pijanie. Gdy przestało grać Maneater Nelly Furtado, Vanessa poszła po kolejne drinki , a ja wyszłam przed klub oddzwonić do kogoś kto się do mnie dobijał, gdy tańczyłam. Z satysfakcją zobaczyłam, że był to Adrien. Nie zastanawiając się w ogóle od razu wykręciłam jego numer i odpaliłam papierosa. Jak robić na złość to na całego, czyż nie? Nieważne, że widziałam trochę zamazany świat.

- Marinette? - odebrał po pierwszym sygnale. A więc czekał, aż oddzwonię. Albo siedział na telefonie..

- No cześć koteeek. - odezwałam się i sama po sobie słyszałam, że jestem pijana.

- Piłaś. - warknął do telefonu. Jakby miał mieć do mnie jakiekolwiek pretensje o to. Pfff. Prostak. - Gdzie jesteś? - zapytał, a ja zaciągnęłam się papierosem. Zastanawiałam się czy mu powiedzieć, czy nie ale całe szczęście oprzytomniałam.

- Ja jestem na imprezie. Ty jesteś na imprezie. Zadzwoń, jak wrócisz do mnie. Znaczy do Nowego Jorku.

- Marinette. - znowu warknął. Wiedziałam, że jest u szczytu cierpliwości, więc szybko się rozłączyłam, zgasiłam papierosa i weszłam do klubu.

***

Jakieś trzydzieści minut później i z sześć szotów więcej poszłyśmy zapalić. Ja z lekko kręcącą się głową kiwałam się na boki i śpiewałam sobie usłyszaną wcześniej Nelly Furtado.

Maneater, make you work hard
make you spend hard
make you want all, of her love

Paliłam papierosa i się kręciłam. Po prostu... Byłam pijana. Nie potrzebowałam konwersacji z nikim bo samej ze mną było mi dobrze. Vanessa chyba była w takim samym stanie, bo też się nic nie odzywała, a tylko kręciła na boki. Wstałyśmy z murka, na którym siedziałyśmy i oczywiście ja jak to ja musiałam się potknąć. Poleciałam do przodu i byłam pewna że zaryję twarzą w beton, ale silna para rąk złapała mnie za ramiona. Z dwojga złego ta twarz na betonie byłaby lepsza, bo gdy tylko podniosłam głowę by podziękować, to ogarnęłam, że wpatruje się we mnie para zielonych oczu.

-Adrien.

Tyle pytań i zero odpowiedzi

Miraculous  |Nie jesteś sama| Part 1 & 2 & 3Where stories live. Discover now