II

6.2K 424 6
                                    

- To nie ma sensu i ty dobrze o tym wiesz. I tak umrzemy, prędzej czy później - Arthur uderzył w struny swojej gitary.

- Przestań! - zirytowała się Silver - Bywa gorzej, bywa lepiej, ale żyjemy i żyć będziemy, więc daj spokój.

- Jakbyś nie zauważyła, na zewnątrz spacerują sobie trupy.

- Co ty nie powiesz, geniuszu - dziewczyna wstała z krzesła - Nie gadaj głupot i weź tę wodę zanim się rozmyślę. Naprawdę nie obchodzi mnie to, kiedy zginiemy, uwierz mi, nie musimy tego przyspieszać. Wyobraź sobie, że nie mam ochoty rozwalać twojej gnijącej głowy.

Arthur wzruszył ramionami i wziął butelkę od Silver. Dziewczyna skinęła głową i wyszła, starając się opanować. Czasami naprawdę miała dość tego chłopaka. Zresztą wszyscy działali jej ostatnio na nerwy. Jane, choćby nie wiem co, musiała być w centrum uwagi Davida, choć gdy go nie było, nagle Arthur zajmował jego miejsce. Leah i Elena miały wszystko gdzieś. Sarah jak zwykle płaszczyła się przed Jane, a Carole zawsze za nią pracowała. A tamta egoistka nigdy nie dziękowała, nie była nawet wdzięczna, bo to jej się przecież należało.

- Jak zawsze - westchnęła głośno Silver, idąc pustym korytarzem z rękami w kieszeniach.

Dzisiaj była jej kolej na patrol przed drzwiami, razem z Leą, z przerwą na rozdzielenie zapasów. Zeszła na dół i wyszła na zewnątrz.

- I jak? - zapytała.

- Spokojnie - Leah siedziała na schodkach oparta o ścianę.

Silver przeszła na środek ulicy i rozejrzała się. Od ostatniego przejścia stada Martwych codziennie obserwowali, by w miarę możliwości szybko się zabarykadować. Poprzednio przeszli obok, oprócz kilku, którzy zaczęli napierać na drzwi, ale na szczęście było ich za mało. W końcu przestali się nimi interesować i poszli dalej.

- Następnym razem nie będziemy mieć tyle szczęścia - mruknęła Silver, siadając.

- Co?

- Jeśli znowu tu przyjdą, mogą rozwalić drzwi i dostać się do środka.

Leah w milczeniu zaczęła przeczesywać blond włosy palcami. Silver widząc, że nie doczeka się odpowiedzi, zamknęła oczy i rozprostowała nogi. Słońce przyjemnie grzało, a od wschodu wiał lekki wiatr. Można by pomyśleć, że nic się nie zmieniło, niedługo się ściemni, a oni wrócą do domu i wezmą się za lekcje.

Można by, gdyby nie ledwie słyszalne z oddali ciężkie oddechy i posuwiste kroki. Ciche, a jednak sprawiły, że dziewczyny zerwały się jak oparzone.

- Spora grupa, ale nie stado - Leah wytężyła wzrok.

- Lepiej się schowajmy...

Usłyszały strzał.

The Walking Dead - SilverWhere stories live. Discover now