XVII

2.4K 218 6
                                    

Śnieg wciąż sypał. Na farmie utworzyły się wysokie zaspy, które odgarniało trzech młodych chłopaków. Luke wręczył Mike'owi i Davidowi dwie łopaty, a sam zrzucał to, co zgarnęli, na taczki i biegał z nimi do bramy i spowrotem. Tam utworzyła się już spora góra śniegu.

- Budujecie iglo? - zapytała Silver, przechodząc obok z młotkiem w ręce.

- Bardzo śmieszne - Luke przeczesał włosy palcami - Skończyliście zabezpieczać płot?

- Tak. Teraz idziemy pomóc Betty z obiadem.

- No super! Ja tu biegam, a wy... - urwał.

Silver roześmiała się.

- Daj spokój. Ray! Idziesz, czy nie?

***

- Hej, mała! Mogłabyś coś dla mnie zrobić? - Hank zajrzał przez okno.

Silver spojrzała pytająco na Betty. Ta machnęła ręką i zajęła się mięsem jelenia upolowanego poprzedniego dnia. Dziewczyna wyszła na zewnątrz, wkładając jednocześnie cienką, granatową kurtkę, znalezioną jakiś czas temu.

- Co jest?

- Mogłabyś pojechać do miasta? Robi się coraz zimniej, a my nie mamy wystarczająco dużo koców. Osiodłałem już dla ciebie Zdrajcę. Wiem, że uwielbiasz tego wariata

Silver uśmiechnęła się i skinęła głową. Wzięła od Hanka dużą, czarną torbę i ruszyła do bramy. Tam czekał na nią Mike z kucem.

- Weź to - powiedział, wręczając jej swój pistolet.

- Dzięki.

Usiadła w siodle i wyjechała za bramę na ośnieżoną, leśną ścieżkę.

***

Silver przywiązała wodze Zdrajcy do płotu i wskoczyła przez wybite okno do dużego domu. Mimo, że Hank prosił ją o jakieś koce, nie mogła się powstrzymać, żeby nie zajrzeć do kuchni. Znalazła tam tylko scyzoryk, ale i tak była zadowolona. Weszła po schodach na górę, do sypialni. W rozbebeszonej szafie uchowały się cienka, letnia kołdra i ciemnozielona narzuta na łóżko. Na samym dnie pomiędzy nieprzydatnymi rupieciami leżał sobie spokojnie stary, zapisany w połowie dziennik. Ostatni wpis był krótki.
Dzień 47
Są w domu.

Silver mimowolnie zadrżała. Nigdzie nie napotkała Martwych, więc całkiem możliwe, że to nie żywe trupy ich dopadły. Schowała dziennik na dnie torby i obiecała sobie, że go przeczyta.

Wtedy usłyszała kroki.

- Mamy gościa, chłopaki. Koń - odezwał się nieprzyjemny, chrapliwy głos.

- Skąd wiesz? Mógł tu przybiec... - odpowiedział mu drugi, irytująco wysoki.

- Sam się nie przywiązał - trzeci był znacznie niższy, niemal kojący.

- Przeszukajcie dom.

Silver zdążyła tylko wyjąć pistolet Mike'a, kiedy wysoki mężczyzna stanął w drzwiach.

- Cholera jasna - upuścił trzymany w rękach nóż.

To był ten drugi.

- Cofnij się albo rozwalę ci łeb - warknęła Silver.

- Spokojnie, ej!

Dziewczyna wycedziła przez zęby odpowiedź, na co mężczyznę zamurowało. Nawet on nie słyszał takich przekleństw, tym bardziej w ustach piętnastolatki.

- Hej, chcę tylko pogadać.

- A ja chcę się napić kawy. Chyba oboje się dzisiaj rozczarujemy. Odsuń się.

- Nie.

Ruszył w jej stronę. Silver odbezpieczyła broń i nacisnęła spust, skierowawszy uprzednio lufę lekko w prawo. Mężczyzna zawył z bólu i przycisnął dłoń do ramienia. Spod jego palców zaczęła wypływać krew.

- Ty... Mała... - wycharczał.

Dziewczyna zrezygnowała z wysłuchiwania wyszukanych epitetów na jej temat i nie czekając, aż pozostali przybiegną zaalarmowani strzałem, chwyciła torbę i wyskoczyła przez okno. Znalazła się na tyłach domu, więc szybko wróciła na ulicę, odwiązała Zdrajcę, wskoczyła na jego grzbiet i pogalopowała spowrotem na farmę. Śnieg padał tak gęsto, że za kilka minut jej ślady znikną. W duchu dziękowała Mike'owi.

The Walking Dead - SilverDove le storie prendono vita. Scoprilo ora