Śnieg wciąż sypał. Na farmie utworzyły się wysokie zaspy, które odgarniało trzech młodych chłopaków. Luke wręczył Mike'owi i Davidowi dwie łopaty, a sam zrzucał to, co zgarnęli, na taczki i biegał z nimi do bramy i spowrotem. Tam utworzyła się już spora góra śniegu.
- Budujecie iglo? - zapytała Silver, przechodząc obok z młotkiem w ręce.
- Bardzo śmieszne - Luke przeczesał włosy palcami - Skończyliście zabezpieczać płot?
- Tak. Teraz idziemy pomóc Betty z obiadem.
- No super! Ja tu biegam, a wy... - urwał.
Silver roześmiała się.
- Daj spokój. Ray! Idziesz, czy nie?
***
- Hej, mała! Mogłabyś coś dla mnie zrobić? - Hank zajrzał przez okno.
Silver spojrzała pytająco na Betty. Ta machnęła ręką i zajęła się mięsem jelenia upolowanego poprzedniego dnia. Dziewczyna wyszła na zewnątrz, wkładając jednocześnie cienką, granatową kurtkę, znalezioną jakiś czas temu.
- Co jest?
- Mogłabyś pojechać do miasta? Robi się coraz zimniej, a my nie mamy wystarczająco dużo koców. Osiodłałem już dla ciebie Zdrajcę. Wiem, że uwielbiasz tego wariata
Silver uśmiechnęła się i skinęła głową. Wzięła od Hanka dużą, czarną torbę i ruszyła do bramy. Tam czekał na nią Mike z kucem.
- Weź to - powiedział, wręczając jej swój pistolet.
- Dzięki.
Usiadła w siodle i wyjechała za bramę na ośnieżoną, leśną ścieżkę.
***
Silver przywiązała wodze Zdrajcy do płotu i wskoczyła przez wybite okno do dużego domu. Mimo, że Hank prosił ją o jakieś koce, nie mogła się powstrzymać, żeby nie zajrzeć do kuchni. Znalazła tam tylko scyzoryk, ale i tak była zadowolona. Weszła po schodach na górę, do sypialni. W rozbebeszonej szafie uchowały się cienka, letnia kołdra i ciemnozielona narzuta na łóżko. Na samym dnie pomiędzy nieprzydatnymi rupieciami leżał sobie spokojnie stary, zapisany w połowie dziennik. Ostatni wpis był krótki.
Dzień 47
Są w domu.Silver mimowolnie zadrżała. Nigdzie nie napotkała Martwych, więc całkiem możliwe, że to nie żywe trupy ich dopadły. Schowała dziennik na dnie torby i obiecała sobie, że go przeczyta.
Wtedy usłyszała kroki.
- Mamy gościa, chłopaki. Koń - odezwał się nieprzyjemny, chrapliwy głos.
- Skąd wiesz? Mógł tu przybiec... - odpowiedział mu drugi, irytująco wysoki.
- Sam się nie przywiązał - trzeci był znacznie niższy, niemal kojący.
- Przeszukajcie dom.
Silver zdążyła tylko wyjąć pistolet Mike'a, kiedy wysoki mężczyzna stanął w drzwiach.
- Cholera jasna - upuścił trzymany w rękach nóż.
To był ten drugi.
- Cofnij się albo rozwalę ci łeb - warknęła Silver.
- Spokojnie, ej!
Dziewczyna wycedziła przez zęby odpowiedź, na co mężczyznę zamurowało. Nawet on nie słyszał takich przekleństw, tym bardziej w ustach piętnastolatki.
- Hej, chcę tylko pogadać.
- A ja chcę się napić kawy. Chyba oboje się dzisiaj rozczarujemy. Odsuń się.
- Nie.
Ruszył w jej stronę. Silver odbezpieczyła broń i nacisnęła spust, skierowawszy uprzednio lufę lekko w prawo. Mężczyzna zawył z bólu i przycisnął dłoń do ramienia. Spod jego palców zaczęła wypływać krew.
- Ty... Mała... - wycharczał.
Dziewczyna zrezygnowała z wysłuchiwania wyszukanych epitetów na jej temat i nie czekając, aż pozostali przybiegną zaalarmowani strzałem, chwyciła torbę i wyskoczyła przez okno. Znalazła się na tyłach domu, więc szybko wróciła na ulicę, odwiązała Zdrajcę, wskoczyła na jego grzbiet i pogalopowała spowrotem na farmę. Śnieg padał tak gęsto, że za kilka minut jej ślady znikną. W duchu dziękowała Mike'owi.
![](https://img.wattpad.com/cover/17079553-288-k697612.jpg)
STAI LEGGENDO
The Walking Dead - Silver
FanfictionSilver była w szkole, kiedy ogłoszono wybuch epidemii. Teraz siedzi uwięziona w budynku z ostatnimi osobami z jakimi kiedykolwiek chciałaby spędzać ten czas - pięcioma dziewczynami, z którymi się kiedyś przyjaźniła i dwoma chłopakami z ich klasy. Sz...