#31

1.1K 101 30
                                    

~Taehyung~

Jimin wyjechał zaledwie kilka godzin temu, a i tak czuję się z tym dziwnie. Już tak przyzwyczaiłem się do jego obecności, że nie wiem co ze sobą zrobić.

Leżałem podpierając się na łokciu na berzowej rogówce i oglądałem serial ,,The secret of my love". Oczywiście były same powtórki, ale przynajmniej nadrobiłem zaległości. Co chwilę sprawdzałem telefon, czy przypadkiem nie napisał, czy też nie zadzwonił. Gdy usłyszałem dźwięk, który oznaczał tylko jedno, wręcz rzuciłem się po telefon. Odblokowałem pospiesznie i nawet nie patrząc na ekran wcisnąłem zieloną słuchawkę.

-Jimin, jak podróż?

-T-Tae... p-pomóż...

Serce mi przez moment stanęło. Ten cichy głosik przeszywał mnie całego jak i równie ciche łkanie.

-Jeongguk?

-P-przyjdź proszę.

-Kooki, gdzie jesteś?

Już wstawałem z kanapy i kierowałem się zaniepokojony po kurtkę.

-Oni... złapali mnie.

-Gdzie jesteś?

Powiedziałem opanowany. Chłopak musiał się uspokoić, bo byłoby jeszcze gorzej.

-Z-za uniwersytetem.

-Zaraz tam będę, tylko się z tamtąd nie ruszaj.

-I tak nie mam jak.

Dopowiedział ledwosłyszalnie, a ja coraz bardziej zaczynałem się o niego bać.

-Trzymaj się.

Wybiegłem na podwórko i wsiadłem do naszej czarnej limuzyny z przyciemnionymi szybami.

-John, do uniwersytetu. Szybko.

-Robi się paniczu.

Po tych słowach, wcisnął gaz, aż opony zapiszczały. Nie spodziewałem się tego po Johnie. Po dziesięciu minutach wysiadłem z samochodu i pospieszyłem na pomoc młodszemu. Okrążyłem budynek dookoła.

Nie ma go.

Rozglądałem się w jedną i drugą stronę. Jednak usłyszałem dobrze mi znany płacz. Poszedłem w stronę dochodzącego dźwięku. Okazało się, że chłopak siedział skulony przed drzwiami do piwnicy.

-Jeongguk...

Podbiegłem jak najszybciej do młodszego i po prostu go objąłem.

-Już wszystko dobrze. Zabiorę cię stąd.

Uniusł na mnie zamglony wzrok.

-Dziękuję, że jesteś Tae.

Wtulił się we mnie mocniej, a ja delikatnie gładziłem jego kruczo czarne włosy. Moja koszulka stawała się cała mokra od łez zmieszanych z krwią.

-Chodź, idziemy do domu.

Pomogłem mu wstać.

-Wskakuj.

-C-co?

-No wchodź.

Wskazałem na plecy.

-A-ale jestem ciężki i...

-Nie marudź.

Kiwnął roztrzęsiony głową i usadowił się w miarę wygodnie na moich plecach, oplatając mnie swoimi rączkami. Podrzuciłem go trochę, by mi przez przypadek się nie wyślizgnął i ruszyłem do auta.

My ideal leader «~VMIN/VKOOK/VMINKOOK~» REMONT!Where stories live. Discover now