10 opinie

5.5K 394 28
                                    

Shelly siedzi obok mnie z dłonią na moim kolanie, zaznaczając swój teren. Uśmiecha się od ucha do ucha, ale może to dlatego, że wypiła już dwa drinki. Do naszego stolika podchodzą moi przyjaciele z tacą drinków. To urodziny Mike'a i chciał świętować je w klubie.

– Ale super! – Shelly bierze jednego i wypija go na raz, jak przystało na mały kieliszek.

Przyglądam się jej promiennemu wyrazowi twarzy. Blond włosach swobodnie odpadających na jej plecy. Ma na sobie bardzo krótką żółtą sukienkę, która uwydatnia jej pełne piersi..

Ashton stawia przed nami drugą tace.

– Tequila dla wszystkich.

Patrzę na tace, na której jest dużo limonek i wybucham śmiechem. Biorę jedną do ręki i zadaję pytanie, które dezorientuje wszystkich.

– Co wam to przypomina?

Nie znają odpowiedzi, oczywiście, że nie znają, bo dlaczego mieliby znać.

– Weźcie do ręki..

Wciskam każdemu z nich po jednej. Nie wiem dlaczego nie są rozkrojone, a podane w całości. W ten sposób do niego się nie nadają.

– O to wasze dwunastotygodniowe dziecko.

– Co?

Wszyscy patrzą na mnie jakbym oszalał i chyba rzeczywiście tak jest. Shelly nawet zabrała dłoń z mojego kolana i patrzy na mnie jakbym był bardziej pijany od niej.

– Shelly, jesteś w ciąży?

– Nie – odpowiada tak szybko i takim tonem jakby to ją brzydziło.  To zapewne przez strój czirliderki, żadna nie chce popsuć sobie figury.

– Dziecko, a w dziewiątym miesiącu będzie wielkości arbuza? – żartuje jeden – Chociaż kobieta je nosząca będzie przypominać słonia, a facet będzie uciekał gdzie pieprz rośnie.

– Jak można spieprzyć sobie tak życie? – pyta jeden z nich.

– Dzieci, nie mówmy o dzieciach, to zbyt depresyjne.

– Shelly, nie psuj swojego ciała ciążą.

– Nigdy.

Nigdy?

Kątem oka na nią zerkam, jakbym chciał coś wyczytać z jej twarzy, ale jej twarz nie przedstawia żadnych szczególnych emocji. No chyba, że obrzydzenie się liczy.

– Skąd wiesz takie rzeczy?

– Mam być lekarzem, prawda?

– Wypierasz na pierwszym roku specjalizacje? To tylko szkoła przygotowawcza...

Nie chcę o tym rozmawiać. Zazwyczaj mówię, że zostanę lekarzem i to wystarczy. Zagłębianie się w to przyprawia mnie o mdłości. Tak jak dzisiaj przyprawiłem o mdłości Brende gdy zacząłem cieszyć się z dziecka.

Dziecko.

Będę miał dziecko.

Z Brendą.

Jeszcze raz patrzę na Shelly i wtedy uświadamiam sobie, że cieszę się, że to Brenda. Shelly zbyt liczy się z innymi, ale ja także, bo nikomu nie powiedziałem.

Patrzę jeszcze raz na moich przyjaciół, którzy nie widzą się w roli rodziców i nie muszą, bawią się, śmieją, żartują z mojej obsesji na temat owoców. Shelly znowu trzyma rękę na moim kolanie i co jakiś czas pochyla się do pocałunku, a ja sięgam po więcej i więcej alkoholu.

– Tak myślę o tym, co powiedziałeś – mówi Calum – Dzieciak? Gdybym miał mieć dziecko mając dwadzieścia lat... całe życie by mi uciekło przez palce z powodu jakieś wpadki. Zmienianie pieluch? Brak seksu? A może wierność kobiecie, której nie kocham? Niby dlaczego? Gdyby postanowiła je urodzić.. nie, nie pasuje mi to. Obrzydziłeś mi to.

– Wyobrażacie sobie ile czasu stracicie? Zakładajcie chłopaki gumki, mówi wam ojciec Ash – śmieje się – Nikt nie chce dzielić się swoimi pieniędzmi i czasem.. mam marzenia!

– I to zrzędzenie w ciąży...

– Mnie najbardziej brzydzą zmiany na ciele – mówi Shelly – Rozstępy? Brak idealnego brzucha? Nigdy.

– Niedobrze mi.

Przepycham się obok Shelly i biegnę do toalety, żeby zwymiotować.

Będę miał dziecko i żonę.

Żonę.

Dziecko.

Będę ojcem.

Nie będę miał...

Rzygam jeszcze raz.

Brenda

Mój telefon dzwoni, a ja przeżywam szok gdy na ekranie pojawia się imię Luke'a. Odbieram, bo on nigdy do mnie nie dzwoni, dlatego nie sądzę, że to może być czymś blachym.

– Masz prawo jazdy?

Prezent na siedemnaste urodziny.

– Przyjedziesz po mnie? Nie mogę tu zostać dłużej.

Gdy się zgadzam, on od razu się rozłącza, a po chwili przysyła adres baru blisko uniwersytetu. Patrzę na moją piżamę i grubą bluzę, którą ubrałam z powodu nie działającego ogrzewania i dochodzę do wniosku, że bycie szoferem nie wymaga odpowiedniego stroju.

Wysyłam mu esemesa, gdy dojeżdżam na miejsce, a on wychodzi od tyłu. Oczywiście, źe to robi. W końcu jestem jedną wielką tajemnicą.

Jednak gdy wsiada do środka widzę na jego twarzy irytację i zmęczenie, może coś więcej, ale nie znam go na tyle, żeby to odgadnąć.

– W porządku? – tak naprawdę nie wiem czy chcę znać odpowiedź. Luke jest bardzo szczery, dlatego nie zawahałby się powiedzieć czegoś okropnego.

– Czy możesz mnie stąd zabrać? Ale nie do domu, gdziekolwiek.

– Nie wiem dokąd.

– Po prostu pojeździmy po okolicy.

Nie wiem czego się spodziewałam przyjeżdżając po niego, ale jak zawsze udało mu się mnie zaskoczyć.

Lost wedding rings |L.H|Where stories live. Discover now