19 dziecko

6.1K 456 50
                                    

Wczoraj były babeczki mandarynkowe. Dzisiaj jest ciasto. Zajadam się nim przed wyjściem do lekarza. Zdecydowanie mogę go uznać za niesamowitego kucharza. Może to nie są wymyślne mandarynkowe dania, ale sam pomysł.. mogłabym się zakochać w tym facecie. Chociaż prawdopodobnie to byłoby w tej chwili bardziej niebezpieczne niż bycie współlokatorami. Współlokatorami, którzy już drugą noc spędzili w tym samym łóżku. Za pierwszym razem to ja z niego wyskoczyłam zanim on się obudził, a dzisiaj zrobił to on. Nie do końca wiem dlaczego to robimy. Powód mojego strachu przed zduszeniem dziecka jest absurdalny, a jednak on mi pozwala robić z tego wielką rzecz. Po za łóżkiem się nie dotykamy, nasze przytulanie i tak jest ostrożne, nieco bezosobowe, ale tej nocy przynajmniej spałam.

– Jesteś podekscytowana? – pyta w samochodzie – Bo ja bardzo.

– Ale wiesz, że w rzeczywistości nie będzie przypominać mandarynki?

– Jak to nie!? – oburza się.

– Czasem jesteś zabawny.

– Często to słyszę.

No i wtedy znowu uświadamiam sobie w jakiej sytuacji się znajdujemy. Tym razem w jego radiu nie gra muzyka, a on nie śpiewa jej jak szalony, nie mówi także rzeczy, które potem zostają w mojej głowie. Właściwie już więcej nie rozmawiamy. Jedziemy w ciszy do lekarza, próbując w głowach chyba poukładać kim jesteśmy. Bo o to tutaj chodzi. Nasze wszystkie decyzje będą teraz decydować nie tylko o nas, ale o tej istocie, które z każdym dniem rośnie. To jakimi będziemy ludzi, będzie decydowało o życiu tego dziecka. Nie mogę mu powiedzieć kim ma być i z kim ma być i jak ma spędzać swój czas. Jednak tak naprawdę nie do końca rozumiem tego faceta, ma zbyt wiele twarzy.

Jesteśmy z dala od naszego rodzinnego miasta. Jednak w poczekalni i tak wszystkie oczy są skupione na nas.

– Czy ja wyglądam bardzo młodo? – szepczę mu na
ucho.

On chyba mnie nie słyszy albo nie chce, bo nie odpowiada. Rozgląda się dookoła, a po chwili kładzie rękę na moim udzie i mocno ściska.

– Okej, jestem przerażony.

Przechodzi obok nas kobieta z gigantycznym brzuchem, a on wodzi za nią wzrokiem.

– W takim stanie można chodzić?

Patrzy na mnie, a po chwili na swoją dłoń na moim udzie i szybko ją zabiera. Może to on przyciąga uwagę, a nie ja.

– Tutaj jest pełno kobiet z dziećmi w sobie, jeśli na oko miałbym rozpoznać owoce, które noszą..

W takich chwilach jest tak prawdziwy i tak szczery, że po prostu chcę być blisko niego, jego energia przyciąga mnie. A potem odzywa się w ten lekceważący sposób i mówi o mnie jakbym ja sama nie była ważna i mam ochotę tylko płakać.

– Pani Hemmings.

– Pani Hemmings.

– Czy jest tu gdzieś pani Hemmings?

– Cholera, to chyba my – Luke wstaje pierwszy.

– Co?

– Woła panią Hemmings..

To jego mama umawiała mnie na wizytę jak widać nie chciała podawać mojego prawdziwego nazwiska, a chciała przyzwyczajać mnie do tego, co wkrótce mnie czeka.

– Och – wstaję i idę do gabinetu, a on za mną – Przepraszam, ja.. – mówię do lekarki.

– Nic się nie stało. A pan jest?

– Tatą – mówi pewnie, po czym coś przemyka przez jego twarz – To znaczy tatą dziecka.

Lekarka ukrywa rozbawienie, pewnie nie jesteśmy pierwszymi tak zdenerwowanymi.

– Jak się pani czuje?

– Dobrze, chyba przybieram na wadze, ale poranne mdłości nie znikają.

– I nie są tylko poranne – zauważa Luke.

– Jeśli przybierasz na wadze to nie ma się o co martwić. Każdy organizm inaczej sobie z tym radzi, dlatego..

– Czy możemy zobaczyć już dziecko?

Patrzę na niego jakby oszalał.

– Przepraszam, denerwuję się i chcę wiedzieć, że wszystko w porządku.

– Nie ma problemu.

Siadam na magicznym fotelu, przy magicznym urządzeniu, na którym zobaczymy nasze dziecko. Dopóki urządzenie nic nie pokazuje, przyglądam się Lukowi, który wodzi wzrokiem po całym pomieszczeniu, aż zatrzymuje swój wzrok na urządzeniu. A gdy w końcu na monitorze pokazuje się nasze dziecko i rozlega się bicie jego serduszka..

– O to wasze dziecko.

– W ogóle nie przypomina mandarynki – szepcze, pochylając się do monitora.

– To nóżki.. a to..

Luke łapie mnie za rękę, mocno. Skupiam się na jego reakcji zamiast na ekranie.

– To nasze dziecko – szepcze – Niewiarygodne.

Kobieta patrzy na niego jakby był ósmym cudem świata i uśmiecha się szeroko.

– Dostaniemy zdjęcia, nagranie i wszystko, co się da?

– Tak, oczywiście.

– A instrukcje do dziecka?

– Jestem pewna, że niesamowicie pan sobie poradzi.

Wychodzimy stamtąd, a Luke cały czas gapi się na wydruki z usg.

– Chodź, uczcijmy to obiadem – nawet to nje sprawia, że na mnie patrzy.

– Nie mogę, już się umówiłam.

– Co?

– No ze znajomymi.

– Aha – mówi tylko – No to gdzieś cię zawieść?

– Przyjadą po mnie do domu – informuję go.

– Okej.

Wsiada do samochodu, a ja za nim i gdy myślę, że już odjedzie, on uderza dłońmi w kierownice.

– Słuchaj, nie bez powodu przyznałem się przed twoimi znajomymi do dziecka.

– Och, jaki z ciebie dobry człowiek.

– Nie chcę, żeby ktokolwiek myślał, że to kogoś innego dziecko. Tak jak ten twój kolega, co nas zaczął odwiedzać. To moje dziecko i nie pozwolę, żeby..

To nie na miejscu, żeby się roześmiać, prawda?

– O Boże, ty jesteś zazdrosny o dziecko. Kevin ma dwadzieścia lat, myślisz, że chciałby mieć dziecko albo przyznawać się do cudzego dziecka? Ty jesteś szalony. Przyznajesz się do niego kiedy chcesz..

– To nieprawda, jestem tutaj.

– Bo nikt cię tu nie zna.

– Naprawdę tak myślisz?

– To nie kwestia myślenia, Luke.

– Okej – jest wkurzony – Mam nadzieję, że jesteś gotowa.

– Na co?

– Jedziemy do moich przyjaciół.

Urażone męskie ego, fantastycznie.

Lost wedding rings |L.H|Donde viven las historias. Descúbrelo ahora