16 bum

5.5K 395 42
                                    


— Nie powinienem wchodzić do środka – szepcze mi na ucho gdy tuli mnie do siebie.

– Ale możesz jeszcze chwile mnie potrzymać?

– Jasne – obejmuje mnie nawet mocniej, próbując zapewnić mi kawałek ciepła i bezpieczeństwa i jestem mu za to ogromnie wdzięczna – Myślisz, że jest w środku?

– Szczerze? Nie mam pojęcia. Jego grafik, co do bycia w domu nie istnieje.

– Jesteś na niego zła.

Nie.

Nie jestem.

– Nie mogę być na niego zła, to nie jest normalna sytuacja i po prostu przy nim..

Nie jest mi dane dokończyć, ponieważ drzwi wejściowe się otwierają.

– Brenda, zaproś swojego gościa do domu.

Brzmi jak facet, który lubi sprawować nad wszystkimi kontrole.

– Muszę lecieć, ale jeszcze wpadnę – Kevin całuje mnie w czoło jak przystało na kogoś troskliwego – Albo ty wpadniesz do nas.

– Brenda.

Luke stoi w drzwiach i gestem ręki zaprasza mnie do środka. Czuję, że zaraz zada jakieś niewłaściwe pytanie, dlatego cofam się i wołam jeszcze raz Kevina, żeby wpaść mu w raniona i go wyściskać. Zapomniałam powiedzieć mu jednej bardzo ważnej rzeczy. Uśmiecham się do niego, a on odwzajemnia ten gest.

– Dziękuję – szepczę – Dziękuję, że ani razu nie spojrzałeś na mnie inaczej, ani nie powiedziałeś, że zniszczyłam sobie życie.

– Brenda, po prostu pamiętaj jeszcze o uśmiechu.

– O takim?

Wyszczerzam się do niego z wszystkimi zębami na wierzchu.

– Widzisz moje ósemki? Wyrosły..

Kevin wybucha śmiechem.

– No co, w zeszłym roku ty chwaliłeś się swoją, a ja mam już dwie! – krzyczę.

Ściska mnie jeszcze przez chwile, po czym puszcza po raz ostatni.

– Uśmiech.

Gdy wracam Luke już nie stoi w drzwiach, ale jest w kuchni.

– Ugotowałem obiad.

– Tak?

Siadam tam gdzie zawsze, gdzie codziennie rano czeka na mnie śniadanie.

– Śniadania są proste w porównaniu z obiadami. Chyba da się zjeść. Zrobiłem więcej, myślałem, że twój gość zje z nami.

– Ten którego niemal stąd wyrzuciłeś?

– Nie wspomniałaś o nikim.

– Ty też nie wspominałeś..

Dopiero teraz obraca się do mnie przodem.

– Ściągnęłaś go tu po to, żeby mnie wkurzyć? To jakiś twój super znajomy, którego poprosiłaś..

– Okej, chyba oglądasz za dużo komedii romantycznych. Co z tym obiadem?

– Chryste, Brenda..

Szarpie się za włosy, drapie się po karku i tak w kółko, póki nie jęczy sfrustrowany.

– Co tutaj robisz o tej godzinie w niedziele?

– Robię obiad dla ciebie.

– No to dziękuję.

– No to proszę.

Znowu obraca się do mnie plecami i miesza coś w garnku. Pachnie ładnie, mój węch nie sprzeciwia się zapachom, za to gdy już próbuję tego dania moje kubki smakowe odnawiają posłuszeństwa i ponownie muszę biec do swojej oddanej przyjaciółki. Luke biegnie za mną i znowu chce masować mi plecy gdy ja opróżniam mój brzuch, ale ja zrzucam jego dłoń. Chcę go przyciągnąć, a jednocześnie go odpycham. Trwa to zbyt długo, a on siedzi przy mnie i czeka, aż będę w stanie wypić wodę, którą dla mnie przygotował.

– Nie musisz tu siedzieć gdy to robię – ocieram usta wierzchem dłoni – Wręcz nie powinieneś.

– Będę trzymał twoje włosy do końca ciąży jeśli będzie potrzeba, a potem gdy będziesz rzygać, bo w końcu się upijesz, zdając sobie sprawę jak bardzo to jest przytłaczające i nie zmienisz tego.

– A może coś wezmę, no wiesz, po co ograniczać się do alkoholu..

– Okej, należało mi się.

Nawet jeśli chciałabym się z nim pokłócić, on nie daje mi na to szansy, bo przyjmuje wszystko na klatę.

– Już tego nie robię.

– Już? – nie mówił, że zrobił to więcej niż raz.

– Czasem gdy potrzebowałem się rozluźnić i zapomnieć kim jestem..

– Och, więc pragnął mnie naćpany Luke, bo był Luke'm na moim poziomie? A teraz ja do końca mam żyć tak na twoim poziomie?

– Tak, Brenda, dokładnie tak.

– To nawet nie ma sensu! – w końcu krzyczę.

– Ma więcej niż jesteś w stanie pojąć. Jednak to nie zmienia faktu, że nie chcę widzieć tego faceta w tym domu, nigdy.

– A ja nie chcę więcej widzieć tu tej całej Shelly! – krzyczę.

–Nawet już z nią nie jestem.. – broni się.

– No to kolejnej nie chcę tu widzieć! To też mój dom! Skoro chcesz spotykać się z innymi, to proszę rób to. Ja też będę!

– Jesteś w ciąży..

– Wiesz chyba w końcu zaczynam rozumieć, że to nie koniec świata, a jutro powiem mojej przyjaciółce i komu będę chciała, bo nie mam czego się wstydzić i przykro mi, że ty tego tak nie widzisz.

– Co ciebie ugryzło?

– Na pewno nie ty! Ha! – krzyczę mu w twarz i wychodzę z łazienki, żeby trzasnąć drzwiami od swojego pokoju.

Chyba właśnie zraziłam go do siebie jeszcze bardziej.

Lost wedding rings |L.H|Where stories live. Discover now